Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2205
BLOG

O godności znalezionej na wysypisku śmieci

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 45
      Sprawa przelotnego romansu, jaki wczoraj, czy może jeszcze przedwczoraj, zawiązał się między premierem Tukiem, a blogerką Renatą Rudecką –Kalinowską nie schodzi z głównych stron internetowych portali – i, oczywiście, możemy tu mówić wyłącznie o portalach, bo, jak mogliśmy się już wielokrotnie przekonać, Internet to nisza, którą mainstream się interesuje wyłącznie w zakresie rozpoznawanym przez owego mainstreamu bieżący interes. W związku z tym, jeśli w ogóle problem trafił do świadomości publicznej, to przede wszystkim na chwilę, po drugie w formie absolutnie szczątkowej, i wreszcie wyłącznie po to, by nikt nikomu nie mógł zarzucić, że ktoś coś próbuje ukryć. 
 
     Oczywiście jednak, jak mówię, w Sieci sprawa żyje jak najbardziej. I niestety od razu wypada przyznać, że nawet gdyby głupio uznać, że to co się pisze na blogach może mieć dla kogokolwiek poza samymi blogerami jakiekolwiek znaczenie, to i tak nic by z tego zamieszania nie wynikałło. A to z tej prostej przyczyny, że omijanie sedna spraw jest plagą, która przekracza wszelkie podziały. Jak idzie o nie rozumienie sensu wydarzeń i nieumiejętność oceny tego co się dzieje w świecie – wokół nas panuje wzorowa demokracja. By zostać idiotą wystarczy tylko się pokazać i podnieść do góry rękę.
 
     Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, o co poszło, przypomnę. Otóż na posiedzeniu jakiegoś partyjnego ciała, nawiązując do znanej gdzieniegdzie sprawy Stefana Niesiołowskiego, premier Tusk poinformował, że właśnie otrzymał list od pewnej kobiety – osoby głosującej na Platformę Obywatelską – która go poinformowała, że jeśli on nadal będzie się czepiał postawy Niesiołowskiego – bohatera naszej wspólnej polskiej historii – wyborcy się od niego, Premiera, odwrócą. Nie wiem, jak na te słowa zareagowali inni, jednak jak idzie o mnie, to ja przede wszystkim pomyślałem sobie, że sprawa tego listu, to zwykły propagandowy wymysł. W końcu, cóż kosztuje powiedzieć, że gdzieś tam ktoś do nas napisał i kawałek tego niby listu zacytować. W końcu nawet ja mogę dziś napisać, że właśnie otrzymałem list od pewnego bardzo ważnego, i powszechnie szanowanego profesora, czy ministra, który – zastrzegając oczywiście anonimowość – poinformował mnie, że w środowiskach opiniotwórczych mój blog jest czytany wręcz nałogowo, i jeśli ktoś ma jakiekolwiek zastrzeżenia, to wyłącznie o to, że jestem zbyt łagodny w swoich ocenach. I kto mi udowodni, że ja kłamię?
 
      A zatem, kiedy dowiedziałem się, że Donald Tusk zaczął coś bredzić o tym jakimś „Drogim Donaldzie…”, uznałem, że on kłamie jak bura suka. A więc, że trzyma swój zwykły poziom. Tymczasem okazało się, że on ani nie kłamie, ani nic nie wymyśla, ani tak naprawdę też nie za bardzo wie, co się wokół niego dzieje, bo stało się tak, że ktoś mu po prostu tekst, który on wygłosił, wcześniej napisał, kazał mu się go nauczyć na pamięć, a następnie powiedzieć, wplątując w to oczywiście ów przedziwny fragment listu od rzekomego wyborcy. No i okazało się przy okazji coś jeszcze. Że cytowane słowa są jak najbardziej autentyczne, tyle że nie stanowią wyjątku z listu, lecz z notki Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej, niesławnej blogerki z Krakowa, którą ona tydzień temu zamieściła w Salonie24. Notki zresztą absolutnie klasycznej, zwykłej, jednej z setek innych notek, jakie ta dziwna kobieta publikuje w Salonie już od lat.
 
     No i oczywiście, natychmiast okazało się, że nikt – ale to dosłownie nikt – nie zrozumiał rangi tego, co się właśnie stało. Jedni całe to zdarzenie skomentowali tak, że oto Renata Rudecka-Kalinowska osiągnęła wielki sukces, ponieważ zacytował ją sam Premier Rządu. Inni zasugerowali, że to iż Donald Tusk musi się uciekać do cytowania tekstów Rudeckiej, świadczy jak najgorzej o kondycji w jakiej się znalazł cały ów projekt pod nazwą Platforma Obywatelska. Jeszcze inni – jak choćby administracja Salonu – znęcają się nad Tuskiem, że on słowem nie wspomniał o tym, że Rudecka to członkini PO, a to przecież stąd jest ten poufały ton, z jakim Rudecka się zwraca do swojego partyjnego kolegi. I oczywiście wszyscy debatują, czy ona jest w tej partii, czy może akurat nie. Bo podobno, sprawa nie jest do końca pewna.
 
     Tymczasem – o ile czegoś nie przegapiłem – nikt nie zwraca uwagi na którykolwiek z naprawdę ważnych elementów tego co się stało. A stało się wcale nie tak mało. Przede wszystkim, to czy Rudecka, jako autorka listu do Tuska, listu, który on uważa za na tyle istotny, by go zacytować, jest członkiem Platformy, czy nie – pozostaje bez jakiegokolwiek znaczenia. Ona jest Platformy wyborcą, na Platformę głosuje, uważa, że Niesiołowski jest bohaterem, który ma swój naturalny immunitet, no i jest przekonana, że Partia ma jej głos szanować, bo jak nie, to ona zacznie glosować na Palikota. Kropka. To co ma prawdziwe znaczenie, to fakt, że Tusk nie dostał żadnego listu od wyborcy. Stało się bowiem tak, że ktoś kto mu przygotowuje wystąpienia i dba i jego polityczną kondycję, przyniósł mu ten tekst i powiedział, że ma go przeczytać jako list od pewnej Polki, która glosuje na Platformę i tyle. I on go przeczytał właśnie tak jak mu kazano. I już samo to kompromituje zarówno Tuska jak i Rudecką. Gdyby któryś ze współpracowników Jarosława Kaczyńskiego przyniósł mu fragment jakiegoś z moich tekstów i Kaczyński by go odczytał jako list od wyborcy, to ja bym został skazany na wieczne szyderstwa związane z tym, że moje teksty służą wyłącznie jako propagandowa, partyjna sieczka, a sam Kaczyński zostałby obwołany kłamcą i idiotą. I to nie tylko na blogach, ale na poziomie jak najbardziej publicznym. O tym, co się przydarzyło Tuskowi – w mainstreamie panuje niemal kompletna cisza.
 
     Druga rzecz – może jeszcze ważniejsza – to ta, że po raz kolejny pojawiła się sprawa Stefana Niesiołowskiego, jako bohatera, którego zasługi dla Polski są tak duże, że on funkcjonuje poza wszelką krytyką. Wszyscy znamy Niesiołowskiego, wiemy, że on jest ważnym politykiem, że kiedyś był bardzo radykalnym prawicowcem, a dziś jest mu raczej wszystko jedno, znamy jego co bardziej barwne wypowiedzi na temat osób, których on nie lubi, no i oczywiście wiemy, że w komunie Niesiołowski walczył i za tę walkę siedział. Tyle tylko, że gdyby ktoś nas poprosił o jakieś fakty, to bylibyśmy w stanie wspomnieć zaledwie o dwóch: pierwszym takim, że Niesiołowski jeszcze chyba za Gomułki chciał wysadzić w powietrze pomnik Lenina w Poroninie i za to poszedł siedzieć, a drugim – że w stanie wojennym został internowany tak jak każdy z przewodniczących Solidarności gdzieś w swoim miejscu pracy. To wszystko. Tam nie ma nic więcej. Proszę to sobie sprawdzić. Całe lata 70-te i 80-te to jak idzie o Niesiołowskiego, to czarna, niczym niewypełniona dziura. Zero. Frasyniuk, Macierewicz, Moczulski, Michnik, Kuroń, Celiński, Wałęsa, Bujak, jakiś, cholera, Jedynak, czy Rulewski – każdy z nich ma jakąś historię. Nawet Jacek Fedorowicz jeździł po parafiach, sprzedawał swój rysunek z Wałęsą i opowiadał dowcipy. Niesiołowski to wyłącznie ten Lenin i to internowanie. I oto nagle okazuje się, że to nie jeden z wielu, ale prawdziwa legenda. Przecież to jest śmiechu warte. Czy ja mam do niego pretensje, ze był tylko posłem? Ależ skąd. Każdy się jakoś w tym PRL-u starał żyć, raz lepiej raz gorzej, ale jeśli się nie skurwij, to już dobrze. Tylko po co się tym chwalić?
 
      No ale jest coś jeszcze, i, moim zdaniem, to jest prawdziwa bomba. Otóż proszę zwrócić uwagę, że polityczny sztab Donalda Tuska, coś co mógł przeprowadzić na poziomie kłamstwa od początku do końca, postanowił oprzeć o zdarzenie autentyczne, a więc o wpis na jednym z blogów. I czyniąc to, uznał za całkowicie bezpieczne posłużenie się kłamstwem co do źródła tej zagrywki. A ja się zastanawiam, co oni sobie myśleli? Czy oni uznali, że nikt się o tym przekręcie nie dowie? Że nikt nie zauważy, co się stało? Że choćby Salon24 uzna sprawę za niewartą uwagi? Nie sądzę. Myślę, że oni wiedzieli, że ci co Rudecką znają, zorientują się, że to nie jest żaden list, tylko jej kolejny wpis na blogu. Tyle że oni musieli sobie przy tym pomyśleć, że to nic nie szkodzi. Że niech sobie blogerzy robią awanturę. Uważam, że wyciągając Kalinowskiej ten tekst, oni się zachowali dokładnie tak samo jak Ziemkiewicz, kiedy zrzynał od Coryllusa, czy ode mnie. Oni uznali, że blogi to jest takie gówno i taka nisza, że stamtąd można ciągnąć zupełnie bezkarnie.
 
     Oczywiście, pozostaje problem dokładnego cytowania pracy Rudeckiej, bez powołania się na autora, tyle że tu cała sytuacja przedstawia się jeszcze bardziej dramatycznie. I wcale nie chodzi o to, że Rudecka ma w sobie tak mało godności, że jej zupełnie nie przeszkadza, co ludzie takiego Tuska robią z jej było nie było pracą. To jest oczywiście możliwe, ale problem polega na tym, że oni to co sobie pomyśli Rudecka mają do końca w nosie. Dlaczego? Bo Rudecka to Internet, a Internet to gówno. To zero. Nic. I oni to świetnie wiedzą. Dla nich, Internet to śmietnik, na którym jeśli się uda czasem coś znaleźć, to dobrze. I tyle.
 
      I to jest coś, na co chciałbym zwrócić uwagę. Ani Salon24, ani Rudecka, ani Toyah, ani Krysztopa z Kacprzakiem, ani Sowiniec, ani Coryllus, ani Stary, ani nawet Matka Kurka – oni wszyscy n poziomie prawdziwie publicznym nie liczą się w stopniu choćby minimalnym. Igor Janke to dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”, a poza tym ktoś kto czasem występuje w telewizji. Dla ogromniej – podkreślam, ogromnej – większości Polaków, Salon24 to kompletna egzotyka. I ludzie Tuska to świetnie wiedzą. Przecież cóż by im szkodziło, dopisać Tuskowi do tego wystąpienia informację, że ten tekst o bohaterstwie Niesiołowskiego to cytat z blogerki Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej z Salonu24? Że patrzcie państwo, jak ładnie piszą nasi blogerzy? Nic. Tyle że pewnie uznali, że ta informacja zakłóci płynność narracji. A więc nie ma się co napinać. Bo co im się stanie? Kto im co zrobi?
 
      No ale jest jeszcze coś. I niech to już będzie wypowiedziane jako refleksja zupełnie końcowa i bardzo ogólna. Otóż gdyby mnie się coś takiego zdarzyło, że ktoś – ktokolwiek, niechby to nawet był Jaroslaw Kaczyński – w sposób równie bezczelny dokonał tego typu manipulacji moim tekstem, ja bym się obraził. Nie ot tak, troszeczkę, żeby wszyscy widzieli, że mnie to jednak obeszło, ale obraziłbym się bardzo i ostatecznie. Jak bym ogłosił publicznie, że mam do czynienia z bandą kompletnych kretynów, z którymi już do końca zycia nie chcę mieć nic wspólnego. Z tego co obserwuję, wyborcy Platformy Obywatelskiej – domyślam się, że na czele z samą Rudecką – są bardzo dumni zarówno z siebie, jak i ze swojego wyboru. No ale, że oni tacy są, wiedzieliśmy już dawno, prawda? I niech nas to w ogóle nie pociesza. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (45)

Inne tematy w dziale Polityka