W 1985r. cała Polska śpiewała przebój Zbigniewa Wodeckiego „Chałupy Welcome to”. Obiektywy kamer i aparatów zwróciły się na naturystów już kilka lat wcześniej. I choć naturyzm nigdy nie był w Polsce zjawiskiem masowym, to na przełomie lat 70/80 stał się zauważalny i zauważany. A Wrocław, choć tak odległy od morza, stanowił w tym czasie jego ważny ośrodek.
W Polsce naturyzm stał się popularny dopiero w epoce gierkowskiej, kiedy wraz z wprowadzeniem znacznych ułatwień we wzajemnym przekraczaniu granicy na polskich plażach pojawiła się ogromna ilość gości z NRD. W Niemieckiej Republice Demokratycznej naturyzm cieszył się w początku lat 70-tych ogólnym przyzwoleniem władz, a regulacje prawne w dziedzinie publicznej nagości przewyższały znacznie liberalizmem ich odpowiedniki w RFN. Był to więc ruch masowy, a wiele – jeśli nie większość plaż NRD miało mieszany, nago-„tekstylny” charakter. Inwazja nagich sąsiadów podziała katalizująco na „tekstylnych” dotąd Polaków.
Głośno o naturyzmie zrobiło się za sprawą zdarzenia z udziałem znakomitego pisarza Janusza Głowackiego. Autor „Antygony w Nowym Jorku” zasłynął we wczesnych latach 70-tych jako pionier naturyzmu i zarazem pierwsza jego znana z nazwiska ofiara. Za opalanie się nago w Chałupach w 1972 trafił przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. "Była to starannie przygotowana akcja. Patrol wyczołgał się zza wydm i ruszył w naszą stronę, maskując się gałęziami jak Las Birmański" – wspominał później Głowacki . Głośny proces zamienił się w publiczną farsę. I choć sam Głowacki skazany został na maksymalną grzywnę i utracił przez skandal nagrodę warszawskiej Kultury, to rozgłos medialny sprawił, że na lat kilkanaście Chałupy stały się Mekką polskiego naturyzmu. Od tej pory temat golasów na polskich plażach stał się szeroko obecny w mediach. Było to zapewne możliwe także dzięki znacznej liberalizacji obyczajowej po zmianie ekipy rządowej w 1970 i zakończeniu zgrzebnej epoki gomułkowskiej „małej stabilizacji”. Nie ulega przy tym wątpliwości, iż dla wielu peerelowskich mediów (a zwłaszcza ich odbiorców) ilustrowane materiały o naturystach były namiastką erotyki, czy wręcz pornografii – zakazanej i nieobecnej w oficjalnym obiegu.
Naturyzm w epoce gierkowskiej pozostawał jednak względnie niszowy i – jak się wydaje - elitarny. W Chałupach bywali muzycy, uczeni, pisarze i malarze, inspirowani po części zachodnim ruchem hippisowskim. Prawdziwa demokratyzacja i – zarazem eksplozja popularności nastąpiła dopiero w latach 80-tych. Choć naturyzmowi towarzyszyło od lat 70-tych duże zainteresowanie, a same plaże – nielegalne przecież, zlokalizowane były w pobliżu nadmorskich wsi i miasteczek zamieszkałych przez bardzo religijną ludność, to do otwartych konfliktów dochodziło niezwykle rzadko. Ogromne zainteresowanie mediów naturyzmem zwróciło nawet uwagę najwyższych przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Prymas Glemp potępił jednak surowo nie naturystów, lecz media epatujące ich nagością.
Dolnośląscy naturyści przez lata nawiązywali znajomości nad morzem. – Ludzie chodzili od grajdołka do grajdołka i pytali się „skąd jesteś”, wspomina jeden z naszych rozmówców. Kontakty te doprowadziły w 1984 r. do spotkania we wrocławskim centrum kultury studenckiej Pałacyk przy ul Kościuszki. Celem zebrania było formalne powołanie wrocławskiego stowarzyszenia naturystów. Stosowny wniosek złożono następnie u wojewody. Odpowiedź była odmowna. Grupa inicjatywna nie poddała się jednak i, zgodnie z ówczesnymi przepisami złożyła odwołanie w MSWiA. Odpowiedź i tym razem była zasadniczo negatywna. Władza uchyliła jednak przed wrocławskimi naturystami furtkę. W uzasadnieniu odmowy rejestracji stowarzyszenia urzędnicy stwierdzili, iż działalność naturystyczną można uprawiać bez potrzeby formalnego zrzeszania się. Legalizację wrocławskich naturystów osiągnięto poprzez utworzenie przy Dzielnicowym Ośrodku Sportu i Rekreacji Wrocław – Krzyki (DOSiR) sekcji naturystycznej.
Ruch naturystyczny nękały wewnętrzne konflikty. Czasem chodziło w nich o rzeczy błahe, czasem o zasadnicze. W środowisku wrocławskim liczną grupę stanowili na przykład „jogini” . Miłośnicy wschodnich filozofii i wegetarianie prześladowali zawzięcie (i skutecznie) palaczy papierosów wyganiając ich z sauny i basenu. Poważniejszy spór toczył się pomiędzy „ortodoksami” a „balangowiczami”. Pierwsi, w duchu założeń FKK, propagowali nagość głównie na łonie natury i sprzeciwiali się ostro „nieuzasadnionej nagości” – np. organizacji nagich zabaw tanecznych w pomieszczeniach. Drudzy postrzegali nagość po prostu jako element rozrywki. We Wrocławiu zdecydowana przewaga liczebna „ortodoksów” prowadziła niekiedy do komicznych nieporozumień. Zdarzyło się na przykład, że orkiestra taneczna zgodziła się grać zupełnie za darmo na „Balu Naturystów” w jednym z domów kultury. Łatwo sobie wyobrazić rozczarowanie spragnionych zapewne widoku golizny muzyków, gdy okazało się, że bal ów jest imprezą jak najbardziej „tekstylną” i - na dodatek… maskową.
Maciej Wełyczko
Tekst jest fragmentem artykułu „Naga radość w PRL. Wrocławianie – naturyzm – polityka”, który ukaże się w kwartalniku „Pamięć i Przyszłość” nr 2/2009 (4).
W salonach prasowych od 24 czerwca
Komentarze