Wspominałem już kiedyś na swoim blogu o całym cyklu podróżniczych filmów zrealizowanych przez Michaela Palina dla BBC, które oglądam namiętnie, zarówno w domu z rodziną, jak i podczas lekcji. Michael Palin, znany kiedyś, przede wszystkim, jako członek grupy Monty Pythona, później już tylko, jako komediowy aktor, a dziś podróżnik i autor wspomnianych filmów.
Parę lat temu, Palin zwiedził tak zwane kraje wschodniej Europy, w tym Polskę, i zrealizował film, który opatrzył tytułem „Nowa Europa”. Zapis tej wyprawy jest czymś tak pasjonującym, że nie ma sposobu, bym był to w stanie opisać w formie tak szczególnej, jak notka na blogu, powiem tylko, że na dwóch płytach DVD, poza Polską, mamy okazję niemal od podszewki poznać współczesny krajobraz Chorwacji, Serbii, Bułgarii, Rumunii, Mołdawii, Węgier, Łotwy, Estonii… no dosłownie każdego zakątka tej części świata, ale również czegoś z naszego punktu widzenia może bardziej obcego, a mianowicie Turcji.
Jak idzie o mnie, ani nigdy w Turcji nie byłem, ani się też Turcją szczególnie nie interesowałem, a nawet wśród swoich znajomych nie mam nikogo, kto by mógł się ze mną podzielić jakimiś bardziej szczegółowymi w tym temacie spostrzeżeniami. To znaczy, przepraszam… mam kolegę Niemca z Kolonii, który parę razy o Turkach wspominał, jednak tylko w jednym kontekście – że on osobiście jest bardzo przeciwko temu, by Turcję traktować jako Europę.
Otóż ta właśnie kwestia, dotycząca miejsca Turcji w Europie mocno dominuje tę część palinowskiej wędrówki po „nowej Europie”, i mimo że on się bardzo stara zachować wręcz modelową elegancję i nie narzucać się z osobistymi opiniami, odnoszę wrażenie, że przekaz, jaki dociera do nas z tej części filmu, jest dość jednoznaczny: na Turcję lepiej uważać, bo to w znacznym stopniu, stopniu definiowanym przez azjatycką część kraju, jest dzicz.
Tu znowu nie bardzo mam jak poświęcić odpowiednią ilość miejsca opisywaniu obrazu, jaki nam serwuje Palin, ale, jak właśnie idzie o azjatycką część owej cywilizacji, obraz jest na tyle drastyczny, że pytanie o miejsce Turcji w Europie staje się bezcelowe. I to niezależnie od tego, ilu Turków obu płci, których on spotkał w Istambule, i z jak bardzo deklarowanym przywiązaniem do europejskich wartości, próbowało go przekonać do tego, by on zechciał polubić tę część świata. A ja, choć, jak już wspomniałem, na temat Turcji nie mam wiele do powiedzenia, może poza tym, co widziałem na filmie Allana Parkera „Midnight Express”, przyznaję, że przedstawiony przez Palina punkt widzenia chętnie przyjmuję.
Popatrzmy jednak na ten kraj i tych ludzi z nieco innej perspektywy. Otóż nie wiem, jak inni, ale ja dość systematycznie oglądam w telewizji relacje z turniejów zawodowego tenisa, a przy tej okazji, siłą rzeczy reklamy, które Eurosport nadaje w przerwach między gemami. I już od wielu długich miesięcy mam okazję podziwiać jedną z nich, wręcz fantastyczną, wyprodukowaną na zamówienie tureckich linii lotniczych. Pewnie niektórzy z nas ją znają. Najpierw widzimy kort, na którym popisuje się nasz człowiek w Danii, Karolina Woźniacki, kończy się gem, Woźniacki siada na krzesełku i nagle zaczyna sobie wyobrażać, że to krzesełko to fotel w samolocie tureckich, oczywiście, linii lotniczych, gdzie ona jest traktowana jak księżniczka, i kiedy jej szczęście już nie zna granic, rozlega się głos sędziego, który przywraca ją do ponurej, tenisowej rzeczywistości. Turcja zostaje tam, w niebie.
Oglądam tę reklamę już chyba po raz czterdziesty i po raz czterdziesty zastanawiam się, jak to się dzieje, że tam, w tym Eurosporcie, nigdy nie ma reklam LOT-u? Dlaczego na tym niebie nie ma Polski, która z kolei w filmie Palina pokazana jest z taką sympatią, że jej by starczyło na usatysfakcjonowanie wszystkich pozostałych mieszkańców tego rejonu świata? Tych pytań zresztą jest znacznie więcej. Weźmy i takie. Tak się mianowicie dzieje, że ile razy – nie zdarza się często, ale się zdarza – ktoś z nas leci gdzieś samolotem, reszta rodziny siedzi w Internecie i obserwuje na specjalnej stronie, gdzie widać, jak ten samolot sobie leci. I to właśnie przy jednej z tego typu okazji, zdaliśmy sobie nagle któregoś dnia sprawę z tego, że niebo nad Polską jest praktycznie puste. Cała Europa pokryta jest tymi przesuwającymi się to tu to tam światełkami, niekiedy tam nie ma niemal już nic poza nimi, natomiast Polska jest niemal całkowicie odsłonięta. I, powiem już pewnie na granicy rozpaczy, że to daje dużo do myślenia.
No więc, skoro próbujemy sobie odpowiedzieć na parę pytań, zejdźmy troszkę niżej, na ziemię. Otóż żona moja, osoba fantastycznie zorientowana we wszystkim, co można znaleźć w przestrzeni między portalem o nazwie Pudelek, a dziennikiem „Fakt” poinformowała mnie właśnie, że jeszcze w grudniu zeszłego roku amerykańska policja aresztowała żonę byłego skarbnika Platformy Obywatelskiej, osobistego przyjaciela premiera Tuska, człowieka, który zasłynął tym, że Polskę zakwalifikował do grona krajów „dzikich”, Mirosława Drzewieckiego, oraz narzeczoną znanego telewizyjnego celebryty Roberta Janowskiego („Jaka to melodia?”), kiedy z jednego z lokalnych butików próbowały wynieść kilka bardzo drogich futer. Okazało się, że one ów złodziejski proceder uprawiają od wielu już lat, obsługując przy okazji całe to polityczno-biznesowe towarzystwo, z którym od lat są związane.
Próbuję dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, co się tam stało, jednak okazuje się, że całość medialnej oprawy przypadków obu pań ograniczona jest do wymiaru ściśle plotkarskiego. Wpisuję do wyszukiwarki hasło „Drzewiecka, kradzież” i wszystko co otrzymuję, to artykuły z „Faktu”, „Super Expressu”, oczywiście Pudelka, no i jakiś tekst z niezależnej.pl. Wygląda na to, że tak zwane „poważne” media wprowadziły na sprawę pełną i bezwzględną blokadę.
I teraz, już na sam koniec pozwolę sobie wrócić do tej nieszczęsnej Turcji, i jednak też do filmu Palina. Jest tam scena ukazująca coś, co stanowi lokalną tradycję, a polega na tym że kupa mężczyzn w różnym wieku, od dzieci po starych dziadów, nasmarowana olejem, toczy błotne zapasy. Ponieważ ciała są od stóp do głów wysmarowane tym olejem, jedynym punktem skutecznego zaczepienia dla zawodników, to dziura w dupie przeciwnika, ewentualnie jego genitalia. Jak mówię, tam mamy starców, mężczyzn w wieku średnim i dzieci. Ktoś po obejrzeniu tego filmu, powie mi, że z dwojga złego, może lepiej mieszkać na Florydzie, okradać sklepy odzieżowe z markowych ciuchów, a następnie zaopatrywać w nie lepszą klientelę w kraju. Kto wie, czy nie jest nawet lepiej, wzorem córki i żony artysty Borysewicza, otworzyć ekskluzywny burdel, gdzie lokalne celebrytki będą obsługiwać tę samą, lepszą klientelę, wcześniej obsłużoną przez florydzkie łączniczki. Ktoś tak może powiedzieć, a ja się z tym mogę nawet zgodzić. Lepiej by pewnie było, gdyby ci Turcy się przebranżowili, i zamiast próbować sobie wciskać palce w naoliwione dziury, spróbowali swoich sił w przemyśle erotycznym gdzieś w Europie. Mówię oczywiście o tych dzikich Turkach. My, tu w Europie już dawno wybraliśmy sobie to, co będzie stanowiło naszą pasję, oczywiście, jeśli nie uda się zrobić kariery w polityce, kulturze, czy wreszcie w zwykłym biznesie. Zwłaszcza gdy biznes ostatnio jakby stanął. Co widać znakomicie na przykładzie rozkładu owych punkcików na wyświetlanych w Internecie ekranach radarów.
Inne tematy w dziale Polityka