Pewnie ktoś się mnie spyta, po jaką cholerę ja w ogóle zapamiętywałem to nazwisko? Co za straszna nuda mnie podkusiła, by w ogóle zwracać uwagę na człowieka, który je nosi? Jakub Śpiewak – a kogóż może obchodzić ktoś, kto się nazywa Jakub Śpiewak i pies z kulawą nogą nie ma pojęcia, co to za jeden? A ja na tak zadane pytania, nie mam nawet jak odpowiedzieć. Bo nie da się odpowiedzieć sensownie na pytanie, dlaczego uznało się za stosowne zachować w pamięci nazwisko Jakub Śpiewak. Podobnie jak nie da się sensownie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego uznało się za słuszne i potrzebne zapamiętać twarz człowieka nazwiskiem Jakub Śpiewak. A ja, przyznaję to bez protestu, nie dość, że znałem to nazwisko, i pamiętałem tę twarz, to jeszcze wiedziałem, czym jej użytkownik się zajmuje. Mianowicie tępieniem pedofilii i pornografii w Internecie.
Jak więc się to stało, że dziś, kiedy ów Jakub Śpiewak został oskarżony o ciężkie nadużycia w kierowanej przez siebie fundacji o fantastycznej wręcz nazwie KidProtect, ja natychmiast wiedziałem, o kim mowa? Na pewno jakieś znaczenie tu miał fakt, że on nosi to samo nazwisko, co pewien niezwykle zasłużony dla III RP mąż – Paweł Śpiewak, a zatem człowiek od razu zaczyna się zastanawiać, czy to przypadkiem nie dziecko starego Śpiewaka. Ale też nie można było nie zauważyć, jak ów Kubuś się prezentował podczas tych paru telewizyjnych występów, które miałem okazję obejrzeć i zapamiętać. Otóż chodzi o to, że jeżeli mamy człowieka, który nazywa się Jakub Śpiewak, wygląda jak zgarnięty z ulicy ćpun i jest szefem ogólnopolskiej fundacji walczącej z pedofilią i pornografią, to trzeba być naprawdę kimś pozbawionym przytomności, żeby na kogoś takiego nie zwrócić uwagi.
A zatem dziś, kiedy okazuje się, że ów Śpiewak, walcząc z tą pedofilią i pornografią i ciągnąć na tę walkę ciężkie pieniądze z budżetu państwa, w pewnym momencie uznał, że do diabła z tą całą pornografią i pedofilią, kiedy żyć trzeba, a im wygodniej tym lepiej, i z tego swojego pieprzonego KidProtect wyrwał najpierw, ile się dało, a potem już całą resztę, bardzo chciałbym już na koniec tej chorej znajomości poświęcić mu parę słów. Otóż, jak się dowiaduję, kiedy przekręt naszego Kubusia został ostatecznie zauważony, on pierwsze co zrobił, to spuścił skromnie oczy, wyznał winę, poprosił o wybaczenie, i owo wybaczenie w jednej chwili dostał. Jak czytam w pierwszych na ten temat informacjach, coraz więcej autorytetów spieszy z poparciem dla tego ruskiego cwaniaka. Dlaczego? Bo oni wszyscy są bardzo wzruszeni, że on się tak pięknie przyznał do winy i tak pięknie poprosił o zmiłowanie. Słyszę już nawet głos psychologa społecznego Janusza Czaplińskiego – skądinąd, gdzieniegdzie już, a zwłaszcza w domach opieki społecznej, znanego jako profesor-śmierć – który apeluje o docenienie gestu, jaki, gdy już go złapano za rękę, wykonał Jakub Śpiewak, bo przecież tak honorowe gesty w dzisiejszej Polsce są naprawdę rzadkością. Rzeczywiście, rzadkość jak jasna cholera. Czy ktoś bowiem kiedykolwiek słyszał o przestępcy, który przyznaje się do winy? To się przecież na tym świecie nie zdarza. Czaplińskiego na przykład aż zamurowało. A to przecież człek doświadczony.
Ktoś się już być może zastanawia, skąd nagle to poparcie? Skąd ta fala zrozumienia i wielkoduszności? Ja myślę, że na to pytanie doskonałą odpowiedź będzie stanowił wpis, jaki całkiem niedawno, bo w grudniu minionego roku, Jakub Śpiewak – mam nadzieję, że już niedługo, Jakub Ś. – zamieścił na swoim blogu pod wdzięcznym tytułem „Kaczka o smoleńsku”. Całkowicie nam wystarczy jeden jego krótki fragment:
„Przygotowujemy kaczkę myjąc ją w zimnej wodzie, a następnie wkładamy do brytfanki i zalewamy wrzątkiem. Smarujemy całą kaczkę olejem i doprawiamy solą i dużą ilością majeranku. Następnie wkładamy kaczkę do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy około 1.5 h.
Po upieczeniu kaczka powinna mieć chrupiąca skórkę i być mięciutka w środku. Po wyjęciu z piekarnika kroimy pierś kurczaka na plasterki, układamy na talerzu i dekorujemy żurawiną ze słoika, ogórkami pokrojonymi w piórka i brzoskwiniami pokrojonymi w ćwiartki. Tak podana kaczka smakuje wyśmienicie”. A obok zdjęcie upieczonej kaczki, tyle że przerobione w photoshopie tak, by ona była białoczerwona.
Tak to się, proszę szanownych państwa, robi. I nie po to, by dzielić się refleksjami, nie po to, by dać upust swoim emocjom, czy szczególnemu poczuciu humoru, nawet nie po to, by walczyć o swoją prawdę, przeciwko cudzemu kłamstwu. Rzygać prawdą! Rzygać kłamstwem! Rzygać wreszcie, jak to zostało przez Śpiewaka inteligentnie wyrażone w innym jego tekście, Smoleńskiem! Cel jest zawsze bardzo ściśle określony. Chodzi mianowicie o to, by, kiedy zdarzy się coś nieprzewidzianego, jakiś głębszy kryzys, czy choćby niewielkie tylko zmartwienie, móc liczyć na pomoc ze strony wdzięcznych przyjaciół.
Kiedy czytam wypowiedź prof. Czaplińskiego, a wraz z nią informację o owej „fali wsparcia dla Jakuba Śpiewaka” z już zupełnie groteskowym wyjaśnieniem, że to wszystko dlatego, że „zawsze jest zapotrzebowanie na szlachetność”, to wiem, że jest w tym świecie rzecz, już poza tą szlachetnością, która się zawsze sprawdza. Wyrzyganie się we właściwym momencie i odpowiednim daniem. I Jakub Śpiewak dowiódł, jak bardzo. Ciekawe, gdzie i od kogo on się tego nauczył? Od stryja?
Inne tematy w dziale Polityka