Kropelki zimnego potu wstąpiły na jego czoło. Długo rozmyślał. Miał sporo czasu, a paradoksalnie tego czasu, od dawna już był pozbawiony. Zza okien pociągu, wyłaniał się otulony zgniłą mgłą listopadowy dzień. Całkiem wdzięczny pejzaż. - Moja ojczyzna - westchnął z nostalgią. Czy już? Wątpliwości, które krążeniem wron, zaczęły mu migotać przed oczyma, czmychnęły wystraszone twardym, donośnym głosem zdrowego rozsądku - Teraz, albo nigdy! Takiej okazji, zrządzenia losu, nie można było tak po prostu wypuścić z rąk. Nie teraz, po takim wysiłku pokoleń.
Wbrew pozorom, obawiał się już tylko jednej rzeczy. Iż postawę państwową, zastąpi szybko partykularny interes. Cnotę - żądze. Pracę - pewność siebie. Rozumiał to zagrożenie, które wyzwalało w nim jak najgorsze emocje.
Pociąg wtoczył się niespiesznie na dworzec. Wysiadał pośród kłębów pary. Nie było tłumu. Szczerze mówiąc, to nawet go nie oczekiwał. Nie spodziewał. W tej chwili, był zwykłym przybyszem. Wyzwolicielem miał zostać, za ledwie kilka godzin...
Inne tematy w dziale Kultura