Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1779
BLOG

Business is going to have to suffer

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 28
      Jak być może część czytelników tego bloga wie, od paru lat jestem jednym za autorów „Warszawskiej Gazety”. Jak być może część czytelników tego bloga wie, „Gazeta Warszawska” to tygodnik społeczno-polityczny wydawany przez człowieka nazwiskiem Piotra Bachurskiego, o profilu trochę podobnym do tego, co znamy z „Gazety Polskiej”, tyle że od samego początku nakierowany przede wszystkim na drukowanie tekstów autorów dotychczas znanych ze swoich blogów. A zatem, u Bachurskiego nie znajdziemy ani Zaremby, ani Semki, ani Karnowskich, natomiast artykuły takich autorów jak Magda Figurska, Seawolf, Mirosław Kokoszkiewicz, czy wreszcie Krzysztof Osiejuk – jak najbardziej. Dlaczego Bachurski, tworząc tę swoją gazetę, zdecydował się na tego typu profil, nie wiem, ale myślę, że mogło mu chodzić o to, że teksty dziennikarzy nie związanych z innymi redakcjami, i nie podlegających żadnym interesom, dadzą mu pewną przestrzeń, której w innych gazetach nie ma. Dlaczego zdecydował się na mnie – tego już nie wiem kompletnie. On akurat twierdzi, że przyczyna była jedna – on bardzo lubi czytać to co ja piszę, i jego zdaniem, to jest zawsze bardzo dobre – ale co do tego pewności nie mam, zwłaszcza gdy czasem zdarzy mi się przeczytać jakiś inny tekst, który Bachurskiemu najwidoczniej też się podoba. On jednak mnie zapewnia, że innych powodów nie ma, więc muszę mu wierzyć. Bachurski zdecydował się na to, bym został jego stałym felietonistą, bo jego zdaniem te felietony będą dobre, a on chce redagować dobrą gazetę.
      Jakiekolwiek jednak by nie były powody, dla których Bachurski zaproponował mi współpracę, a ostatnio nawet podwyższył mi honorarium, faktem jest, że jego nikt do tego gestu nie zmusił, on się nad moją biedą nie ulitował, on wreszcie nie poczuł się jakoś towarzysko do tego ruchu zmuszony. On chciał, żebym u niego pisał, a ja piszę. I to dokładnie to, co mi przyjdzie do głowy, i to w dodatku w taki sposób, w jaki ja to sobie w tej głowie ułożę.
      Pisałem tu o tym parokrotnie, ale przypomnę. Od pewnego czasu utrzymuję dość stały kontakt z Józefem Orłem. Jak pewnie część czytelników tego bloga wie, Józef Orzeł to swego czasu jeden z bardziej rozpoznawalnych polityków Porozumienia Centrum, poseł tej partii, przez pewien czas redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”, dziś bardzo aktywny po prawej scenie naszej politycznej sceny działacz. Józef Orzeł wymyślił sobie, że ja, Gabriel Maciejewski i Juliusz Wnorowski to trzech najwybitniejszych autorów publikujących dziś w Sieci i postanowił, że nas będzie promował i zrobi wszystko, by to, co mamy do powiedzenia było znane jak najszerzej. A zatem, on jest dla nas trochę jak mecenas i dobrodziej. To dzięki Orłowi mogłem wystąpić dwukrotnie w Klubie Ronina, to dzięki niemu mogłem wziąć udział w debacie na temat Szatana, którą dziś można oglądać na youtubie, to dzięki niemu wreszcie ja mogę jeździć do Warszawy na te wszystkie okazje, wiedząc, że on mi te wizyty sfinansuje.
      Czemu Józef Orzeł to robi? Nie wiem. On twierdzi, że to dlatego, że on uważa mnie i moich dwóch kumpli za kogoś kogo warto wspierać, a że jemu zależy na tym by polska prawica miała się dobrze, uznał że nasza obecność tej prawicy się przysłuży. Czy ja mu wierzę? Owszem, ja mu wierzę. Ja nie umiem wymyśleć, cóż innego mogłoby stać za tym jego wysiłkiem, by nas nieustannie i cały czas promować. Zwłaszcza, że z tego, co on mówi wynika, że z towarzyskiego punktu widzenia aktywność tego rodzaju, to inwestycja o bardzo marnych perspektywach. Mówi mi Orzeł, że po tej stronie sceny, na której on z nami się znajduje jest bardzo dużo ludzi, którzy mnie, Gabriela i Julka traktują jak najgorszą zarazę, i że to ich podejście sprawia, że jeśli on próbuje nam tak bardzo i tak często oddawać głos, robi to praktycznie wbrew temu, czego oni by sobie życzyli. Tak mi właśnie mówi Orzeł: „Macie bardzo wielu wrogów”.
      A zatem, czemu on się tak bardzo za nami wstawił i tak bardzo zaangażował w naszej sprawie? Właśnie dlatego, że uznał prawdopodobnie swoją sprawę i naszą sprawę za sprawę wspólną. Nikt go do tego nie zmuszał, nikt go tu towarzysko nie motywował, myślę że on przed nikim nie musi się z tego tłumaczyć. Chciał nas promować, a więc to robi. A robiąc to jest w dramatycznie jednoznacznej mniejszości.
       Od pewnego czasu zauważyłem obecność osób, które wciąż potrzebują się usprawiedliwiać z tego, co robią, tłumacząc mi, że oni akurat są całkowicie niezależni, a w swojej aktywności kierują się wyłącznie swoim sumieniem i swoją oceną sytuacji. Na ostatnim spotkaniu w Klubie Ronina pojawił się mój dobry kolega Maciej Świrski, znany nam skądinąd jako Szczur Biurowy. Przyszedł na to spotkanie całkowicie prywatnie, bez swojej kamery, bez swojego mikrofonu, bez zwyczajowej tabliczki z napisem szczurbiurowy.tv i stylizowanym obrazkiem szczura. Przywitaliśmy się, pogadaliśmy trochę, podczas spotkania on zabrał głos i bardzo pochwalił to, co ja piszę, a nawet poprosił mnie, bym opowiedział, jak ja to robię, że to jest takie jak jest.
      Ja pamiętam Świrskiego jeszcze sprzed lat, kiedy on w imieniu firmy, w której wówczas pracował dał mi dość dużą robotę i pozwolił mi w ten sposób zarobić dość znaczne pieniądze. Czemu on to zrobił? Nie wiem. Myślę, że trochę dlatego, że potrzebował kogoś kto mu to zrobi, wiedział, że ja to zrobić potrafię, no a poza tym lubił moje teksty i chciał tę swoją sympatię jakoś okazać. Gabriel i Świrski się nie lubią. Gabriel uważa Świrskiego za agenta Igora Janke, a Świrski uważa że Gabriel go szkaluje, bo Świrski jest całkowicie samorządny i niezależny, działa na własny rachunek, za swoje pieniądze, i w swoim prywatnie wygospodarowanym czasie. Że on bez względu na to, czy przychodzi na spotkanie ze mną w Klubie Ronina, czy przeprowadza rozmowę, którą potem Igor Janke mu puszcza w Salonie, on jest równie prywatny i niezwiązany. Mówi mi Gabriel: „Zwróciłeś uwagę, że Świrski przyszedł bez kamery i bez mikrofonu?” Ja mu na to, że owszem, to się rzucało w oczy. Pyta Gabriel: „Wiesz, dlaczego?” Ja mu na to: „Może mu nie przyszło do głowy, żeby ze mną rozmawiać. W końcu on rozmawia z Macierewiczem, Krasnodębskim, Igorem – po co mu jeszcze ja?” A na to Gabriel: „No, ale o to chodzi. Dlaczego on rozmawia z nimi, a nie z tobą?” „Widocznie nie może rozmawiać z wszystkimi”. No i tak sobie gadamy, nie wiadomo po co, i nie wiadomo dlaczego.
     Jednak to jest fakt. Świrski przyszedł bez mikrofonu, podobnie jak bloger Bernard – o czym jest w dyskusji pod poprzednią notką – poszedł sobie zanim cokolwiek się jeszcze zaczęło. Podobnie zresztą jak wielu innych przedstawicieli tak zwanej prawicy, albo nie przyszło, albo czegoś nie przyniosło, albo nie zadzwoniło, albo też sobie poszło. I każdy z nich, na pytanie Gabriela ma jedną odpowiedź: „Bo tak. Działam na własny rachunek i nikomu nic do tego”.
      I ja uważam, że tego się właśnie powinniśmy trzymać. Każdy działa na własny rachunek; z jednej strony Józef Orzeł i Bachurski, z drugiej Świrski i bloger z osobistą kamerą bez porządnego mikrofonu Bernard. I nikt nikogo do niczego nie zmusza. Każdy jest sobie sterem, żeglarzem i wojownikiem. A naszym zadaniem jest robić to, co robimy dotychczas, robić to najlepiej i najuczciwiej jak jesteśmy w stanie, no i mieć nadzieję, że po drugiej stronie znajdzie się wielu równie jak my uczciwych i niezależnych, którzy uznają, że ich interes i nasz to jest interes wspólny…
      Z jednym już na koniec, niemniej bardzo istotnym zastrzeżeniem. Niech nikt z nich nie myśli, że do tej współpracy dojdzie na takiej zasadzie, że ktoś komuś na coś pozwoli. Bo sprawa, którą reprezentujemy, na tym poziomie nie czuje się najlepiej. Tu trzeba się wzbić znacznie, znacznie wyżej. W scenie z Ojca Chrzestnego, do której, tłumacząc mi, że jego niechęć do mnie to nic osobistego, nawiązał bloger Bernard, Sonny mówi Hagenowi: „Business is going to have to suuffer”. Właśnie tak – biznes będzie musiał ucierpieć. Wszystko co się stanie będzie wynikiem naszych osobistych decyzji. I nic na to nie poradzicie.
 
Przypominam, że w księgarni Coryllusa wciąż mamy bardzo interesującą promocję na moje trzy książki. Polecam. To nie będzie trwało wiecznie: www.coryllus.pl
     

       

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka