Soren Sulfur Soren Sulfur
2334
BLOG

Polski letarg strategiczny

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 48

Były prezydent Gruzji ostrzega: Rosja może wykorzystaćmanewry wojskowe z Białorusią by wprowadzić tam na stałe swoje wojska i zająćten kraj, wręcz go anektować. Wobec tego należy zapytać: czy my w ogóle mamy jakieś plany ewentualnościowe? Bo wydaje się że nic nie nauczyliśmy się po 2014 roku. Nie myślimy strategicznie i nie planujemy niczego.

Saakaszwilego można różnie oceniać, można też bardzo sceptycznie podejść do tego ostrzeżenia; w sferach spekulacji i „czarnych scenariuszy” zajęcie Białorusi już się pojawiało od dawna ale uznawano je zawsze za dosyć abstrakcyjne, bardzo teoretyczne zagrożenie. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze, Białoruś to rosyjski satelita, więc po co mieliby to robić? Mińsk już maja w kieszeni. Po drugie Białoruś współpracuje z Rosją, ale nie jest głupia i raczej bierze taką opcję pod uwagę i stawiałaby opór, zachowanie Łukaszenki na to wskazuje. Co niby Rosja chciałaby na tym zyskać? Co by jej to dało? Przecież to tylko pogorszyłoby jej sytuację w wyniku odpowiedzi Zachodu. Więc w związku  tym można odsunąć przestrogi Saakaszwilego na bok i robić dalej swoje.

Problem jest w tym, że taka kalkulacja opiera się na zachodnim sposobie spostrzegania Rosji - czyli kraju generalnie słabego na arenie międzynarodowej, ale bardzo kompetentnego w tym, co już zdecyduje się zrobić. Rosjanie wydają się bardzo zdeterminowani  i nie owijają w bawełnę. Prowadzą zakrojone na szeroką skalę działania subwersji i szpiegostwa, wszędzie maczają swoje palce… Problem w tym, że ten obraz nie jest do końca prawdziwy. Rosja ignorowana (a dotąd to było normą na Zachodzie) faktycznie jest groźna, bo ma czas na dopracowanie narzędzi powolnego rozbrajania przeciwnika od wewnątrz (Rosja nigdy nie atakuje silnego, zawsze atakuje słabego. Każdy ruch agresywny jest poprzedzony długimi latami pracy nad rozbrojeniem kraju do środka). Wtedy wejście wojsk czy jakikolwiek inny „przypadek” jest wielkim szokiem, zaskoczeniem na które nie ma odpowiedzi. Gdy jednak druga strona wie, w co gra Rosja i jest w stanie zmobilizować – nawet nieznacznie - swoje społeczeństwo do walki z tym zagrożeniem to Rosja przestaje być taka sprawna. Moskwa specjalnie wytworzyła wokół swoich rzekomych umiejętności wpływu i manipulacji legendę, która jest przesadzona. Podobnie jest z jej siłami zbrojnymi, które wydają się potężne, ale po prawdzie mają bardzo ograniczoną zdolność oddziaływania-choć z punktu widzenia znacznie słabszych sąsiadów nie jest to żadne pocieszenie.

Tego tak jednak nie widzą sami Rosjanie. Oczywiście chcieliby, aby to było prawdą, ale oni lepiej wiedza, jak silni lub słabi są. Weźmy przykład Ukrainy i zajęcia Krymu oraz Donbasu: powszechna narracja uznaje, że to oznaka słabości Zachodu a siły Rosji że poważyła się na pogwałcenie powojennego porządku w Europie i aneksję kawałka terytorium sąsiedniego państwa. W istocie jest na odwrót: Rosjanie w odpowiedzi na Majdan nie mieli nic, okazało się że ich wpływy i plany subwersyjne właśnie legły w gruzach, więc jedyne co im pozostało by bronić się przed stratą bufora w postaci Kijowa była agresja zbrojna, by ocalić chociażby minimum  stanu posiadania. Rosjanie uznali to, co stało się na Ukrainie za kompletna katastrofę ich polityki zagranicznej, i weszli z armią dlatego, bo wiedzieli że nie mają innych opcji - jeśli pozwolą Ukrainie na podążanie kursem z  Majdanu tedy stracą ją w całości i nastąpi twarde odbici Kijowa w stronę Zachodu. Interwencja zbrojna miała temu zapobiec. Była aktem desperacji. Co więcej, ten akt desperacji okazał się mocno przeliczony; o ile plan minimum udało się zrealizować - przyłączenie Krymu, to już zajęcie Donbasu się nie powiodło i udało się osiągnąć tylko destabilizację tego regionu. Szerzej zakrojone plany, z cofnięciem prozachodniego kursu Ukrainy włącznie - legły w gruzach a wręcz zintensyfikowały odrywanie się Ukrainy od Rosji i co więcej - ustawiły ją na kursie kolizyjnym z Moskwą.

Co więcej w rezultacie tych działań nastąpiła odpowiedź NATO, które zaczęło wzmacniać swoją obecność na wschodzie Europy, i jest jasne że to powolne „przelewanie” się sił Sojuszu w tym kierunku jest raczej trwałe. Strategiczna próżnia jaka tu istniała właśnie jest wypełniana. Dodatkowo inne kraje sojusznicze USA w Azji również zaczęły ostrożniej patrzeć na Rosję. Próba przełamania impasu poprzez interwencję w Syrii też się nie powiodła, a wręcz osłabiła Rosję (zestrzelenie samolotu przez Turcję). Sankcje osłabiły zdolność Rosji do finansowania swojej ekspansji, ale najbardziej uderzyły w nią spadające ceny ropy, co było zasługa USA. Wszystko to jeszcze bardziej relatywne do Moskwy wzmocniło Chiny, w których stalowych objęciach Rosja się znalazła i wyraźnie jej to nie pasuje - rozsypuje się bowiem preferowana przez Moskwę wizja porządku światowego który jest multipolarny - tak aby Rosja mogła lawirować między różnymi mocarstwami globalnymi. W tej sytuacji nie ma żadnego pola manewru, co osłabia ją w relacji z zarówno Pekinem jak i Waszyngtonem.

Z punktu widzenia Rosji sytuacja jest więc tragiczna. Ich siły są za słabe, by zrównoważyć kraje NATO, których nastąpiła pewna aktywizacja, USA zmieniło do Moskwy wyraźnie nastawienie, Chińczycy stali się zbyt potężni, a region europy środkowo-wschodniej wymknął im się być może ostatecznie z rąk. Polska stała się zbyt trudna i powoduje wzrost asertywności innych krajów do niej przylegających, wchodzi tam też chiński kapitał i amerykańskie wojska; Ukraina jest w zasadzie stracona a bałagan w Donbasie wydaje sie nie  do rozwiązania (i Rosja nie może go rozwiązać bo straciłaby strefę buforową, preferowany jest stan ćwierć-wojny), kraje od Finlandii po Japonię bardzo uważnie patrzą Rosji na ręce i dodatkowo sojusznicy z Azji centralnej i właśnie Białoruś zaczęli z niepokojem patrzeć na Moskwę.

Z punktu  widzenia Rosji-jest więc ona otoczona i traci kontrolę nad swoją okolicą, nie ma żadnych partnerów ani sojuszników - tylko bliższych i dalszych wrogów. Do tego nie ma zasobów, którymi mogłaby sytuację rozwiązać, tymczasem jej problemy wewnętrzne rosną i im dłużej tak sytuacja trwa, tym realniejszy staje się scenariusz rozpadu Rosji - tym razem na dobre; gdyż czas  nie sprzyja demograficznie rosyjskiej większości w kraju. Ta słabość, okrążenie, oraz przeczucie, że przemijanie czasu równa się większa słabość powodować może kalkulację: skoro będzie już tylko gorzej, być może warto użyć tego, co mamy ,by zbudować bufory z których będzie jak schodzić w momencie kolapsu. A być może takie pchnięcie spowoduje wyczyszczenie sytuacji i pozwoli nam na jakieś odrodzenie. A przede wszystkim - pozwoli myśleć bardziej realistycznie o możliwej wojnie z NATO i zrównoważy jego rosnące wpływy w strategicznie dla nas najważniejszym miejscu na globie - Europie Wschodniej. W potencjalnym konflikcie z NATO Białoruś to element niepewny - Mińsk jest zbyt niezależny i może nie stanąć po stronie Moskwy, może pozostać neutralny lub co gorsza w decydującym momencie zmienić sojusze; dlatego Rosja może na serio rozważać - a wręcz jest to pewne że takie plany istnieją - zajęcie Białorusi. To krytyczny dla bezpieczeństwa strategicznego Rosji kraj, bo jego teren zabezpiecza najkrótszą trasę do Moskwy. Co prawda to Ukraina jest koronnym buforem rosyjskim, decydującym o tym czy jest mocarstwem światowym czy nie; ale to Białoruś zapewnia jej bezpieczeństwo twarde, natury wojskowej. Jeśli Rosja straciłaby Białoruś – byłaby strategicznie „naga”, kompletnie bezbronna. Wobec eskalacji napięć z NATO i większej obecności wojskowej Sojuszu w regionie oraz powoli rosnącej odpowiedzi strategicznej ze strony krajów regionu a wobec swojej słabości Moskwa może skalkulować, że jedyną opcją na skontrowanie tego wszystkiego jest eskalacja przez aneksję Białorusi kiedy jest to jeszcze możliwe i kiedy jeszcze może to zmienić układ sił, inaczej nie będzie możliwości utrzymania strategicznego parytetu.

Dlatego mimo uległości Łukaszenki (choć lubi on „grymasić” nad aliansem z Rosją od czasu do czasu, puszczając oko do Zachodu) Rosja może właśnie zdecydować się na zajęcie Białorusi.

Scenariusz ten jednak wcale nie musi wyglądać tak jak przedstawia go Saakaszwili czy prasa: że pod pozorem manewrów Zapad Rosja zajmuje Białoruś. To nie jest potrzebne. Te manewry, samo ich przygotowanie, logistyka etc. są już ćwiczeniem zajmowania Białorusi - Rosjanie więc pieką Zapadem dwie pieczenie przy jednym ogniu. Z jednej strony ćwiczą wojnę z NATO, a z drugiej - zajmowanie Białorusi. Kluczowym komponentem takiego scenariusza byłoby nie samo wejście wojsk, ale upewnienie się, że Białoruskie siły nie zareagowałyby na to, dałyby się otoczyć i rozbroić. Bo jakikolwiek opór mógłby zaskutkować podobną sytuacją jak na Ukrainie. Tym razem jednak Rosja raczej nie użyje (tylko) oddziałów nieregularnych, bo te mogą wywołać reakcję odwrotną od zamierzonej - i zdopingować Białoruś do skutecznej obrony. Raczej Rosjanie, ucząc się na błędach z Ukrainy - wejdą wojskami regularnymi. By jednak nie utknąć w walkach z armią Białoruską, będą musieli ją dekapitować - w jakiś sposób pozbawić ją dowództwa. Wtedy żadnego oporu nie będzie, a nawet jeśli - to nieskuteczny bo nieskoordynowany. Resztę załatwi stara, dobra subwersja, infiltracja oraz miażdżąca przewaga sił.

I teraz trzeźwiące pytanie: czy my jesteśmy na to gotowi? Proszę zastanowić się nad ilością pytań, jakie taki scenariusz nasuwa. Co z  naszą mniejszością? Jak zareagować na upadek Łukaszenki? Co z opozycja? Co z naszą granicą? To już nie jest gdzieś tam daleko na Ukrainie, gdzie są setki kilometrów do przejechania i Dniepr do przeskoczenia zanim rosyjskie wojska będą na naszej granicy. To jest krótki przejazd przez płaski kraj wielkości polowy Polski. I co wtedy? Zwłaszcza ze na głowie mamy Kaliningrad. W momencie gdy Rosjanie wkroczą na Białoruś chaos i niepewność będą tak wielkie, że nawet przez przypadek czy nieporozumienie może dojść do wojny z Polską.

Polska wydaje się nie mieć żadnych planów enwentualnościowych. Nie ma nigdzie w żadnej szufladzie odpowiedzi na te i inne pytania, tak samo jak nie było na Ukrainę. Wszystko wtedy było robione na rympał i bez myślenia pod wpływem chwili-reakcyjnie. Panika. No bo „kto mógł przewidzieć, to jakiś absurd”. No ale właśnie czyimś zadaniem powinno być takie przewidywanie. Tak samo należy zadawać inne „absurdalne” i „dziwaczne” pytania: a co jeśli w Niemczech będzie jakiś przewrót i destabilizacja? Co jeśli w Sztokholmie zdetonowany zostanie ładunek nuklearny? Co jeśli Czechy zdecydują się na inwazję? Co jeśli Ukraina odbuduje potencjał nuklearny i zażąda oddania Przemyśla? A co jeśli Francuzi strąca kontrolę nad swoim potencjałem nuklearnym, który wpadnie w ręce separatystycznych muzułmanów? A jeśli Litwa zechce wyrzucić mniejszość Polską z swojego kraju? Co, jeśli ktoś wypuści w Europie jakiegoś wysoce niebezpiecznego wirusa? Lub jeśli Chińczycy zdecydują się zdestabilizować nasz kraj za pomocą propagandy? I tak dalej i dalej.

Dziwne, absurdalne? Armia amerykańska robiła nawet symulacje inwazji kosmitów. W ten sposób symulowano sytuację gdy USA nie ma przewagi technologicznej i jest zmuszona do walki asymetrycznej. A Polska nie byłą w stanie pomyśleć nawet o tym, że Rosja może zaanektować Krym.

Po początkowym szoku i otrzeźwieniu z 2014 roku Polska jakby znowu zapadła w strategiczny letarg i myśli, że ma nie wiadomo ile czasu na znalezienie odpowiedzi na podstawowe pytania. Że „jakoś to będzie”. Przyzwyczailiśmy się do nowej rzeczywistości zaskakująco szybko i przestaliśmy traktować ją poważnie. Tymczasem należy myśleć o obecnym czasie jako równie niestabilnym jak dwudziestolecie międzywojenne i należy traktować scenariusz kompletnego załamania się architektury bezpieczeństwa naszego kraju jako absolutnie realny. W związku z tym należy przestać myśleć w kategoriach pokoju, a przestawić się na działania wojenne.

Tymczasem mamy jakieś roszady z generałami, paraliż organizacji dowódczych bo znowu jest reformatorski rozgardiasz, kasację kontraktów zbrojeniowych i podpisywanie nowych - z dostawami za dekadę czyli z punktu powyższego zagrożenia na nigdy;  oraz problemy z skompletowaniem symbolicznych oddziałów Obrony Terytorialnej włącznie. Przypomina to działania II Rzeczpospolitej, która nie zaciągała długu tylko go ograniczała, planowała nowe zakłady przemysłowe, drogi i rozbudowę armii tak, by być gotowym do wojny na 1945. Wtedy, gdy wojna się skończyła a Polska była zmasakrowana i pod drugą z kolei okupacją. Tyle przyszło z tych planów, bo sądziliśmy że „no mamy czas”, mimo że widzieliśmy już jak las dookoła nas płonie.

Polska jest w chaosie. A szuflady z planami ewentualnościowymi jak były puste, tak puste nadal są.

 

Sulfur

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka