Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
398
BLOG

Unia brzeska - sukces czy klęska?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

Unia Brzeska, sukces czy klęska?

TVP “Historia” nadała w sobotę 10 lipca program, a właściwie dyskusję uczonych mężów na temat zawartej w 1596 roku w Brześciu (wówczas “Litewskim”) unii kościoła prawosławnego z rzymsko-katolickim w Polsce. Temat niesłychanie ciekawy i, co najważniejsze, posiadający znaczenie dla Polski i Ukrainy do dzisiaj.

Tak jakoś dziwnie się składa, że sprawy mające decydujące znaczenie dla biegu naszych losów są przez opis historyczny panujący w Polsce traktowane marginalnie, lub zdawkowo. Do takich zdarzeń zaliczyłbym zarówno “hołd pruski”, jak i ruski pod Pskowem, względnie niedostatecznie, lub opacznie interpretowane zdarzenia takie jak odsiecz wiedeńska, wyprawa napoleońska na Moskwę i nasz w niej udział, a także wiele innych.

W stosunkowo krótkim, dyspozycyjnym czasie programu panowie poświęcili go zarówno aspektom religijnym, jak i politycznym, z uwzględnieniem szczegółów, jak to często u wąskich specjalistów bywa. Zabrakło czasu na sprawę dla polskiego odbiorcy najistotniejszą, a mianowicie omówienie skutków zawartej unii, przede wszystkim dla Polski.

Znaczenie religijne unii powinno być omawiane odrębnie, z udziałem uznanych religioznawców. Ewangeliczne przesłanie o “jednej owczarni i jednym pasterzu” zostało uznane przez następców Piotra wyznaczonego imiennie przez Chrystusa jako wyłączne dziedzictwo rzymskiego biskupa. Brak szczegółowego określenia w odniesieniu do przejęcia roli pasterza bożej owczarni, spowodował, że zastosowano metodę najbardziej demokratyczną przez bezpośredni wybór wśród wiernych rzymskich. Forma wyboru (dziś przez konklawe kardynalskie) stoi w jaskrawej sprzeczności z hierarchiczną strukturą instytucjonalnego kościoła rzymsko katolickiego. Bliżej chrystusowej decyzji byłoby wyznaczanie przez namiestnika swojego następcy, gdyż to jemu została powierzona władza. Można zatem uznać, że powierzone posłannictwo namiestnicze może być sprawowane w innej formie niż papiestwo. A zatem odmienne formy organizacji kościoła chrystusowego nie muszą stanowić schizmy czy nawet herezji, wszystko zależy od spełniania bożych przykazań i nauki Chrystusa.

Religia wyznawana oficjalnie opiera się na dogmatach (podobnie zresztą jak i nauka świecka), w tym zakresie wszyscy chrześcijanie nie powinni się różnić, a jednak między katolikami i prawosławnymi zaistniała taka różnica inaczej definicjująca pojęcie Boga, zasada “filioque” w kościele katolickim, ale też nie kwestionowana przez ewangelików, mówi o jedynym Bogu w trzech równorzędnych postaciach, u prawosławnych następuje zhierarchizowanie postaci Trójcy Świętej na skutek pochodzenia Ducha Świętego “z Ojca przez Syna” w odróżnieniu od “z Ojca i Syna”.

Pozostałe różnice, takie jak nie uznawanie dogmatów ogłoszonych po 1054 roku, czy celibat księży, a nawet forma przyjęcia komunii nie stanowiły takiej przeszkody w zjednoczeniu kościołów.

Z omówionych względów, a także innych, ściśle religijnych, unia kościelna nie powinna być przedmiotem działań świeckich, przynajmniej w takim stopniu jak miało to miejsce w unii brzeskiej.

Rzeczpospolita Obojga Narodów, będąc jedynym państwem, w którym król nie był “królem sumień swoich poddanych”, nie potrzebowała unii religijnej. W XVI wieku pełną swobodą cieszyli się katolicy, różnoracy ewangelicy, prawosławni, w tym też i staroobrzędowcy, arianie, a także wyznawcy niechrześcijańskich religii.

Co więc wpłynęło na zawarcie unii?

Niewątpliwie kilka czynników, nacisk Watykanu po nieudanych próbach, jak choćby z unią florentyńską, licząc na silną pozycję Polski na wschodzie, obrona przed moskiewskimi wpływami po ogłoszeniu się przez metropolitę moskiewskiego “patriarchą wszej Rusi”; na co zresztą otrzymał odpowiedź z Kijowa, że może najwyżej zostać patrairchą “swej Rusi”. Dążenie do zrównania w prawach biskupów prawosławnych z biskupami katolickimi, ale też i uniknięcia odpływu z prawosławia na katolicyzm. Z polskiej strony mógł wchodzić w rachubę jedynie problem zahamowania wpływów moskiewskich.

W praktyce wyszło jak najgorzej, przede wszystkim nie cały prawosławny kościół w Polsce przystąpił do unii, co było darem dla Moskwy, ustawiającej się w roli obrońcy jedynej “prawdziwej, prawosławnej wiary” przeciwko zakusom rzymskim, który zostanie zastąpiony przez “drugi Rzym – Moskwę”, a trzeciego już nie będzie. W ten sposób Moskwa nadała sobie przywilej władania chrześcijaństwem.

Wykorzystane było to zarówno w powstaniu Chmielnickiego, jak i przy każdej nadarzającej się sposobności, w ruchach hajdamackich, rozbiorach Polski itp.

Kościół unijny nie okazał się propolski, poza obszarem zaboru rosyjskiego, gdzie został brutalnie, a nawet męczeńsko, zniszczony. W zaborze austriackim został wykorzystany przeciwko niepokornym Polakom, a szczególnie jaskrawo wystąpił przeciwko Polsce w czasie II wojny światowej.

Można zatem stwierdzić, że unia brzeska nie spełniła związanych z nią nadziei na połączenie kościoła rzymsko katolickiego z prawosławnym i otwarcie perspektyw na włączenie do wspólnego kościoła pozostałych kościołów chrześcijańskich. Politycznie zaś przyczyniła się do sukcesu rosyjskiego we władaniu wschodnią Europą. Miarą tego sukcesu jest współczesna sytuacja cerkwi prawosławnej nie tylko w Rosji, ale też w innych krajach, z Ukrainą i Białorusią na czele.

Znamienne jest to na Ukrainie, gdzie relacja obediencji moskiewskiej w stosunku do innych jest jak 3 : 1, niewiele zmieniło ją ogłoszenie patriarchatu kijowskiego. Nastąpiło ono o drobne 400 lat za późno, gdyż jedyną właściwą reakcją Kijowa na ogłoszenie patriarchatu moskiewskiego byłoby powołanie takiegoż w Kijowie, mając nad Moskwą przewagę w historycznym dorobku i zależności. Wówczas to Rzeczpospolita przejęła by rolę obrony prawosławnej cerkwi kijowskiej, stwarzając warunki dla odpowiedniego rozszerzenia praw Unii Lubelskiej. Ewentualne zawarcie unii kościelnej należało by do uprawnień kijowskiego patriarchatu w całości nie pozostawiając Moskwie możliwości wbijania klina w cerkiew kijowską.

Sprawa uniezależnienia prawosławia w Polsce od moskiewskiego władania ma do dziś znaczenie polityczne, gdyż od zamierzchłych dziejów państwo moskiewskie traktowało cerkiew instytucjonalną jako organ państwowy, a od Piotra I, kiedy przestano powoływać patriarchów moskiewskich, car stał się głową rosyjskiej cerkwi.

Bolszewicy, mimo prześladowań religijnych, dbali jednak o to, żeby przywrócony po rewolucji lutowej patriarchat w Moskwie był posłuszny władzy państwowej. Ten stan pozostał niezmieniony do dziś, co zresztą ujawniło się po wizycie patriarchy Cyryla w Polsce w 2012 roku.

Cerkiew prawosławna w Polsce uzyskała status autokefalii i przestała być podległą Moskwie przed wojną w warunkach dramatycznych, a jak to wyglądało w praktyce mogłem osobiście zaobserwować na Wołyniu. Obowiązkowe lekcje religii w szkole były prowadzone dla wszystkich wyznań na żądanie rodziców. W mojej szkole były to lekcje rzymsko-katolickie, prawosławne i ewangelickie. Kiedyś zachorowała siostra katechetka i mieliśmy “wolne”, koledzy zaprosili mnie na lekcję prawosławną, prowadzoną przez popa, który zainaugurował modlitwą Pańską: ” Otcze nasz kotoryj jest w nebesi”…. czyli w języku starocerkiewnym. Sama lekcja była prowadzona w języku rosyjskim, nie bardzo zrozumiałym dla rusińskich chłopaków (tak siebie nazywali dzisiaj zakwalifikowani jako Ukraińcy).

Najważniejsze było jednak poświęcenie lekcji wyjaśnianiu, kto jest największym wrogiem jedynej prawdziwej wiary prawosławnej, był nim wysłannik szatana rezydujący w Rzymie! I działo się to w polskiej szkole. Jedyne co ratowało sytuację to był fakt niezbyt docierającego języka rosyjskiego do uczniów i cały czas panujący w klasie hałas.

Współcześni Ukraińcy nie przyznają się do tego, ale klasztor memorialny i cerkiew na polu bitwy beresteckiej w Plaszowej ufundował car Mikołaj II, a jak pamiętam to “manachy” były rosyjskie. Jedynym nierosyjskim elementem, prezentowanym w klasztorze była malinowa chorągiew Chmielnickiego, dar króla Jana Kazimierza. Kiedy po wojnie, dopiero w 2004 roku, odwiedziłem Beresteczko, to już tej chorągwi nie było.

Wszystko to świadczyło o tym jak dalece prawosławie było wykorzystywane dla rusyfikacji podbitych ziem. Unia temu nie zapobiegła ze względu na ograniczony jej zasięg, a współcześnie, mimo nadania sobie roli “ukraińskiego kościoła narodowego”, nie wykazuje się sukcesami na obszarze poza dawną Galicją. Nawet na Wołyniu, mimo przychylności władz praktycznie nie zaistniała. W Beresteczku oddano im, wbrew dekretowi Krawczuka, kościół rzymsko-katolicki, mimo, że nie ma tam ani parafii ani wyznawców greko-katolickich.

W czasie mojej bytności spotkałem się z paradoksem, że wielu prawosławnych mieszkańców Beresteczka woli chodzić na nabożeństwa do cmentarnej kaplicy rzymsko-katolickiej, odbudowanej i spełniającej rolę odebranego kościoła, niż do “moskiewskiej” cerkwi, lub uczestniczyć w liturgii greckiej odbywanej sporadycznie przez przyjezdnych z “Hałyczyny” popów na schodach kościoła.

Współcześnie, mimo pozornie poprawnych stosunków między kościołem łacińskim i greckim, spotkałem się jednak ze zdaniem jednego z następców metropolity Slipyja, że na Ukrainie “łacinnicy” są zbędni skoro istnieje ukraiński kościół grecki. Tylko że jego zasięg nie zmienił się od zaborów i obejmuje w dalszym ciągu jedynie dawny zabór austriacki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura