Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1414
BLOG

Czy liczby 444 można używać, jak noża o trzech ostrzach

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 8
    Wspominałem niedawno, że od pewnego czasu forma mojej współpracy z „Warszawską Gazetą” przybrała formę stałego felietonu. Kiedy napisałem pierwszy z nich, policzyłem sobie ilość słów, i okazało się, że jest ich 444. Ponieważ wiem, że niektórzy z nas lubią się bawić liczbami, uznałem, że dobrze będzie sprawdzić, czy te cztery czwórki coś oznaczają; no bo co jeśli się okaże, że za tym też stoją jakieś demony? No i okazało się, że nie; że 444 to tak zwana liczba „anielska”, która akurat oznacza same dobre rzeczy, choćby „intuicję oraz wewnętrzną mądrość”, a i to jeszcze nie wszystko.
     No i od tego czasu, w każdy wtorek, siadam i piszę kolejne 444 słowa. Ostatnio jednak napisałem poniższy tekst, i nagle pomyślałem sobie, że trochę za długo nie pisałem nic na toyah.pl, więc jeśli kolejny dzień minie, a ja nic nowego u siebie nie zamieszczę, będzie trochę wstyd, więc uznałem, że dla Piotra Bachurskiego napiszę jeszcze raz coś wieczorem, a u siebie puszczę to co już mam gotowe. Raz, by czytelnicy zobaczyli, czym ja się zajmuję poza blogowaniem, no a poza tym – sami powiedzcie, czyż nie było warto?
 
      Wydawałoby się, że natłok negatywnych wrażeń stał się w ostatnich dniach tak intensywny, że trudno doprawdy trafić na coś, co by mogło zaskakiwać. A mimo to, wiadomość o chorej dziewczynce, która nie doczekawszy pomocy lekarskiej, bo tak zwane procedury uniemożliwiły dyspozytorowi w pogotowiu wysłanie do niej karetki, zwyczajnie zmarła, zrobiła wrażenie chyba nawet na młodzieży działającej biznesowo, jako „Młodzi Demokraci”.
      Oczywiście, jak to się zwykle w takich sytuacjach dzieje, społeczny gniew kierowany jest pod adresem lekarzy, no i osobiście tej jednej osoby, która miała nieszczęście odebrać tamten telefon. Ja jednak, staram się trzymać zdrowego rozsądku, i znacznie chętniej myślę o owych procedurach, które ostatnio stały się w Polsce niemal religią, i które, o ile na poziomie różnego rodzaju urzędów, wiele zdezorganizować nie są w stanie, to jak idzie o służbę zdrowia, niosą wyłącznie nieszczęścia, włącznie z tym największym – śmiercią.
      Otóż jestem sobie w stanie świetnie wyobrazić, jak wygląda organizacja pracy w pogotowiach. Siedzi człowiek przy telefonie, przed sobą ma jakiś wydany przez pięć ministerstw bryk z przepisami, i czeka na telefony od ludzi w potrzebie. Dzwoni ten telefon, a on, nie tak jak to było jeszcze w złotych czasach PRL-u, kiedy w pierwszym odruchu wysyłał karetkę, a jednocześnie instruował osobę po drugiej stronie, co ma robić, zaczyna zadawać serię obowiązkowych pytań, na które odpowiedzi następnie konsultuje z rozłożonymi przed sobą instrukcjami, i wtedy dopiero kieruje dzwoniącego do odpowiedniej instancji. Bo wie, że za każdy proceduralny błąd będzie musiał zapłacić utratą pracy, albo, w najlepszym wypadku, premii. Tak to sobie właśnie wyobrażam, więc całe moje oburzenie na myśl o tym zmarłym dziecku nie idzie tam, lecz w stronę tych, którzy w pewnym momencie uznali, że najlepszym sposobem na dorobienie się, jest stworzenie systemu, gdzie można sobie pozwolić nawet na zbrodnię zabójstwa, bo odpowiedzialność i tak spadnie wyłącznie na tych, którzy się nie załapali.
      Otóż wszystko wskazuje na to, że to, o czym dotychczas mówiliśmy troszkę na zasadzie ironicznego komentowania osiągnięć Donalda Tuska i jego ekipy, realizuje się w tempie, które robi wrażenie. Mam na myśli totalny reset czegoś, co już nie nazywa się gospodarką, służba zdrowia, czy wymiarem sprawiedliwości, ale zwyczajnie – państwa. Wydaje się, że niedługo przyjdzie nam zgasić światło, przyczaić się gdzieś w kąciku, i już tylko czekać na wybuch.
      Jak niektórzy wiedzą, uczę trochę w „Tauronie”, czyli firmie, która zajmuje się energetyczną obsługą Polski południowej. Dziś jeden z moich uczniów powiedział mi – jak najbardziej poważnie – że jeśli marzę o spokojnej starości, mam wyjechać na wieś, kupić sobie świnie, wykopać studnię, ewentualnie wybudować wiatrak. Będę bezpieczny. W przeciwnym wypadku, pozostaje jedynie modlitwa. Ewentualnie emigracja do Francji i tam próba upomnienia się o swoje pieniądze, które oni od pewnego czasu sobie od nas bezczelnie ściągają.

    

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka