Znajomy Józefa K. Znajomy Józefa K.
729
BLOG

Instrukcja obsługi brytyjskiego autobusu

Znajomy Józefa K. Znajomy Józefa K. Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

 

By podróżować wyspiarskim autobusem nie wystarczy być, li tylko, znudzonym pasażerem. Za to koniecznie i bez dwóch zdań należy być dziecięciem siedmiorga talentów i posiadać jakość dziedzica siedmiu zalet.

Na pokładzie „double deckera”, prócz ważnego biletu i zatłoczonej miejscówki, liczy się przede wszystkim: refleks, cierpliwość, cenny zmysł równowagi, absolutny brak asertywności, stoicki spokój ducha oraz kieszeń pełna drobnych. I szczęście. Szczęście jest nawet ważniejsze niż rozkład jazdy z urzędową pieczątka. Bo tkwiąc godzinami na deszczowym przystanku, nigdy nie mamy pewności czy rozpędzony kierowca zauważy nasze rozpaczliwe machanie na „stop”. Nie mamy też pewności kiedy pojawi się, tradycyjnie już spóźniony, autobus oraz zupełnie nie wiemy czy kiedykolwiek i w ogóle, przyjedzie.

A skoro zagajenie i wstęp mamy już za sobą to skupmy się, teraz, na istotnych elementach przejażdżki brytyjskim autobusem. Oto krótka lista tematów:

Machanie

Brytyjski autobus zatrzymujemy dokładnie tak samo jak polską taksówkę, czyli machając kończyną górną. Dla świeżo upieczonych imigrantów bywa to zagadnienie nie lada. I tak, moja znajoma, nieświadoma konieczności machania, stała godzinę na przystanku a autobusy mijały ją w pędzie rozbryzgując wyspiarską wodę z kałuż. Inna sprawa, że kierowcy autobusów, nawet mimo naszych rozpaczliwych znaków ręcznych, nie reagują czasami zupełnie. Ot, powstaje, zatem zagadka z zakresu metafizyki – jak zatrzymać angielski autobus…?

Dzwonienie

Ci szczęśliwcy, którzy dostali się już do środka pojazdu muszą też wiedzieć jak się z niego szczęśliwie wydostać na zewnątrz. Otóż, droga publiczności, trzeba dzwonić. Przyciski do dzwonienia rozmieszczone są symetrycznie a gęsto we wnętrzu autobusu. Problem jest jednak taki sam jak z machaniem - mimo, że dzwonisz jak oszalały to kierowca, jak gdyby nigdy nic, mija w pędzie twój przystanek. A ty, uwięziony w środku autobusu, czujesz się jak Sandra Bullock w hollywoodzkim hicie „Speed”.

Bilet u kierowcy

Kupowanie biletów u kierowcy to rozwiązanie, które rozwala najlepszy i najbardziej nawet misternie skonstruowany rozkład jazdy. Bo w grę wchodzi czynnik ludzki. A czynnik ludzki potrafi kupować bilet godzinami. I prócz prostej czynności, (czyli odliczona kasa za papierowy kwitek) w grę wchodzą też szczegółowe pytania o trasy przejazdów, liczbę przystanków przypadającą na kilometr kwadratowy oraz o okoliczne atrakcje topograficzne. Celują w tym turyści, w szczególności skośnoocy. Łamana angielszczyzna, którą się komunikują, nie przyspiesza całego procesu. A kierowca musi tłumaczyć i odpowiadać na najgłupsze nawet pytanie.

Inna sprawa: zanim rzeczony pasażer kupi bilet to musi najpierw odnaleźć swój portfel. I tu ukłon w stronę pań – cały autobus czeka, aż zadyszana dama przetrząśnie torebkę, by gdzieś, na jej dawno zapomnianym dnie, odnaleźć dawno zagubione zdjęcie swojego „byłego”, klucze od garażu, który sprzedała na „Gumtree” kwartał temu, pół tuzina szminek i tyleż mazideł oraz wreszcie elegancki, zdobiony perełkami woreczek na bilon…

Okrucieństwo

Deszcz leje jak trzeba a skubany wiatr zawiewa ten deszcz pod wiatę przystanku. Czyli normalna, brytyjska rzeczywistość pogodowa. Pod wiatą, skulony w pozycji embrionalnej a żałosnej, czeka pasażer. Nieszczęśnik nie widział autobusu od kilku kwadransów, jest przemoczony, zziębnięty i zrezygnowany. I oto pojawia się jutrzenka nadziei. Dwupokładowy pojazd toczy się wolno w kierunku nieszczęsnego podróżnego a jego wnętrze kusi światłem, ciepłem i cennym brakiem ulewy oraz wilgoci. Drzwi otwierają się zachęcająco a z wnętrza bucha sympatyczne ciepło. I oto rozgrywa się dramat: zmoczony od stóp do głów potencjalny klient autobusu ma jedynie w kieszeni banknot dziesięciofuntowy. Ale kierowca nie ma drobnych by mu wydać z dziesięciu. Finał sprawy? Kierowca wyprasza zziębniętego człowieka za drzwi i odjeżdża w siną dal…

Specyfika częstotliwości

Brytyjskie autobusy działają i jeżdżą wedle zasady: wszystko albo nic. Krótko mówiąc: albo nie ma ich godzinami albo też jeżdżą, gęsiego, jeden za drugim. W ramach ćwiczeń umysłowych naliczyłem kiedyś pięć autobusów tej samej linii, które poruszały się karnie, w wojskowym porządku, jeden za drugim i w tym samym kierunku.

Kontrola biletu

Kierowca brytyjskiego autobusu nie tylko sprzedaje bilet. On go też, skubanego, uważnie kontroluje. W tym celu potrzebne jest skupienie i niepodzielna uwaga. A oto praktyka: kierowca oddzielony jest od pasażerów plastykową szybką. Szybka posiada mały otwór – w ten otwór pchane są pieniądze w ramach umowy kupna-sprzedaży biletu. Ale nie tylko. Niektórzy kierowcy proszą pasażerów o pchanie w tą dziurę też i biletów. Czyli wsiada taki gość do „double deckera” z miesięcznym i musi go pchnąć w otwór, bo kierowca ma życzenie by uważnie skontrolować dokument miast oglądać go przez palstyk. Kierowca studiuje bilet przez kilka sekund i wypycha powrotnie dziurą. Mnożąc ilość sekund przez liczbę pasażerów otrzymamy prosty wynik: wydłużenie czasu przejazdu autobusem o długie minuty.

Zdarzyło mi się, kilkakrotnie, być wiezionym przez wyjątkowo nadgorliwego kierowcę. Na każdym przystanku wyłączał silnik i przystępował do kontroli biletów. Biorąc pod uwagę poranne godziny szczytu i liczną dziatwę zdążającą do szkół, łatwo skumać, że podróż z punktu A do niedalekiego punktu B trwała całą, cholerną, wieczność. Zatrzymaj pojazd, wyłącz silnik, sprawdź bilety, włącz silnik, rusz dalej…

Prognoza przyjazdu

Wyświetlacze na przystankach autobusowych kłamią bezczelnie. Ot, drań jeden informuje, nas podróżujących, że autobus linii takiej to a takiej, przybędzie dostojnie za 2 minuty. Gówno, prawda! Porównując informację wyświetlacza z zegarkiem na naszym ręku, okazuje się, że każda minuta na wyświetlaczu równa się, co najmniej czterem naszym, na zegarku. Pytanie: skąd się bierze ta perfidia prognoz? I dlaczego karmi się nas, podróżujących fałszywą nadzieją…? Czy może jest to jakaś gra obliczona na znajomość praw fizyki? Bo, przecież, już dziadzio Einstein twierdził, że czas jest rzeczą względną…

Komfort jazdy kontra rozkład jazdy

Jednym z czynników wpływających na planowe opóźnienia wyspiarskich autobusów, jest też, bezapelacyjnie, kultura przewozu podróżnych. Znakomita większość kierowców, lękając się pewnie firm prawniczych, które polują na odszkodowania z tytułu kontuzji pasażerów na pokładzie autobusów, rusza pojazd ostrożnie. Czyli, w praktyce, czeka, aż wszyscy usiądą. Pal licho, jeśli chodzi o staruszkę lub staruszka – wiadomo, bowiem, że ci zacni obywatele są nieco motorycznie nieruchawi. Ale maniera czekania na wszystkich, którzy wsiedli i akurat szukają miejsc do siadania graniczy z lekkim absurdem. Bo jest tak: ludzie szukają miejsc, kierowca czeka a czas płynie. A ja klnę w żywe kamienie.

Brytyjskie grzeczności

Gwoździem do trumny rozkładu jazdy wyspiarskich autobusów są… brytyjskie uprzejme maniery i społeczna grzeczność wszechobecna. Otóż, prawie każdy obywatel wysiadający z autobusu komunikacji miejskiej dziękuje kierowcy za podwózkę. Co zabiera, oczywiście, cenny czas. Ale niektórzy z wysiadających, prócz szybkiego „cheers”, wdają się też z kierowcą w pożegnalną pogawędkę. Pogawędkę o dupie Maryni, piłce nożnej i o pogodzie, na ten przykład, – ot, bo tak wypada, bo taki mają klimat wewnętrzny i wreszcie, bo mają ochotę, by z kimś pogawędzić, choćby nawet był to szybki kierowca przejazdem przez dzielnicę.

Kończąc i reasumując temat:

jazda wyspiarskim autobusem to taka mała acz twarda szkoła przeżycia.

I bardzo dobrze!!

Bo kiedy, my, wszyscy polscy imigranci z Wysp, zdecydujemy się kiedyś na masowy powrót do starego kraju to doświadczenie z zakresu „survival” będzie dla nas bezcenne i bezcennie pożyteczne.

Mimo tego, co twierdzą nasi politycy.

A oni twierdzą, że w Polsce jest świetnie a łatwo…

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo