Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1503
BLOG

Gdy nawet pytanie: "Po co?" staje się bezużyteczne

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 48

      Jeśli się jest nauczycielem, i w dodatku jest się tym nauczycielem od wielu już lat, ma się człowiek okazję napatrzeć na dziwy, jakich tak zwany normalny człowiek nie ma szans doświadczyć. Oczywiście, nie jest też tak, że każdy nauczyciel ma doświadczenia takie same, czy choćby tylko podobne, o nie! Matematyk idzie do grobu ze swoimi wspomnieniami, nauczyciel muzyki ze swoimi, ksiądz naturalnie ze swoimi, natomiast nauczyciel języka na przykład ma do opowiedzenia swoje własne historie.

      Weźmy takiego anglistę, w dodatku anglistę, który przez wiele lat miał okazję sprawdzać maturalne wypracowania. Załóżmy, że dziecko ma za zadanie napisać wypracowanie na 240 słów pod tytułem „Wady i zalety uprawiania sportu” i oczywiście zaczyna tak: „Wczoraj oglądałem mecz Real – Barcelona. Uważam, że Real jest beznadziejny, bo żaden z ich piłkarzy nie jest tak dobry jak Messi. Messi to prawdziwy gigant. U siebie w domu mam nawet plakat Messiego…”. I tak oczywiście przez 460 słów. Dlaczego? No bo miało być o sporcie, a ja przecież jestem fanem piłki nożnej i kibicem Barcelony, i o nich mogę wiecznie.
     Albo inna sytuacja. Polecenie brzmi następująco: „Opisz najdziwniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziałeś”. No i czytamy: „W zeszłym roku pojechałem z rodzicami do Lądka Zdroju. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce okazało się, że leje jak z cebra. Na szczęście w pokoju był telewizor, więc się nie nudziłem. Kiedyś wyszedłem po fajki i spotkałem pewną dziewczynę. Wyglądała bardzo dziwnie…”. Dalej są dwa zdania na temat jej wyglądu, no a potem –  same wesołe przygody.
      Bywa też i tak. Polecenie brzmi: „Napisz opowiadanie kończące się zdaniem: ‘Wsłuchiwałem się w spokojny szum silników i wiedziałem, że już nigdy nic nie będzie takie jak wczesniej’”, a to biedne dziecko kończy czymś w rodzaju: „Już nigdy w życiu nie zjem hamburgera”. No i pała. Zwyczajnie pała.
      Ktoś mi powie, że ja mam do czynienia wyłącznie z bałwanami. Otóż to jest nieprawda. Ani nie mam wyłącznie do czynienia z bałwanami – nawet nie mam do czynienia z bałwanami przeważnie – ani też to, co spróbowałem sparodiować wyżej, nie jest dowodem bałwaństwa. Jeśli to coś czegokolwiek dowodzi, to wyłącznie tego, że większość młodzieży – ale przecież nie tylko młodzieży – nie potrafi pisać. Dla większości z nich pisanie, to jest taka katorga, że oni często woleliby się cały miesiąc uczyć po nocach chemii, niż napisać kartkę z życzeniami z nad morza. Bo nad tą kartką spędzą pół dnia, a to, co im wyjdzie, to tylko jakieś: „Cześć! Czy są już bilety na Cristal Fighters. Tu nawet nie ma telewizora”. A zatem, rzecz nie w pospolitej tępocie. Rzecz w tym, że się chronicznie nie potrafi zrobić tego, co zrobić się powinno. Nawet jeśli to polega na wyniesieniu kubków z pokoju. „Wynieś kubki z pokoju”. „A co dziś będzie na obiad?”
      Przyznam, że nie jestem jakimś szczególnym ekspertem od blogowego pisarstwa Kataryny, na jego temat wiem tyle tylko, co od czasu do czasu udało mi się to tu to tam podejrzeć, natomiast dziś, kiedy przeczytałem rozmowę, jaką z nią przeprowadził mój wspaniały kolega Krzysztof Wołodźko, a w niej wyznanie Kataryny, że dla niej pisanie na zadany temat i w zadanej objętości to prawdziwa udręka, zrozumiałem nagle, dlaczego ja zawsze uważałem, że ona pisać zwyczajnie nie potrafi. Zrozumiałem też, dlaczego, zwłaszcza ostatnio, kiedy ona została felietonistką popularnego tygodnika i regularnie co tydzień musi tam coś stworzyć, i kiedy ona najwyraźniej nie ma czasu na blogowanie, a jeśli się wciąż od czasu do czasu pojawia, to wyłącznie z jakimiś kompilacjami cytatów plus jednym zdaniem komentarza, ona robi tak dramatycznie kiepskie wrażenie.
      Weźmy choćby ten jej ostatni tekst o, jak głosi tytuł, zegarku ministra Nowaka. Ponieważ do Nowaka mam stosunek wyjątkowy, bardzo mnie ten zegarek zainteresował i chciałem natychmiast wiedzieć, o co chodzi, w jednej chwili zabrałem się za wspomniany tekst. I proszę sobie wyobrazić, że on w większości stanowi albo jakieś cytaty z przepisów podatkowych, albo owych przepisów omówienie, natomiast Nowak pojawia się wyłącznie w jednym zdaniu, z wyraźną sugestią, że tu nie ma o czym gadać, bo każdy przecież wie, o co chodzi. No więc ja na przykład nie wiedziałem, a w związku z tym cały tekst Kataryny był na nic. Dwója.
      To jest, że pozwolę sobie wrócić do kwestii szkolnych, coś takiego, jakby któryś z maturzystów miał opisać owo najdziwniejsze miejsce na ziemi, i od początku do końca nawet by nie wspomniał, o czym pisze. I jeszcze raz podkreślę, że ja wcale nie sugeruję,  że ów uczeń, czy tutaj ta nasza Kataryna to durnie. Nie. Ja tylko chcę powiedzieć, że dla nich pisanie to prawdziwa udręka. A jeśli ktoś mi nie wierzy, niech sobie zerknie na dowolnego felietonu tej dziwnej kobiety w „Do Rzeczy”. Tam się dopiero dzieje! Tam jest dopiero walka o to, żeby napisać choć jedno zdanie.
       Ktoś powie, że Kataryna to pisarka faktycznie marna, ale za to poza tym – no geniusz, panie. No więc dobra. Zajrzyjmy więc do wywiadu, jaki z nią przeprowadza Wołodźko. Cóż ona tam za ważne rzeczy mu przekazuje, żeby on z kolei przekazał nam? Otóż zapewniam, że tam nie ma nic. Zero. Nic!!! Najpierw ona coś opowiada, jak to na początku lat 90-tych była w Czorsztynie i protestowała przeciwko zaporze. I jeśli ktoś myśli, że może ona ma do opowiedzenia parę anegdot, jest w głębokim błędzie. Tam też zero. Ani jednej choć byle jakiej historii. Wołodźko jej podpowiada, że ona podobno tam udawała Angielkę, jednak ona tego już nie pamięta. Później idą jakieś nie dające się czytać mądrości na temat tego, jakie to trudności napotykają na swojej drodze przeróżne organizacje pozarządowe – i tu też bez jednego wartego uwagi przykładu – no a na końcu parę truizmów na temat tego, że blogosfera to słabizna, Platforma też, a PiS nie lepszy. I koniec. Kataryna – „najbardziej wiarygodna i inteligentna blogerka III RP”!!!
       Pozostaje więc pytanie, po ciężką cholerę Krzysztof Wołodźko, człowiek wrażliwy, porządny, uczciwy, inteligentny, no a poza tym, jak już wspomniałem, mój dobry kumpel, postanowił z nią gadać, i to nie ot tak sobie, przy herbacie, ale w celu tej rozmowy ostatecznego opublikowania. Od razu powiem, że nie wiem. Mogę tylko spekulować. Otóż ja pamiętam, jak poznałem Wołodźkę. On któregoś dnia zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałbym się z nim spotkać – on by przyjechał do Katowic – bo on by chciał nagrać ze mną rozmowę dla jakiegoś radia. Ponieważ zawsze byłem pełen uznania dla jego pisarstwa i nie tylko, umówiłem się z nim, nagraliśmy te rozmowę, wypiliśmy po dwa piwa i się w przyjaźnie rozstaliśmy. Co do wywiadu, to nie wiem, jakie były jego losy – mogę się domyślać, ze gówno z tego wyszło – natomiast my pozostaliśmy dobrymi kolegami.
      Czemu dziś wspominam tamto spotkanie? Otóż wyłącznie dlatego, że jak podejrzewam, Krzysztof Wołodźko zrobił ten wywiad z Kataryną, aby pokazać całej tej bandzie darmozjadów, jaka jest głupia, zawistna i bezużyteczna. Po to, by im powiedzieć: „Nie chcieliście czegoś poważnego i ważnego, jedzcie teraz to gówno. To jest coś w sam raz dla was”.
      A oni je wzięli i zjedli. I dalej nic nie rozumieją.
      Nieźle to zrobiłeś, Stary. Bomba.
 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (48)

Inne tematy w dziale Polityka