Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2391
BLOG

O ruskich celebrytach, bez jednego zbędnego słowa

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 50

      Próba napisania kilku krytycznych słów o Juliuszu Machulskim – gdyby ktoś nie wiedział, polskim reżyserze filmowym – w mojej sytuacji, stanowi zadanie i proste i nie proste. Z jednej strony bowiem, ja już od samego początku narażam się na zarzut stronniczości, no bo jakiejż to wiarygodności można się spodziewać po kimś, kto wręcz programowo deklaruje pogardę do wszelkiej, niemal bez wyjątku, twórczości artystycznej, jaką polskie środowiska twórcze wydały w ciągu minionych trzydziestu, powiedzmy, lat? To samo jednak, co stanowić może o słabości tej próby, ma akurat szansę stworzyć jej siłę. Rzecz bowiem w tym, że nikt mi nie zarzuci, że jeśli ja się dziś nagle biorę za Machulskiego, oznacza to, że ponieważ on się postanowił zaangażować politycznie po stronie Nowej Bolszewii, ja na przykład zdecydowałem się już nigdy w życiu nie oglądać filmu „Seksmisja”. A więc, co by nie powiedzieć, to przynajmniej jestem szczery.

     Inna sprawa polega jednak na tym, że ja dziś ani nie zamierzam tępić Machulskiego za jego filmy, ani tym bardziej odnosić się jakoś bardziej szczegółowo do jego najnowszej wypowiedzi w sprawie Katastrofy Smoleńskiej. Nie mam ochoty ani na jedno ani na drugie, bo Machulski nie jest dla mnie w ogóle osobą wartą choćby splunięcia. Ja tu na tym blogu pisałem już naprawdę o wielu przypadkach artystycznego, czy czysto ludzkiego upodlenia, w tym o takich egzemplarzach, jak Zbigniew Hołdys, czy Jerzy Urban, natomiast Machulski – no, przepraszam bardzo, ale bez przesady. Ktoś powie, że tym razem on pobił pewien rekord. W końcu, wyrazić opinię, że ewentualny film na temat Smoleńskiej Katastrofy powinien stanowić polską odpowiedź na Monty Pythona i stworzyć opowieść o tym jak to „bardzo nabzdyczony i dumny prezydent średnio ważnego kraju środkowoeuropejskiego uparł się, by lądować we mgle na kartoflisku”, to z całą pewnością jest nie byle co. No i dobrze. Może i tak. Może to rzeczywiście nie byle co. Jednak, jeśli się zastanowimy, to naprawdę tego typu wypowiedzi przez minione trzy lata mieliśmy całą kupę. No więc może trzeba uznać, że nawet jeśli zarówno „Newsweek”, jak i sam Machulski, nie mogą się powstrzymać od śmiechu na wspomnienie dźwięku rozrywania tych ciał, mogliby tego nie robić akurat z okazji okrągłej rocznicy dnia, kiedy to ów dźwięk wypełnił naszą przestrzeń. Ale tu też, obawiam się, wszystko dopiero przed nami., W końcu, nie oszukujmy się, oni, podobnie jak my, się do tej rocznicy starannie przygotowywali.
    A więc, jakoś nie jestem w stanie się dziś koncentrować ani na Machulskim, jako na filmowcu, ani też na Machulskim, jako padlinożercy. Jest jednak coś, co mnie w tej jego wypowiedzi – przyznam zresztą, że znam z niej tylko to jedno zdanie –poruszyło. Chodzi mi mianowicie o ów protekcjonalny ton, jaki spływa po wargach Machulskiego, gdy on coś syczy na temat „średnio ważnego kraju środkowoeuropejskiego”.
     Otóż uważam to za wydarzenie niezwykle ciekawe, i okropnie wielemówiące, jak idzie o stan naszych elit, szczególnie tych o mocno rozbuchanych aspiracjach. Przyglądam się specjalnie na tę dzisiejszą okazję dorobkowi artystycznemu Machulskiego i ze zdziwieniem stwierdzam, że on w swoim życiu nakręcił aż 22 filmy. Czemu ze zdziwieniem? No bo ja myślałem, że ich było może pięć, sześć? A tu się okazuje – 22. I teraz jest tak, że z tych zapamiętanych przez mnie pięciu, czy sześciu (nie chce mi się nawet liczyć) jedyny, powszechnie określany, jako „kultowy” – w sensie znanym nam z produkcji Stanisława Barei choćby – to jest ten żałosny gniot „Seksmisja”, nakręcony zapewne tylko po to, by stanowić alibi dla odpowiedzenia dwóch (słownie dwóch) rzekomo zabawnych grepsów, w dodatku na poziomie przeciętnego amatorskiego kabaretu. Przecież nawet w tych dzisiejszych – każdy się chyba ze mną zgodzi – najbardziej żałosnych polskich komediach jest ich znacznie, znacznie więcej, i to niewykluczone, że na wyższym nieco poziomie.
     A więc mamy ową kultową „Seksmisję” i jeden rzekomo sukces międzynarodowy, a mam tu na myśli plotkę, jaką sam zresztą Machulski swego czasu mocno rozgłaszał, że oto Hollywood postanowił od niego kupić scenariusz drugiej części „Killera”, aby ewentualnie zrobić z niego jakiś re-make. Oczywiście nigdy nic z tego nie wyszło, ale ja do dziś pamiętam, jak to Machulski się nadymał i kraśniał z poczucia wielkości, że co to z niego za wybitny magik, że aż samo Hollywood się nim zainteresowało.
     A więc, zastanówmy się. Mamy przed sobą twórcę, który całe zawodowe życie wypełnił próbami stworzenia czegoś ważnego, i kiedy ma już za sobą owe 20 oczywiste porażki, plus dwa całkowicie złudne marzenia o potędze, i ten oto artysta przychodzi i z bezczelną pogardą mówi o Polsce – tej Polsce, która tego darmozjada przez całe dziesięciolecia żywiła, pieściła go, głaskała i stawała na głowie, żeby on miał wszystko co trzeba do zrobienia kariery – że to średnio ważny, środkowoeuropejski kraj, który, kiedy w katastrofie lotniczej stracił prezydenta, jego małżonkę i całą kupę najważniejszych osób w państwie, ma skromnie siedzieć cicho w kącie, a jeśli już chce tę tragedię skomentować, to w formie kpiny i pokornej autoironii. No bo niby kim to jesteśmy?
      No i dobra. Niech będzie, że to też gówno. Dwóch godnych siebie bałwanów daje upust swoim kompleksom. Nie oni pierwsi i nie ostatni. Tu jednak jest ten Machulski. Ja go parę razy miałem okazję oglądać w stanie najwyższego szpanu, i powiem szczerze, że tam nie było ani skromności, ani pokory, ani tego poczucia niższości w stosunku do tak zwanych „wielkich tego świata”, choćby wielkich tego naszego, wschodnioeuropejskiego świata. Ja, ile razy miałem okazję widzieć i słyszeć Machulskiego, czy to w telewizyjnych wywiadach, czy w czasie tych nieustannych gali, jakie ci – przyznaję, że jak najbardziej wschodnioeuropejscy – celebryci sobie regularnie urządzają, zawsze widziałem wyłącznie tę obrzmiałą, napuchniętą od wódy ruską gębę… i powiem, że było mi okropnie wstyd, że oto przed nami nasz pierwszy towar eksportowy.
      No i mamy go dziś ponownie. Z okazji trzeciej rocznicy katastrofy w Smoleńsku przyłazi i tłumaczy mi, że ta moja Polska to raczej taki ruski syf. I że – jak rozumiem – przede wszystkim dlatego, że za dużo tu hołoty, który takim jak on wciąż przycina skrzydła.
     Owszem. Tak jak Machulski był mi zawsze szczerze obojętny, dziś mam wobec niego bardzo poważną chęć wykonania paru poważnych gestów. Niestety, nic z tego. Ze względów ściśle technicznych pozostają tylko słowa. A więc niech będzie przekleństwo. Mam nadzieję, że któregoś dnia dojdzie do sytuacji, że jedna z tych ukraińskich dziwek, z jakiegoś powodu – obojętnie, jakiego – odgryzie mu język. I że on ani nie piśnie. Z naturalnego szacunku dla znacznie większej pozycji Ukrainy na tym naszym nędznym wschodnioeuropejskim rynku. W końcu nawet filmy mają lepsze. Nie mówiąc już o piłkarzach.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka