Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1429
BLOG

Będą dziarać - powrót do przeszłości

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 29

       Ponieważ w ostatnich dniach, do grupy tak zwanych „naszych”, dołączył Piotr Śmiłowicz, a tu już za rogiem czai się sam Jerzy Urban, sprawie poświęciłem osobny tekst, który przed momentem zamieściłem u siebie na blogu www.toyah.pl. Tu natomiast, trochę dla przypomnienia pewnych zdarzeń sprzed lat, a trochę dla objaśnienia tym z nas, którzy lubią nie wiedzieć, z kim mają do czynienia, przedstawiam swój tekst sprzed lat, zamieszczony tu w Salonie w grudniu 2009 roku, a zatytułowany „Będą dziarać”. Gorąco zachęcam. No i oczywiście zapraszam do bieżących refleksji na toyah.pl.

 
      Oto parę dni temu, jeden z blogerów, a jednocześnie dziennikarz Newsweeka, Piotr Śmiłowicz wezwał ludzi, którzy uważają krzyż za wartość szczególną, żeby każdy z nich, jeśli ma ochotę, wytatuował sobie znak owego krzyża na czole, zaznaczając jednocześnie, że to jest maksimum ustępstw na jakie go wobec Chrześcijan stać. Wprawdzie red. Śmiłowicz o robienie sobie tatuaży z jezusowym krzyżem na czole, zaapelował do „publicystów i polityków”, ale z kontekstu jego wypowiedzi wynika, że on swój apel kieruje do wszystkich osób, które uważają, że krzyż ma prawo być publicznie eksponowany, a więc na przykład i do mnie. Stąd więc, miedzy innymi dzisiejszy wpis.
      Swoją drogą, ciekawe dlaczego zatem red. Śmiłowicz, dziennikarz Newsweeka i bloger, nie skierował swojego apelu w kwestii tatuaży, explicite do „wszystkich”, lecz tylko do „publicystów i polityków”? Myślę, że za tym zabiegiem krył się jednak i spryt i lęk. Red. Śmiłowicz wie, że, jak idzie o „publicystów i polityków” można sobie pozwalać na więcej. A, jak każdy minimalnie inteligentny czytelnik widzi, on sobie pozwolił tym razem na bardzo wiele.
      Jak to się stało, że Piotr Śmiłowicz wpadł na pomysł, że każdy, kto uważa krzyż za wartość, może co najwyżej go sobie wyskrobać na czole i tak z nim chodzić? Jak to jest, że dla red. Śmiłowicza, w klasach szkolnych, w urzędach, przy drogach i w innych publicznych miejscach, krzyż jest czymś skandalicznie obraźliwym, natomiast wytatuowany na czołach mijanych na ulicy ludzi już nie.? Czy gdyby red. Śmiłowiczowi udało się wprowadzić taki obyczaj, że wszyscy pobożni ludzie w Polsce pokazywaliby się publicznie z krzyżem wytatuowanym na czole, to on by ten widok zawsze cierpliwie i spokojnie znosił, czy po pewnym czasie, kiedy by mu przeszedł pierwszy śmiech, zagnałby tych wszystkich ludzi do chirurga na operację usuwania tatuaży? To jest jedno z pytań, na które chętnie bym poznał odpowiedź.
      Chodzi mi zresztą po głowie mnóstwo innych zagadek. Na przykład, czy te wytatuowane krzyże znalazłyby się na czołach ludzi pobożnych wszystkich, czy zależnie od wieku? Czy red. Śmiłowicz uważa, że małe dzieci, w wieku powiedzmy pierwszokomunijnym, mogłyby jeszcze nosić łańcuszki z krzyżykiem na szyjach, czy im też pozostałby już wyłącznie tatuaż? Na czole. No i kwestia być może najważniejsza i najbardziej podstawowa. Co by było, gdyby ktoś pobożny, przez swoją niechęć do tatuaży (są przecież wciąż jeszcze w liberalnych demokracjach tacy ludzie), odmówiłby zrobienia sobie tego znamienia? Czy red. Śmiłowicz zabroniłby takiej osobie eksponowania krzyża w ogóle, czy może zorganizowałby jakieś grupy – niewykluczone że złożone z uczniów któregoś z wrocławskich liceów – by owych buntowników, którzy nie chcą nosić tatuaży, wyłapywać i im wycinać te krzyże na czole nożem? A jeśli tak, to po co?
      Wbrew pozorom, to pytanie nie jest pytaniem retorycznym. Redaktor Śmiłowicz nienawidzi znaku krzyża. Jego krzyż denerwuje i wyprowadza z równowagi. Domyślam się, że gdyby mógł, to by kazał pousuwać krzyże z wszystkim możliwych miejsc, gdzie on, jako przedstawiciel owej wspomnianej już liberalnej demokracji, musi je oglądać. A jednak mimo to, on chce, żeby pobożni ludzie eksponowali krzyże na swoich czołach. Więc ja, co chyba nawet dla Śmiłowicza jest zrozumiałe, chcę wiedzieć, do czego mu to jest potrzebne. Czy – tak jak już wspomniałem – on tę propozycję sformułował dla własnego śmiechu i prywatnej zabawy? Czy jemu chodzi o to, że kiedy on zobaczy na ulicy kogoś z krzyżem wytatuowanym na czole, będzie mógł się pośmiać, czy tam – w tej jego czarnej głowie – jest coś jeszcze? A jeśli jest, to co? Czy jest możliwe, że redaktor Piotr Śmiłowicz, bloger i dziennikarz ogólnopolskiej edycji prestiżowego, międzynarodowego magazynu, potrzebuje oznakować wszystkich pobożnych chrześcijan, żeby się z nich śmiać, czy jeszcze może po coś więcej? Na przykład po to, by mieć na nich oko? A jeśli on chce ich mieć pod kontrolą, to żeby im zrobić coś złego, czy może tylko od czasu do czasu jednemu z drugim podstawić nogę, czy walnąć go w głowę kamieniem, lub zgniłym kartoflem? A jeśli chodzi o to coś złego, to co by to mogło być?
      Takie są te moje pytania, które kieruję pod adresem Piotra Śmiłowicza, ale mimo to nie do niego. Pod jego adresem, bo to on może i powinien na nie odpowiedzieć. A nie do niego, bo wiem, że mi nie odpowie. Nie odpowie mi, bo on nie rozmawia, ale tylko mówi. Widziałem to na jego blogu, że on nie dyskutuje. Siedzi w swoim mieszkaniu, myśli, a następnie to co wymyśli, wysyła w realną już bardzo przestrzeń. Albo za pieniądze swojemu kumplowi Wojciechowi Maziarskiemu, albo za darmo – tu do nas, żebyśmy zobaczyli, co się dzieje w liberalnych demokracjach. A więc albo jako zawodowy dziennikarz, albo pełen pasji bloger. A zatem – co oczywiste – jeśli ja stawiam te pytania, to nie po to, by uzyskać na nie odpowiedź, ale żeby pokazać, że one są. I jeszcze po coś. Żeby udowodnić już najbardziej dobitnie swoją tezę z poprzedniego wpisu. Że nic nie jest naszą prywatną sprawą. Czy mamy do czynienia z kimś, kto sprowadza sobie do domu prostytutki i raczy je i siebie kokainą, czy siedzi w domu zupełnie sam, i popijając co najwyżej wódkę czystą, duma sobie, jak by to było liberalnie i demokratycznie, gdyby tak wszystkim chrześcijanom wyrżnąć na czole krzyż, nic nie jest tylko naszą sprawą. Nawet gdyby Piotr Śmiłowicz nigdy tej swojej fascynacji pewnymi tatuażami nie ujawnił publicznie, lecz wyłącznie je śnił w serdecznym i cichym upojeniu, to też nie byłaby jego sprawa. Bo tak to się jakoś dzieje, że kiedy człowiek, wracając w niedzielny poranek z nocnej zabawy, słyszy dzwony kościoła, a później widzi ludzi udających się na poranną mszę i przyłapuje się na tym, że nie może swojego pełnego miłości spojrzenia oderwać od ich czół, wszystko co zrobi już później, wszystko co powie i wszystko co sobie zaplanuje będzie robił, mówił i planował w pewien ściśle zdeterminowany sposób. A świat to zauważy. I zadrży.
      Jest jeszcze gorzej. Jest taka ewentualność – a domyślam się, że wielu obrońców red. Śmiłowicza wybierze właśnie takie wyjaśnienie owego fenomenu – że Śmiłowicz napisał co napisał nie dlatego, że on tak naprawdę myśli, ale dlatego, że chciał błysnąć. A że jest zwykłym idiotą, to błysnął jak błysnął. Osobiście uważam, że tak nie jest. Mam w stosunku do Śmiłowicza wiele bardzo paskudnych podejrzeń, ale akurat nie to. Ja myślę – niestety – że on jest bardzo zwykły. Ale, nawet gdyby miało się okazać, że się co do niego mylę, to też jego ewentualny idiotyzm nie jest jego prywatną sprawą. No, po prostu nie. Nawet gdyby powiedział przepraszam.
 
Dla porządku, pozwolę sobie tu też zamieścić wymianę, jaka nastąpiła pod tamtym tekstem między Śmiłowiczem, a mną.  Mam nadzieję, że będzie ona stanowić bardzo dobre owego tekstu uzupełnienie.
·        @toyah
Wbrew pana obawom jednak odpowiem, chociaż nie powinienem, bo wiele pana sugestii jest dla mnie po prostu obraźliwych.
Zarzuca mi pan, że chcę prowokować dla samej prowokacji, a sam pan to robi.
Pasus o tatuażu nieprzypadkowo dotyczył polityków i publicystów. Złożyłem im tę oryginalną propozycję, bo uważam, że obrona krzyży w szkołach w ich wykonaniu jest przejawem cynizmu i hipokryzji. Zwykli wierzący ludzie nie muszą wiedzieć, jak powinno być, więc za odruchową obronę krzyży nie można mieć do nich pretensji. Publicyści i politycy wiedzą, jak powinno być, ale publicznie mówią co innego. Nie wiem dlaczego to robią. Może boją sie stracić sympatię możnych patronów? Tak czy inaczej, są to niskie pobudki.
Wbrew pana sugestiom sprzeciw wobec krzyży w instytucjach publicznych nie oznacza niechęci wobec tychże krzyży czy wobec wiary. Uważam, że można być osobą wierzącą i być przeciwnikiem wieszania krzyży w szkołach państwowych czy urzędach.
Wspomniani przeze mnie publicyści i politycy też to wiedzą. Ale wolą pisać i mówić co innego.
PIOTR ŚMIŁOWICZ40118 | 22.12.2009 19:27

·        @Piotr Śmiłowicz
No patrzecie Państwo! Na swoim blogu, po tym jak Pan zaproponował, by pobożnych Chrześcijan znakować, otrzymał Pan ponad 80 komentarzy i nie odpowiedział Pan na ANI JEDEN! Okazuje się, że Pan reaguje dopiero jak się Pana kopnie w tyłek. 
I tym samym przechodzę do rzeczy. Wiem, że wiele moich sugestii jest dla Pana "po prostu obraźliwych".
Właśnie takie były moje intencje. Żeby Pana obrazić.
TOYAH66416598 | 22.12.2009 19:53
 
 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka