Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
169
BLOG

Upadek “wielkich” politykow

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 1

Nie wiem z jakiej okazji ukazała się wzmianka o przegraniu powojennych wyborów przez zwycięskich premierów I wojny światowej George’a Clemenceau i II Winstona Churchilla.

Czyżby może to mieć odniesienie do nadchodzących jesiennych wyborów w Polsce przewidując przegraną kogoś uważanego przez autora za najbardziej zasłużonego dzialaniami na rzecz państwa i narodu w całym okresie “transformacji”?

Faktem jest że Churchill przegrał wybory w lipcu 1945 roku i to akurat w czasie konferencji poczdamskiej ktorą musiał opuścić ustępując miejsca Atlee.

Działo się to w najważniejszym nie tylko dla niego momencie ustalania warunków pokoju z Niemcami, wprawdzie jako wstępu do traktatu pokojowego, ale jak się okazało w praktyce, to ostatecznych.

W ten sposób z decydującej o losach wojny trójki ubyło obydwu przedstawicieli mocarstw zachodnich: F. D.Roosevelta, zmarłego w kwietniu 1945 roku i wspomnianego W. S. Churchilla.

Natomiast Stalin uzyskał dodatkowe atuty w rozgrywce i udało mu się zagarnąć największy niemiecki kąsek okupacyjny, a także ogólno niemieckie należności odszkodowawcze, których zrzekli się zachodni alianci.

W swojej strefie, do której oczywiście zaliczał ziemie przyznane Polsce, brał co chciał.

 Wszystkie te zdobycze Stalina były jedynie niewielkim fragmentem totalnej grabieży dokonanej przez niego w postaci zagarnięcia środkowej Europy i rozszerzenia wpływów na Bałkanach, a także na dalekim wschodzie.

Stanowiło to podstawę do siania dywersji na całym świecie i stałego zagrożenia agresją.

A przecież Churchill, który był wojującym antykomunistą, musiał wiedzieć czym grożą stałe ustępstwa i bezwarunkowe zaopatrywanie Sowietów nawet w końcowej fazie wojny, kosztem własnego frontu.

Nie usiłował też wpłynąć na ograniczenie usłużności Roosevelta wobec Stalina.

Za to wszystko należała mu się znacznie większa kara aniżeli pozbawienie premierostwa. Na dodatek udając głupka dokonał “odkrycia” “Żelaznej Kurtyny” i nikt nie zdobył się na oskarżenie go o współudział w jej stworzeniu.

Clemenceau ma jeszcze większy grzech na sumieniu, jako premier najważniejszego zwycięskiego państwa, ponoszącego główny ciężar wojny nie potrafił przeforsować ani jednego z podstawowych postulatów w stosunku do Polski, stanowiących o skuteczności środków zapobiegawczych niemieckiemu rewanżyzmowi, czyli spraw Gdańska, Śląska i Prus Wschodnich.

Nie zadbał o stworzeamanie stałego nadzoru nad Niemcami, które już w 1922 roku złamały postanowienia Wersalu zawierając umowę z bolszewikami na temat tajnych działań zbrojnych.

Za to powinien był odpowiedzieć karnie, a nie tylko przegrać wybory prezydenckie.

Jego walka z obrońcą Niemiec w Wersalu –Loyd Georgem ograniczyła się do wybuchu: Boche! Boche!

Zabrakło mu pomysłu na rozwiązanie problem pruskiego cesarstwa świeżej daty, bo nie mającego nawet pół wieku. Można było przywrócić niezawisłość katolickiej Bawarii, ale na to nie pozwalała mu jego postawa zaciekłego antykatolika.

My w Polsce mieliśmy do czynienia z bardziej spektakularnym odejściem z polityki wojennego zwycięscy.

Przewidując że Naczelnik Państwa i Naczelmy Wódz w zwycięskich wojnach zostanie prezydentem, autorzy konstytucji wymyślili to stanowisko jako ściśle reprezentacyjne. Oczywiście dla Piłsudskiego było to nie do przyjęcia. Zdecydował się zatem na “Sulejówek”.

Jeżeli autor tej paraboli chciał rzeczywiście nawiązać do obecnej sytuacji w Polsce, to posłużenie się przykładem Komendanta i I Marszałka Polski byłoby bardziej wymowne.

Jego brzmienie miało by groźny wydźwięk:

“możecie panowie skazać kogoś kto przerasta was wbrew naturze nie o jedną głowę, - na “Żoliborz”.

 Ale miejcie na względzie że on wróci i wtedy biada wam”


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka