Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3057
BLOG

To nie stringi. To tylko pas cnoty

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 42

       Nie minęły trzy dni od czasu, jak Igor Janke – podobnie, jak swego czasu Artur Zawisza – ogłosił na swoim blogu, że ponieważ wzywają go obowiązki biznesowe, on kończy z dziennikarstwem, i będzie pomagał Polsce w inny sposób, jak w Salonie 24 ukazał się jego kolejny – utrzymany zresztą całkowicie w standardzie – tekst, w którym zapowiada on, że za jego podpuszczeniem odbędzie się kolejna debata, tym razem dotycząca kwestii, ile udziałów w państwie liberalnym ma mieć państwo, a ile gangi. Z tego, co on tam pisze, wynika, że debata ta ma na celu krzewienie obywatelskiej świadomości, a przy okazji spokojne rozwiązywanie naszych polskich problemów.

      Komentując ową inicjatywę, mój kolega Coryllus, zastanawia się, czy Igor Jankę sam jest skończonym bałwanem, i inaczej nie potrafi, czy może nas uważa za bałwanów i tego typu pomysły realizuje w ramach prostego robienia nam wody z mózgu. Otóż ja ma pewną koncepcję dotycząca właśnie owego dylematu, którą chciałem się dziś podzielić. Proszę łaskawie posłuchać.
      Otóż, moim zdaniem, bardzo ważne jest, byśmy przede wszystkim wiedzieli, że Igor Janke to człowiek dobry, który w żaden sposób nie chce nam zrobić krzywdy, a już na pewno takiej, by nas ogłupić. On z całą pewnością traktuje swoją misję poważnie i jest przekonany, że wykonuje ją najlepiej jak potrafi. A że potrafi tyle, co widać, to już nie jego wina.
      Do czego zmierzam? Chodzi mi mianowicie o to, że dzisiejsza Polska to miejsce, w którym ludzie tacy jak Igor Janke tworzą elity, i nie ma żadnego powodu, by uważać, że on akurat odstaje od ogółu w jedną, czy w drugą stronę. Spójrzmy na takiego Łukasza Warzechę, który zupełnie niechcąco stał się bohaterem ostatniej mojej notki. On oczywiście w pewnym momencie swojego życia mógł zostać nauczycielem, jak ja, czy właścicielem sklepu, jak pewien mój znajomy, ewentualnie mógł wyjechać do Niemiec, jak paru moich kolegów ze szkoły podstawowej, i tam kłaść Niemcom podłogi. Ponieważ miał jednak większe ambicje, został znanym dziennikarzem i postanowił komentować politykę. Jak on to robi? No, robi, jak potrafi, i jestem pewien, że jest z siebie na tyle zadowolony, by przynajmniej od tego nie zwariować, albo, nie daj Boże, rozpić. Czy można Warzesze zarzucać, że on nas chce oszukać? Nie sądzę. On jest z całą pewnością szczerze przekonany, że jego praca jest pożyteczna, a każdy kolejny Teatrzyk „Przegniły Batonik”, to naprawdę świetna rzecz, dzięki której Polacy stają się lepsi i bardziej obywatelsko świadomi.
     Odejdźmy na chwilę od dziennikarzy i spójrzmy na takiego artystę filmowego Borysa Szyca. Czy możemy przypuszczać, że on występuje w tych filmach, a następnie wraca do domu i albo gryzie wargi ze wstydu, że znów zrobił z siebie pośmiewisko, albo z satysfakcji, że ale to nas nabrał? Ktoś może mi powiedzieć, że tak; że on właśnie tak postępuje. Ale ja w to nie wierzę. Moim zdaniem Borys Szyc ogląda sobie te swoje filmy, i jest naprawdę z siebie bardzo zadowolony. Nie, żeby był zachwycony. On z całą pewnością wie, że z niego żaden Brad Pitt, on zna swoje miejsce, natomiast ani mu w głowie jakieś paskudne myśli.
     Spójrzmy na poetę Wencla. Czy on może wie, że jest marnym poetą, ale pisze te swoje wiersze, bo go bardzo bawi świadomość, że prawicowa publiczność skręca się z zachwytu nad każdym jego słowem, podczas gdy to, co on nam daje, to najprawdziwszy syf? Jestem pewien, że Wencel spowiada się z każdego zła, jakie czyni – czy to jest chlanie, czy też zdradzanie żony, czy oszukiwanie swoich kochanek – ale, jak idzie o te wiersze, sumienie ma czyste.
      O czym to wszystkim świadczy? Otóż, moim zdaniem, rzecz w tym, że oni wszyscy i każdy z nich znaleźli sobie swoje zajęcia i starają się w miarę możliwości je jakoś je realizować. Zupełnie jak ta moja szkolna koleżanka, która swego czasu wyjechała do Szwecji, otworzyła z mężem, czy może tak zwanym partnerem, sklep spożywczy i zarabia na chleb. A mi nawet w głowie ją spytać, czy to jest jakiś fantastyczny sklep, lepszy od innych sklepów, i czy może każdy człowiek w okolicy wie, że kupuje się tylko tam. Nie muszę się też o to pytać, bo ona sama, bez pytania, mi mówi, że jest zadowolona, bo dzięki temu jakoś żyje, a to przecież najważniejsze.
      Wczorajszy i dzisiejszy dzień przyniósł nam bardzo ciekawe doświadczenie. Otóż, jak niektórzy wiedzą, Piotr Zaremba skończył 50 lat i w związku z tym wydarzeniem, koledzy urządzili mu fetę, która poziomem tak zwanego obciachu przerosła wszystko, co się nam ostatnio zdarzyło obserwować. I już nawet nie chodzi o to, że wśród zaproszonych gości byli przedstawiciele najbardziej paskudnego platformersko-komuszego towarzystwa. To co sprawia, że na wspomnienie tego, co zobaczyłem, ja do tej pory nie potrafię się przestać rumienić, to sama oprawa tej gali, której tandetność biła na głowę nawet gale organizowane przez magazyn „Viva”.
       Rzecz w tym, że to co możemy wciąż znaleźć w Internecie było tak poruszające, że na przykład mój kolega, biedny Gabriel Maciejewski, uznał, że to jest jakaś prowokacja, a więc wszystko zostało z całą pewnością wykonane przy pomocy techniki komputerowej, a celem tej zabawy było skompromitowanie zapewne nielubianego przez towarzystwo Zaremby.
     I proszę sobie teraz wyobrazić, że to były tylko pobożne życzenia Gabriela, a to co mieliśmy okazję ujrzeć, stanowiło najprawdziwszą prawdę.  Proszę sobie wyobrazić, że to nie dość, że się działo naprawdę, to jeszcze intencje, jakie kierowały organizatorami i uczestnikami tego nieszczęścia były jak najbardziej szczere. Proszę sobie również wyobrazić – i jestem przekonany, że tu moja intuicja jest jak najbardziej poprawna – żadna z obecnych tam osób ani przez moment nie uważała, że to co robi jest w jakikolwiek sposób podejrzane. Jestem przekonany, że każda z nich, czy to organizując to wydarzenie, czy biorąc w nim udział, ani przez moment nie widziała w tym, co robi,  żadnej niestosowności. Dlaczego? Bo oni wszyscy to bardzo skromni i bardzo porządni ludzie, tacy jak my, którzy wstajemy każdego ranka i udajemy się do naszych zajęć, by przeżyć psychicznie zarówno jak i fizycznie kolejny dzień, i którym ani w głowie upadać tak nisko, by, kiedy Ojczyzna wzywa, pozwalać sobie na jakąś prywatę.
      I tak to jest z Igorem Janke. Czy to los, czy może świadomy wybór, rzucił go na odcinek moderowania opinii publicznej z pozycji tak zwanej pracy organicznej. I gdybyśmy się go zapytali, czy to, co on robi jest uczciwe i na poważnie, on z całą pewnością by nam odpowiedział, że oczywiście, bo każda praca u podstaw jest dobra i potrzebna. Gdybyśmy się go spytali, czy on w tym, co robi jest dobry, odpowiedziałby zapewne bardzo skromnie, że nie jemu to oceniać, ale jeśli ktoś uważa, że potrafi lepiej, on zaprasza. Polska potrzebuje wielu rąk i umysłów. Oczywiście z wyjątkiem umysłów przepełnionych kompleksami i nienawiścią do tych, którym się udało.
     A więc, tak to jest, mój drogi Gabrielu. Igor Janke nic na nas nie szykuje. Stara się tylko robić to, co do niego należy, robi to z przyjemnością i świadomością celu. I jeszcze raz to powiem. Zaprasza nas wszystkich do współpracy… no dobra, może nie wszystkich. Ciebie akurat nie, bo sam powiedziałeś, że nie chcesz. Inaczej, na pewno znalazłby Ci jakiś odcinek. Napisał przecież, że osoby piszące w Salonie24 mają specjalne fory.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka