oranje oranje
69
BLOG

Sparta Praga - Lech Poznań

oranje oranje Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Przyznaję, że poprzedni meczyk Lecha potraktowałem "per noga" i okazało sie to błędem z tego powodu, że Kolejorz ledwo co przelazł na drugą stronę rzeki, a kto by się tego spodziewał? Dziś w rozkładzie jest Sparta Praga, "cywilizowana, europejska" już piłka i stąd też właśnie jestem optymistą.

Pamięć o dokonaniach możnych tego świata piłkarskiego na zakończonym Mundialu pozwala mi sądzić, że łatwiej jest pyknąć Spartę niż Inter Baku. Pytanie tylko: komu łatwiej? Lechowi?! A no więc właśnie.

Brachol mój, który - w odróżnieniu ode mnie - zna się na Lechu i w ogóle na piłce jest krańcowym pesymistą przed tym dwumeczem. Argumentował przede wszystkim tym, że: "Krivec już się popsuł, a popsuła go atmosfera w klubie, Stilić człapie jak czapla, a sam Peszko nie jest czteroskibowcem, by orać za kilku...". To cytat. I jeszcze o tym, że wrzeszczą na siebie, że nie grają na siebie, że - mimo wszystko - brakuje Franca, bo Zieliński ma za małe, jak na ten zespół, jaja (by przypomnieć rekwizyty obecne w dyskusjach jeszcze niedawno, Anno, gdzie jesteś???!).

Brachol ponadto zauważył, że nie ma kim grać w Lechu, na co ja, że przecież jest ten nowy Tshibamba.

Tu mnie wyśmiał, bo może i Tshibamba zaświeci, ale przecież nie możemy liczyć na jednego gościa.

- Z nim problemy były wcześniej - mówię ja.

- Jakie problemy - nie zrozumiał Brachol.

- No gdzieś czytałem, że wychowawcze - mówię ja.

A Brachol: - A z jakim Murzynem nie było problemów?

Na co ja: Z Arboledą.

Na co on: Arboleda to nie Murzyn!

Tak czy owak jestem myśli dobrej, na przekór analitykom i mądrym głowom, wcale zwycięstwa Lecha w Pradze nie uznam za jakiś szczególny cud. Lech Lech Kolejorz!

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości