Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2331
BLOG

Don Paddington: Słowo

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 15
      Na swoim blogu zamieściłem notkę, w pewnym stopniu poświęconą sprawie aborcji. Ponieważ kiedy już ją napisałem, przyszło mi do głowy, że ona jest zbyt lekka, i to niestety w taki sposób, że jej lekkość zbyt może przesłaniać powagę samego tematu, chciałbym tu z kolei – dla równowagi  - przypomnieć pewien dość już stary tekst naszego księdza Don Paddingtona, być może też wcale nie ciężki, za to o tak wyraźnym i jak najbardziej poważnym przesłaniu, że, mam nadzieję, iż razem z nim tamta notka, jakoś się przebije. Proszę posłuchać.
 
      Gdzieś tam w komentarzach do toyahowych tekstów, pojawiły się nazwiska Dicka i Lema, znanych światu z twórczości since-fiction. A nikt nie zauważył, że i sam nasz Szanowny Gospodarz, w tekście „Kaftan dla wszystkich”, sformułował ciekawą, nader fantastyczna tezę, w brzmieniu następującym: „On (Igor Janke – dop. DP) wie, że dopóki między nim – człowiekiem skromnym, spokojnym i przecież bez większych pretensji – a Cywilizacją stoi Jarosław Kaczyński, gniew Nowego Wspaniałego Świata jego może szczęśliwie nie dotknie.”
      Fantastyczność tej tezy nie dotyczy red. Janke, lecz zawartego w niej schematu rzeczywistości. Cytowane zdanie jest bowiem hipotezą, mającą swoje oparcie w specyficznej (tzn. spiskowej) interpretacji rzeczywistości. Rzecz w tym, że cokolwiek by o specyfice tej interpretacji nie powiedzieć, to tak czy inaczej ten sposób myślenia doprowadził Toyaha do skonstruowania umiarkowanie złożonego (a więc możliwego do pojęcia) modelu świata. Toyahowa model odnosi się do społecznego wymiaru naszej rzeczywistości i składa się z trzech podstawowych elementów: Opresyjnej Cywilizacji (OC) – Buforu (B) – Nieprzystosowanych, a więc Zbędnych (NZ).
      Każdy z tych trzech elementów jest „modułem” niesłychanie skomplikowanym, co postaram się wykazać poniżej (z góry przepraszam za skazę polonocentryzmu: jestem typem domatora i o szerokim świecie mam niewielkie pojęcie). Właśnie ze względu na owo wewnętrzne skomplikowanie modelu napisałem o jego złożoności, ale – jak sadzę – złożoności umiarkowanej, tzn.: jesteśmy w stanie „chwycić istotę rzeczy”, zanim polegniemy próbując zanalizować pogmatwaną całość społecznego życia.
      Jeśli mógłbym coś zaproponować, to według mnie owa „istota rzeczy” wygląda następująco:
      1. OC jest realizowaną, choć nie w pełni jeszcze zaktualizowaną, współczesną próbą zorganizowania społeczeństw i państw w taki sposób, by nasz nędzny padół płaczu ze zniewolonym rozlicznymi ograniczeniami, żyjącym w nędzy, śmierdzącym, sikającym po bramach i wsiadającym jako osiemnasty do 6-osobowego busa człowiekiem, przemienić w Nowy Wspaniały Świat z nowoczesną, otwartą, tolerancyjną, wyzwoloną z przesądów, zadowoloną ze swego życia, pewną swych zalet i w pełni się realizującą Nową Ludzkością. Można więc powiedzieć, że idea OC wyrosła z odwiecznych ludzkich marzeń o stworzeniu raju na ziemi. To marzenie zaowocowało kilkoma eksperymentami (redukcje paragwajskie, komunizm, nazizm), dzięki którym idea OC pożegnała się z pewnymi zaprzeszłymi pomysłami (np. budowa Nowego Wspaniałego Świata w oparciu o opozycję biedni – bogaci, wyzyskiwani – wyzyskujący, gdzie biedni przestają być biednymi, a wyzyskiwani wyzyskiwanymi po definitywnym usunięciu bogatych i wyzyskiwaczy), inne zaś pomysły (np. wrogość wobec religii, odrzucenie pojęcia prawa naturalnego, afirmacja dla szeroko pojętych działań eugenicznych itd.) w dalszym ciągu mają się dobrze, a nawet są twórczo rozwijane. Tak czy inaczej wszystko wskazuje na to, że choć cały czas są jeszcze przeprowadzane pewne dodatkowe testy, idea OC weszła w fazę realizacji, której kształt – mimo możliwego zewnętrznego podobieństwa do znanych z historii wersji eksperymentalnych – będzie jednak nową jakością.
      2. Jako idea, OC jest produktem tzw. Systemu, tzn. luźnej, dość nieokreślonej, ponad-państwowej i ponad-narodowej sieci relacji, łączących niektórych czołowych polityków, rekinów gospodarki i mediów, naukowców, oraz – chyba od niedawna – ludzi ze służb specjalnych.
      Podejrzewam, że właśnie pojawienie się w tej sieci na zasadzie równoprawności SB-ków różnych nacji spowodowało, że OC przestała być pomysłem, a zaczęła stawać się twardą rzeczywistością. Także dzięki nim System – choć pozostał przestrzenią pogodnego teoretyzowania i możliwością „układowego” pomnażania majątku, robienia kariery, oraz „udupienia” Johna, „przesunięcia” Miguela, tudzież promowania Rysia albo innego Helmuta – staje się coraz skuteczniejszym narzędziem wprowadzania porządku OC.
Sadzę przy tym, że Systemem nie rządzi jakieś indywidualne (czy choćby grupowe) kierownictwo. Ton (ale tylko ton) w Systemie nadaje ten (ci), który w danym momencie i okolicznościach, ma największe możliwości uporania się z jakimś istotnym – z punktu widzenia ogólnej idei OC – problemem.
      Jeśli już ktoś upiera się przy personaliach rzekomego kierownictwa, to za Toyahem byłbym skłonny przyznać, że – na płaszczyźnie metafizycznej – Systemem kieruje Ten Który Nigdy Nie Opuszcza Podobnych Okazji.
      3. System próbuje zrealizować idee OC, poprzez osiągnięcie następujących celów:
      a) werbalnie popierając wolny rynek, zmonopolizować prawo do własności światowych zasobów źródeł energii, nowoczesnych technologii i wody pitnej (albo przynajmniej osiągnąć maksymalnie dużą kontrolę nad możliwością dysponowania nimi);
      b) werbalnie popierając zdobycze socjalne rozwiniętych społeczeństw, stojąc wobec grozy nieuniknionej katastrofy systemu zabezpieczeń społecznych, rozmontować ów system (tzn. pozbawić ludzi ich praw) w taki sposób, by nie doszło do wyniszczających, kosztownych i w sumie nieuzasadnionych buntów i zamieszek (tzn. by obyło się bez wieszania);
      c) werbalnie popierając indywidualizm, tolerancję, różnorodność i wielokulturowość, maksymalnie ujednolicić poszczególnych ludzi pod względem kulturowym, poprzez wykształcenie w jednostkach (i grupach społecznych) automatycznego, duchowego i intelektualnego posłuszeństwa wobec tzw. „argumentu z autorytetu” – innymi słowy: zdobyć „rząd dusz”;
      d) werbalnie popierając walory demokracji, zabezpieczyć się przed związanym z demokratycznymi procedurami ryzykiem, czyli być zawsze pewnym zdecydowanego poparcia większości społeczeństwa (jeśli dla osiągnięcia tego celu „rząd dusz” nie wystarczy, nie wahać się zastosować środków nadzwyczajnych);
e) werbalnie popierając przejawy społecznego współdziałania, dążyć za wszelką cenę do atomizacji społeczeństwa;
      f) by zachować konkurencyjność tworzącej się OC w nieuniknionym starciu z innymi systemami (Chiny? Indie? X?), kierować procesami społecznymi w taki sposób, by w nieodległej przyszłości społeczności OC dały się ująć w ramy zalecanego przez rozmaitych dobrych ludzi tzw. „społeczeństwa 20:80” (lub jakiegoś jego typu) – czyli skończyć z fikcją, że aby nowoczesna gospodarka mogła się kręcić, potrzeba więcej ludzi niż +/- 20% obecnej populacji;
      g) wypracować i wdrożyć model (modele) selekcji, dzięki któremu uda się wyłowić z ludzkiej biomasy wspomniane wyżej 20%;
      h) wypracować i wdrożyć model (modele) postępowania wobec 80% ludzi tworzących społeczeństwo OC, a z ekonomicznego (i estetycznego) punktu widzenia całkowicie zbędnych (dylemat: tylko ogłupić i potem utrzymywać stopniowo ograniczając rozrodczość, czy też radykalnie, ale w miarę tanio wyeliminować).
      4. OC jest bytem ponad-narodowym i ponad-państwowym (co nie jest niczym nadzwyczajnym), który – ze względu na wymienione wyżej cele Systemu – odznacza się zauważalną awersją do tego co narodowe, oraz tego co państwowe. W praktyce postawa ta sprowadza się do popierania (a niekiedy wręcz animowania) tych dążeń, które osłabiają tożsamość i suwerenność narodów, oraz siłę i niezależność państw narodowych. Jednocześnie można zauważyć pewne wahanie, czy działania te mają dotyczyć wszystkich bez wyjątku narodów i państw objętych dobrodziejstwami OC.
      5 . Próżnię po narodach i państwach coś musi zastąpić. Najbardziej narzucający się pomysł, to struktura w rodzaju dzisiejszej UE. Wygląda jednak na to, że pomysł ten – choć realizowany z iście bizantyńskim rozmachem – okazał się być projektem chybionym, albo przynajmniej przedwczesnym. Można domniemywać, że w tej sprawie System preferował będzie rozwiązanie następujące: najłatwiej, najtaniej i najskuteczniej uda się zrealizować idee OC w oparciu o „kadłubowe państwa” i „kadłubowe narody”, tzn. państwa i narody okrojone z tego wszystkiego, co realizacji idei OC mogłoby przeszkadzać.
      6. „Ukadłubowienie” państw i narodów ziści się pod warunkiem zdobycia przez System możliwości zastosowania wobec tychże państw i narodów (t.j. poszczególnych jednostek naród tworzących) ekonomicznego dyktatu, z równoległym i bardzo intensywnym oddziaływaniem „argumentów z autorytetu” (tzn. ogłupiania), oraz „argumentów nie do odrzucenia” (tzn. zastraszenia, szantażu i przekupstwa).
      Zamierzony efekt owego „ukadłubowienia”:
      a) coraz bardziej fasadowa, a przy tym posłuszna Systemowi władza państwowa;
      b) utrzymywani (jeśli to możliwe) w nieświadomości, a przy tym coraz bardziej zobojętnieni narodowo i społecznie tzw. obywatele.
       7. OC nie jest oczywiście cywilizacją łacińską. Odwołując się do Feliksa Konecznego zaryzykuję stwierdzenie, że w przypadku OC mamy do czynienia z mixem pewnych typów cywilizacji bizantyjskiej („Guten morgen”) i turańskiej („Zdrastwujtie”). To, że ten mix przedstawia siebie jako cywilizację łacińską (zachodnią), jest jednym z najbezczelniejszych kłamstw współczesności.
      8. Elementem cywilizacji łacińskiej jest Bufor (B).
      9. B jest bytem ponad-narodowym i ponad-państwowym (ale w odróżnieniu od OC afirmuje i wręcz animuje to, co narodowe, oraz w niewątpliwy sposób jest pro-państwowy), wewnętrznie bardzo skomplikowanym – dość wspomnieć, że przywoływany przez naszego Szanownego Gospodarza Jarosław Kaczyński, należy do politycznej części B, obok której trzeba jeszcze wymienić: obyczaj, religię, platońską triadę, prawo moralne i stanowione, historyczne i kulturowe dziedzictwo, małżeństwo i rodzinę, ekonomiczną niezależność jednostek, elity opiniotwórcze, narodową tożsamość, suwerenne państwo, wolność słowa itd.
      Można powiedzieć, że B – podobnie jak System – jest również swego rodzaju siecią relacji, które w specyficzny sposób łączą ludzi, instytucje, idee i tradycje.
      10. B nie jest reakcją na pojawienie się OC. Jest on raczej tym zastanym elementem rzeczywistości naszego kręgu kulturowego, który ze względu na swoją treść, jest absolutnie nie do zaakceptowania przez System. Widzi on bowiem bardzo wyraźnie, że samo istnienie B (a co dopiero jego aktywność), stoi w jawnej sprzeczności z zaistnieniem i funkcjonowaniem OC. Krótko mówiąc: dopóki B jest mocny (czy też w ogóle istnieje), jest dość problematyczne, czy Systemowi uda się zrealizować choćby cele wstępne, tzn. od 1a do 1e.
      I właśnie to jest wytłumaczeniem nienawiści, z jaką B ze strony Systemu się spotyka. Nienawiść ta jest oczywista i poniekąd zrozumiała, zwłaszcza w kontekście groźby, która dla Systemu wiąże się z możliwością wieszania tych, których „źli, podli opętani nienawiścią ludzie” obwinią za – jak sądzę już zdecydowane – rozmontowanie systemu ubezpieczeń społecznych.
      Z tego punktu widzenia Kaczyński i PiS w Polsce, a podobni im w innych krajach, to najzwyklejsi w świecie podżegacze i wywrotowcy, którzy mogą doprowadzić do rozlewu krwi. Krwi wieszanych.
      11. Ze względu na nader złożoną strukturę B, System usiłuje sobie z nim poradzić prowadząc (od wielu już pokoleń) jawną i ukrytą wojnę z poszczególnymi częściami B. Wszystkie bez wyjątku elementy stanowiące B (obyczaj, moralność, platońska triada, religia, państwo itd.) są przez System albo odłupywane od B (np. państwo), albo wewnętrznie infekowane (np. moralność).
      B się broni (czasem atakując), ale nie mogąc wewnętrznie sobie przeczyć (czyli odwoływać się do niegodnych środków), stoi – wg. niektórych obserwatorów – na straconych pozycjach.
      12. B nie tylko podżega do rozlewu krwi, czyli wieszania (całe szczęście, że niektórzy – zawczasu uprowadzeni przez UFO – unikną tej przykrości), lecz przede wszystkim przeciwstawia się – z punktu widzenia Systemu: samym swoim istnieniem – modernizacji, zmierzającej do racjonalnego i ekonomicznie uzasadnionego nowego światowego porządku.
      Owa modernizacja w praktyce polegać zaś będzie na tym, by – powtórzę – stworzyć świat, w którym nie będzie ludzi zniewolonych rozlicznymi ograniczeniami, żyjących w nędzy, śmierdzących, sikających po bramach i wsiadających w osiemnastu do 6-osobowego busa (a potem ręką dziecka piszących prośby do Fasady, o załatwienie roboty), czyli ludzi, którzy z ekonomicznego i estetycznego punktu widzenia, odznaczają się nieprzystosowaniem do wymogów współczesności. Świat bez „obszarów społecznego nieprzystosowania” będzie niewątpliwie lepszym światem, ponieważ zniknie cała sfera problemów, z którymi globalna gospodarka (i globalna polityka) nie może sobie dać rady. Kłopot polega na tym, że ów zbożny zamiar „likwidacji obszarów społecznego nieprzystosowania”, musi się mieścić w ramach tego, co racjonalne i ekonomicznie uzasadnione, czyli – znowuż z punktu widzenia Systemu – musi podlegać dyktatowi liczb. Jakby zaś nie liczyć, światowej gospodarce do dobrego funkcjonowania i dalszego rozwoju wystarczy zaledwie 20% obecnej populacji. Prosty rachunek wskazuje więc na to, że „obszar nieprzystosowania” jest potężny i sięga 80% ludzi. Skoro zaś owych 80% gospodarczo jest całkowicie nieprzydatnych, to trzeba z bólem serca uznać, że nieprzystosowanie tych ludzi do wymogów współczesności jest chroniczne i w praktyce nieusuwalne, a co za tym idzie – nic (nawet unijne projekty edukacyjne i dostosowawcze) nie może tego zmienić. Z liczbami się nie wygra: na ziemi żyje 80% Nieprzystosowanych a więc Zbędnych (NZ) i coś trzeba z nimi zrobić.
      12. Jeśli B rzeczywiście stoi na straconych pozycjach, to sytuacja NZ jawi się jako nie do pozazdroszczenia. Bez państwa i normalnego życia politycznego, religii, zdrowego obyczaju i moralności, małżeństwa i rodziny, NZ będą całkowicie wystawieni na niszczycielską działalność OC.
      13. Końcowe pytanie jest następujące: czy to co obecnie obserwujemy jest rozpoczętą przez System selekcją, dzięki której z ludzkiej biomasy wydobędzie się 20% stanowiące lepszą część ludzkości, czy też mamy do czynienia z przedbiegami? Jakby nie było, ludzkość czuje, że coś się dzieje. I część tej ludzkości, nawet jeśli nie wierzy w istnienie Systemu, na wszelki wypadek temuż Systemowi usiłuje się przypodobać. Ludzie wpadają przy tym na różne pomysły. Ci o najprostszej umysłowości podskakują, by w ten niewyszukany sposób pokazać, że są przeciwko B. Inni sugerują, że skoro mają adwokata, księgowego, sekretarkę i kilku ochroniarzy, to z definicji nie mogą należeć do ludzi drugiej kategorii. Jeszcze inni, ukazując swoje genetyczne zdolności do „akumulacji kapitału”, wyrażają wobec Systemu nadzieję, że umiejscowienie siebie na końcu następującego ciągu: „Prapradziadek pracował na roli, pradziadek kupił trochę maszyn i świadczył usługi, dziadek skończył studia i otwarł firmę handlującą materiałem siewnym, ojciec skończył studia i został prawnikiem, a ja jak skończę studia będę historykiem sztuki” – zapewni im przynależność do Przystosowanych i – daj Boże – Koniecznych. Są też tacy, którzy jak sympatyczny redaktor Marciniak, godzą się być końcówką przyczepionej doń systemowej słuchaweczki (czy innego gadżetu), byleby tylko zyskać gwarancję „załapania się”. Można domniemywać, że we wszystkich tych przypadkach szanse rosną, gdy można się przed Systemem wykazać jakimiś dodatkowymi punktami, np. za pochodzenie.

      Jedno jest pewne: z takimi tekstami jak prezentowane na niniejszym blogu, Toyah na pewno się nie załapie. Pochodzenie też jest przeciwko Niemu. I niech się chłopak cieszy, że póki co, ma tylko problemy z pracą (z której i tak, dla światowej gospodarki nie ma żadnego pożytku). Ja rozumiem, że naszemu Szanownemu Gospodarzowi nie może być miło, gdy zalicza się Go do grona „ludzi zniewolonych rozlicznymi ograniczeniami, żyjących w nędzy, śmierdzących, sikających po bramach i wsiadających w osiemnastu do 6-osobowego busa (a potem ręką dziecka piszących prośby do Fasady, o załatwienie roboty)” – ale było pomyśleć wcześniej, a nie żalić się teraz nad rozlanym mlekiem. Na pocieszenie powiem, że i piszący te słowa (oraz – jak sądzę – większość komentujących) śmierdzi, sika po bramach i ma skłonność włazić „na osiemnastego” do 6-osobowego busa, a z tego co robi, światowa gospodarka ma jeszcze mniej pożytku, niż z pracy Toyaha. Podsumowując: jesteśmy nieprzystosowani w sposób chroniczny i w praktyce nieusuwalny, a więc wyginiemy jak dinozaury, o ile wcześniej nie uprowadzi nas UFO (co zresztą na jedno wychodzi). Chyba, że B wytrzyma…
 
***
      Odleciałem? Niech będzie, że odleciałem. Wszystko przez to, że naczytałem się nie tylko Dicka i Lema, ale także Zamiatina, Orwella, Zajdla i wielu innych. I zatruli mi głowę. Toyah, ponieważ jest strasznie nieoczytany, z twórczością tych zacnych autorów się nie zapoznał i dlatego ma trudności z odlotem. Odleciałem więc za Niego. W końcu po coś nas ma, prawda?
      No dobra. Czas się obudzić i przejść z rzeczywistości urojonej do rzeczywistości rzeczywistej. Jak to było: „Uczciwością i pracą ludzie się bogacą”? Tak! Chyba tak to idzie. Gdy pojawią się jacyś poważni z notesikami i ołówkami w rękach komentatorzy, to się upewnimy.
 
 

      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka