Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1452
BLOG

O sercach głębokich, jak świeżo wykopany dół

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 22

      Nie wiem, czy to jest tylko moje doświadczenie, czy może jest to coś bardziej powszechnego, ale ja co raz spotykam ludzi, którzy, ile razy chcą ze mną podyskutować o sprawach, o których nie mają pojęcia, bardzo się starają zaprezentować jako ktoś, kim nie są. Przychodzi na przykład obywatel, który ostatni raz jak był w kościele, to jeszcze przy okazji swojego bierzmowania, i chce mi wytłumaczyć, że Kościół powinien coś zrobić w kwestii „tego celibatu”. Ale żebym ja nie myślał, że on jest taki kompletnie niezorientowany, mówi mi, że on osobiście zna „wielu księży” i oni wszyscy cierpią z powodu braku prawdziwej miłości.

     Rozmawiam ze znajomym, który wszystkie swoje przekonania na temat życia i świata buduje na tym, co przeczytał w „Gazecie Wyborczej”, lub usłyszał w „Szkle Kontaktowym”, i on akurat z kolei próbuje mnie przekonać, że homoseksualiści to dokładnie tacy sami ludzie jak my, a on to wie, bo ma „wielu znajomych gejów”.

      Oczywiście, ani ten pierwszy nie zna żadnego księdza, ani ten drugi nie spotkał w swoim życiu ani jednego homoseksualisty, natomiast jeden i drugi są bardzo szczerze przekonani, że choć oni akurat tu faktycznie nie mają żadnych doświadczeń, i tu akurat trochę nas bujają, to są tacy, co owe doświadczenie mają, a że oni słyszeli, jak tamci o tych swoich doświadczeniach opowiadali w telewizji, to dziś mogą zupełnie spokojnie owe doświadczenia reprezentować.

       Jak mówię, nie wiem, czy to jest jakaś plaga, czy może ja mam takiego szczególnego pecha, ale ponieważ jest jak jest, to o tym mówię. Dziś jednak nie chciałbym się zajmować tymi, co mają znajomych księży i przyjaciół homoseksualistów, ale tymi, co mają mamy. Tak – mamy. Jak każdy zresztą z nas. Jak każdy z nas. Tymi co mają mamy, a w związku z tym, jak idzie o ten wymiar naszego życia, oni potrafią naprawdę wspiąć się ponad te marne podziały i z nami podyskutować, czy choćby tylko się odpowiednio zaprezentować odnośnie tego, jak to jest mieć mamę, a potem na przykład ją stracić.

     Trafiłem na nich bardzo przypadkiem, ledwo co wczoraj, a to mianowicie przy okazji takiej oto, że blogerka Teesa postanowiła popisać się swoją poetycką duszą, i zamieściła na swoim blogu wiersz poety Nowaka, który tu akurat na blogach jest nieodmiennie kojarzony z twórczością naszego kolegi Coryllusa, o tym jak to baśń jak niedźwiedź się toczy. Ona ów wiersz opublikowała, napisała, że to dlatego, że on jej tak nagle przyszedł do jej wrażliwej głowy, Coryllus się zbiesił i jej coś tam niemiłego powiedział, cała ta komentująca na blogu Teesy banda wariatów natychmiast znalazła sobie nowy temat dyskusji, no a ja się o tym dowiedziałem… i dalej poszło jak zawsze, a więc z górki.

      Obejrzałem sobie, co tam u tej Teesy słychać i znalazłem jej wcześniejszą notatkę, którą ona uznała za stosowne poświęcić śmierci Jadwigi Kaczyńskiej. Jeśli ktoś, kto tę Teesę choćby pobieżnie zna z jej dotychczasowej blogerskiej aktywności pomyśli, że ona w tym tekście wyraziła satysfakcję z tego, że ta komunistka wreszcie zdechła, a przy tym nadzieję, że jej skretyniały synalek Jareczek pójdzie prosto za nią, jest w bardzo poważnym błędzie. Teesa na wieść o tym nieszczęściu, jakie spotkało Jarosława Kaczyńskiego wcale nie czuje owego charakterystycznego łaskotania w dołku. O nie! Jej jest przykro. Ona ma nastrój poważny i ona chciała złożyć wyrazy współczucia. Ona dziś zapomina o tej jakże nieważnej polityce i chce tylko pochylić głowę nad osobistym nieszczęściem – no tak, wroga, i kogoś kogo ona na co dzień tępi – ale jednak człowieka. Takiego jak każdy z nas. Kto miał mamę. Właśnie tak – mamę.

     Ja może teraz opowiem, kto to taki ta Teesa. Otóż Teesa to jest jeden z blogerów, których popularność tu w Salonie24 jest budowana wyłącznie na nieustannym dręczeniu Jarosława Kaczyńskiego w jego nieszczęściu.  Jest tego, jak wiemy, trochę. Większości z nich nawet nicków nie pamiętam, ale paru mogę wymienić: Marek Zegarek, Józef Moneta, Entefuhrer, Waldburg, Renata Rudecka-Kalinowska, Alex Desease, Pantryjota, Eternity, Polonia… jak mówię, jest tego trochę. To jest systemowo i ideowo bardzo dobrze zorganizowane towarzystwo, oni się znają wzajemnie, i wzajemnie inspirują, a cel tej inspiracji, jak mówię, jest jeden – zaszczuć Jarosława Kaczyńskiego tak, by on jak najszybciej zdechł, i by nie pozostał po nim jeden ślad.

      Ponieważ on jednak wciąż nie jest sam, tylko ma to szczęście, że jakimś cudem może wciąż liczyć na ludzi sobie bliskich, wszyscy ci wyżej wymienieni blogerzy, swego czasu uznali, że do Jarosława Kaczyńskiego będzie się można najłatwiej dobrać, gnojąc tych co są przy nim i których on kocha, a więc przede wszystkim mamę i bratanicę. Otóż ja pamiętam każde złe słowo, jakie przez te wszystkie lata padło przeciwko matce Jarosława Kaczyńskiego, i pamiętam też te tumany szyderstw, jakie każde z tych słów niemal natychmiast wywoływało. Że to komunistka, że miała męża ubowca, że urodziła dwie wstrętne pokraki, a potem nie umiała ich nawet porządnie wychować. Wszystko to świetnie pamiętam i nie zapomnę nigdy.

      I oto nagle dziś staje przed nami nieomal liderka tego czarnego projektu i z fałszywie  spuszczonym nosem zapala świeczkę. A do niej dołącza cała reszta tej bandy i wszyscy zaczynają się mi tłumaczyć, że i ja powinienem zapomnieć na chwilę o swoich jakże nieistotnych uprzedzeniach i zadumać nad upływem czasu. Bo i ja przecież miałem mamę.

     A to świnie! A to zbydlęcenie, jakiego świat nie widział! I tylko powstaje pytanie, po jasną cholerę oni to robią? Czyżby to miało być jakieś ukryte szyderstwo? Czy oni na okazję tej śmierci wymyśli jakiś nowy rytuał, którego ja nie rozumiem? Czy to możliwe, że oni w tych swoich czarnych sercach szykują coś, czego my się nawet nie spodziewamy? Otóż nie. Nie sądzę, by za tym stało coś bardzo szczególnego. To jest wciąż to samo kłamstwo, co zawsze, tyle że jak zwykle w przebraniu. Umarła Jadwiga Kaczyńska i każdy z nich od razu zaczął sobie wyobrażać, jak tam się z tej okazji miewa „ten idiota Jareczek”. Ale ponieważ każdy też nich wie, że pewne rzeczy jednak wciąż nie przejdą, pomyślał sobie, że oto nadeszła okazja, by się pokazać jako ten lepszy, ten wrażliwy, ten co też miał mamę i w związku z tym rozumie. Ten pieprzony Jaruś tego nie zrozumiałby nigdy, no ale my rozumiemy jak najbardziej. Bo my jesteśmy ci lepsi. Ci, co w ogóle wiedzą więcej. I więcej czują.

     Teesa i jej  czarne towarzystwo. Co za nieszczęście! Co za pomyłka! Co za zło! Zapędzili tę wspaniała kobietę do grobu, a teraz nad ten grób przyszli, i z trudem tłumiąc swoje pełne szyderstwa uśmiechy, mówią: my wiemy, co to serce matki. My wiemy, że wobec serca matki wszyscy jesteśmy równi.

      Z tego, co zauważyłem, jedynie bloger Pantryjota się z tego chóru wyłamał i ogłosił, że jemu, k..., nie jest smutno. On się, k..., cieszy. Powiem uczciwie, że w pierwszej chwili za tę wierność sumieniu, nawet poczułem do niego pewien szacunek, tyle że już w następnej chwili sobie przypomniałem, że przecież to wariat, a więc jego uczucia wobec tego co się stało są tyle samo mniej więcej warte, co jego kumpla Sowińca.

       Wciąż sobie powtarzam, że z nimi trzeba skończyć raz i na zawsze, ale zawsze coś mnie tam ciągnie. Co to za cholera? Jakieś nieuświadomione atawizmy z wieku szczenięcego, by włazić na cienki lód, wspinać się po kruchych gałęziach, czy zwyczajnie – nie słuchać mamy? Tym razem jednak jestem naprawdę blisko, by im wszystkim przesłać swoje ostatnie już spluniecie. I przejść do spraw bieżących. Mam nadzieję, że pójdzie mi to łatwiej niż dotychczas.

      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka