Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
956
BLOG

Jeszcze o tym co syczy

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 7
      Może się to komuś wydać dziwne, lub wręcz niemożliwe, ale faktem jest, że jak dotychczas, nie miałem okazji wysłuchać choćby fragmentu polskiego hymnu na mistrzostwa w piłce nożnej, a biorąc pod uwagę dotychczasowy rozwój zdarzeń, biorę bardzo poważnie pod uwagę taką też możliwość, że umrę, owego hymnu nie znając. Z tego co wiem, piosenka ta nosi tytuł; „Koko, koko euro spoko”, jest wykonywana przez grupę starszych pań przebranych w stroje ludowe, i w kulturze popularnej funkcjonuje jako tak zwany „obciach”.
 
      Owa obciachowość, muszę przyznać, mnie mocno zadziwia, bo – znów, z tego co wiem –  ta właśnie piosenka została przyjęta jako oficjalny hymn Polski na te mistrzostwa w wyniku konkursu, w dodatku konkursu, rozstrzyganego nie przez decyzję bandy jakichś podejrzanych ekspertów, ale głosami samych kibiców, którzy ją wytypowali, śląc na jej rzecz płatne esemesy. A więc, doszło do tego, że najpierw-śmy uznali, że w ten sposób, dzięki właśnie temu „koko spoko” najlepiej się zaprezentujemy jako kraj i naród, a następnie, kiedy już wszystko było gotowe do prezentacji, ryknęliśmy zbiorowym i wspólnym śmiechem, w nagim zachwycie nad tym, jacy to z nas wieśniacy.
 
      Istnieje taka opinia, którą zresztą do pewnego stopnia podzielam i niejednokrotnie na tym blogu wyrażam, że jak idzie o poziom szeroko pojętej polskiej kultury artystycznej, wleczemy się na samym końcu świata. Że polskie kino, polska piosenka, polska literatura, polska sztuka plastyczna, czy wreszcie polski folklor, a zatem coś, na co nawet najbardziej ponury czas nie powinien mieć wpływu, to najgorsza możliwa nędza. Jak mówię, z prawdziwym bólem serca, w znacznym stopniu podzielam tę opinię, tyle że jestem przy tym głęboko przekonany, że całą winę za ten stan ponoszą nasze elity – elity samozwańcze, oszukańcze, elity które stały się tymi elitami drogą najbardziej bezczelnej uzurpacji. A nasza odpowiedzialność ogranicza się wyłącznie do tego, ze przez naszą jakże typową polską dobroduszność i łagodność serc, pozwoliliśmy na to rozpasanie, zamiast wziąć w rękę porządny kij i tę bandę bezczelnych darmozjadów rozpędzić na cztery wiatry.
 
      Ale jest jeszcze coś, o czym nie wolno nam zapomnieć pod karą wiecznego potępienia. Otóż  wspomniane elity, od samego początku prowadzą swoje interesy w dwóch kierunkach. Z jednej strony oczywiście zajmują cały dostępny rynek idei, skutecznie blokując wszystko co ma jakiekolwiek ambicje, z drugiej natomiast, robią co tylko w ich mocy, by wszystko co pozostaje na zewnątrz, pozostawało tam zachowując jak najniższy poziom. Żeby każdy zainteresowany wiedział, że to jest właśnie standard, na tle którego oni tak błyszczą. Mało tego. Oni robią co tylko w ich mocy, bo każdy Polak doskonale wiedział, że to co go otacza to najmarniejsza nędza, której właściwie można by się było wstydzić, ale również można się z niej pośmiać. To, jeśli ktoś chce się wyróżnić jako ten, kto wie więcej.
 
      Nie mam pojęcia, jak wyglądało ogłoszenie konkursu na wspomniany hymn, kto się do niego zgłosił i jakie były nagrody za pierwsze miejsce. Nie wiem nawet, kto był tego konkursu organizatorem. Czy PZPN, czy TVP, czy może minister Mucha? Natomiast wiem z całą pewnością, że w ten czy inny sposób był to ktoś, komu bardzo zależało, by ów konkurs wygrała właśnie ta a nie inna piosenka. Dziś dowiaduję się, że gdzieś ktoś zasugerował, że to „koko” oznacza kokainę. I że ta sugestia zyskała na tyle duże uznanie, że jakoś tam funkcjonuje w przestrzeni publicznej. A ja wiem, że, bez względu na to, jak nieuprawnione i głupie są tego typu skojarzenia, to jest też efekt, na który ci ludzie bardzo liczyli.
 
      Nie wiem, kto, poza tymi paniami, brał udział w konkursie, a więc trudno mi ocenić, czy konkurencja była silna, no i czy ten wynik był sprawiedliwy, czy nie. Jestem natomiast absolutnie pewien, że, gdyby komuś autentycznie zależało, by stworzyć coś w miarę choćby normalnego, i nie przynoszącego wstydu,  można było się zwyczajnie zgłosić do muzyków z zespołu Trebunie Tutki, czy  nawet do braci Golców i poprosić ich, by napisali coś, co Polacy będą mogli śpiewać w trakcie tych mistrzostw. A gdyby jedni i drudzy byli już tak fatalnie zepsuci sławą i pieniędzmi, że nie mieliby czasu na takie głupstwa jak jakieś konkursy, można było się zwrócić do jakichś co bardziej zdolnych górali z Poronina, czy ludowych artystów z Podlasia, by skomponowali i zaśpiewali jakąś chwytliwą piosenkę o tym, jaka Polska jest piękna i wielka. Niestety, czasy mamy takie, że jedni do czegoś takiego dopuścić nie mogli, a inni nie mieli ani siły, ani głowy do tego, by o to powalczyć. Czasy bowiem mamy tylko takie, że jedni czują wstyd i obrzydzenie, inni rechoczą, a reszta dba o wizerunek. Swój, bo przecież nie Polski.
 
      Nie planowałem pisać tego tekstu. Miałem w planie parę innych tematów. Tak się jednak złożyło, że dziś z samego rana żona moja znalazła na youtubie klip z piosenką napisaną na tę samą co nasze „Koko” okazję przez Irlandczyków. Jak wiemy, Irlandia, jak idzie o piłkę nożną, stoi wprawdzie wyżej od Polski, ale nie na tyle wysoko, by wiązać z tymi mistrzostwami jakiekolwiek nadzieje. Wiadomo też powszechnie, że, jak idzie akurat o piłkę nożną, widok Irlandczyka śpiewającego, że drużyna Irlandii to tacy giganci, że cały świat powinien klękać z podziwu, jest niemal tak śmieszny jak wspomniane wczoraj przez mnie hasło „Kuba Boski Błaszczykowski”. Przepraszam. Nie „jest”, ale „byłby”. Byłby bowiem ów widok tak samo śmieszny, gdyby nie fakt, że Irlandczycy – idąc za przykładem swoich elit – na to by się z Irlandii śmiać nie pozwolą. Sami się z Irlandii nie będą śmiać i nikomu na to nie pozwolą. Oni oczywiście świetnie sobie zdają sprawę z tego, że każde słowo, jakie znajdzie się w takim na przykład hymnie na mistrzostwa w piłce nożnej, stanowi jedynie część pewnego rytuału, i że można ów rytuał nawet potraktować z lekkim przymrużeniem oka. Tyle że faktycznie lekkim, no i niezbyt długim, bo to nie jest byle jaki rytuał. Bo to jest rytuał ściśle związany z czymś bardzo, bardzo poważnym, wręcz świętym.
 

       Słyszałem od kogoś kto się orientuje, że Irlandczycy to jedni z najbardziej miłych na świecie ludzi. Że oni, z samej swojej natury, są niemal tak mili jak potrafią być Polacy, gdy tylko nad nimi nie stoi jakiś bydlak i nie sączy im do ucha kłamstw na temat tego jacy oni są marni i wstrętni. A więc, są Irlandczycy niemal tak mili i serdeczni jak my. I wszystko pewnie by było świetnie, gdybyśmy też byli choć troszeczkę tak waleczni jak oni. Choć troszeczkę. Choć na tyle, by temu komuś, kto nachyla się nad naszym uchem jednym szybkim ruchem wykłuć oczy, a następnie, równie szybkim i zdecydowanym, wyrwać język. Na razie, proponuję, może posłuchać tej piosenki. Może ona nam – trochę na okrągło, przyznaję – pomoże poczuć, co znaczy być Polakiem.    

 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka