Kilka refleksji.
Jacek Jarecki
Przypadek ocierający się o geniusz. W terminologii sportowej - talent czystej wody. Domyślam się, co nim powoduje, że zawsze jakieś zamieszanie z tego wyniknie. To dusza artysty. A artysta bywa niepokorny i nieprzewidyalny, co tym wszystkim ugrzecznionym panienkom i panusiom sprawia koncepcyjny kłopot. Będą biegać, donosić, obśmiewać, prowokować - jak w kiepskiej komedii z wiadomym zakończeniem. I mało kto się znajdzie, by się w sens wypowiedzi i co najważniejsze, notek Jacka wczytać. Co tu dużo pisać - ma chłop talent po prostu. Nawet, cholerka, przestałem się przejmować, gdzie ostatecznie zacumuje jego okręt flagowy, gdyż wiem, gdzie go szukać, by móc poczytać. Zdaję sobie sprawę, że wszędzie tam, gdzie przyszło mu pisać, chciał pozytywnego fermentu intelektualnego, barwnej i burzliwej dyskusji, a nie podśmiewania się zza węgła i pieprzenia wciąż o tym samym. Jak widać, taki stan jest ciężki do osiągnięcia. Ktoś postawi zasieki regulaminowe, ktoś założy pole minowe kpiny, jeszcze ktoś, będzie biegał z koktajlem mołotowa krzycząc, że to tamten, właśnie tamten wznieca pożar.
Osiągnął jednak Pan Jacek taką pozycję, że może się temu wszystkiemu poprzyglądać z podwyższenia i co najwyżej uśmiechnąć się pod nosem.
Anita, Krzysztof Leski, Infidel
Tak sobie subiektynie wybrałem blogerów, którym zdarza się popełniać wpisy o Warszawie. Właściwie mentalnie, poznawczo i co najważniejsze geograficznie, jest mi to miasto obojętne. Wielokrotnie słyszałem niekoniecznie pochlebne opinie o stolicy i ludziach ją zamieszkujących. I jak to w sądach przekazywanych z ust do ust, jest tam wiele nieprawd i przekłamań, co najdobitniej obalają sami warszawianie w bezpośrednich kontaktach. Zastanawiam się przy takich okazjach, jak to jest utożsamiać się i przywiązać do tak dużego organizmu miasta, wiecznie i chwilami nieznośnie tętniącego życiem, oddychającego płucami z betonu i spalin. Gdzie jest ta magia, skoro w końcówce II wojny Warszawa przestała praktycznie istnieć w swojej klasycznej, romantycznej formie. Nie wierzę, że dla ludzi wrażliwych i na poziomie, jednym z magnesów "lubienia" stolicy, jest możliwość realizowania kariery zawodowej i zarabiania przyzwoitych pieniędzy. To musi być coś więcej. I wtedy, to coś też mnie dopada, choć jak napisałem powyżej, mam ogląd obserwatora z daleka. Takie utwory jak ten, potrafią wzruszyć. Każdy ma swoje miejsce na ziemi. I może się ono różnie nazywać. Można okazywać dezaprobatę, euforię, analizować za i przeciw w sprawie życia tam. Ale to jest właśnie TO miejsce na Ziemi. Mam świadomość, że opisałem to trochę nieskładnie. Na swoje usprawiedliwienie, napiszę, że wciąż szukam tego miejsca dla siebie. Jak dotąd raczej wędruję, nie zapuszczam nigdzie korzeni. Może to znak czasów, a może tak musi być.
eumenes
Bloger - tutejszy weteran. Przeszedł już wszystkie burze, okresy świetności i martwej egzystencji tego miejsca. Ma więc status szczególny. Może pisać w konwencji, która raczej nie przystoi i nie przechodzi u "świeżaków". Może walić w pewnych kwestiach prosto z mostu. Lubię jego i jego pisanie, od początku. Nie ukrywam, że także z powodów przekonań czysto politycznych na niektóre kwestie. Dzisiaj eumenes, popełnił moim zdaniem tekst niesprawiedliwy, nie, nie w warstwie kultury czy tym podobnych rzeczy, co zwyczajnego niezrozumienia istoty problemu ostatnich wydarzeń na salonie. Mam wrażenie, że całą sprawę ubrał w strasznie personalne barwy, jakby tu o nicki i nazwiska chodziło. Dziwię się eumenesowi, bo myślałem, że działanie na zasadzie skojarzeń - wytrychów, jest mu obce. Nie muszę należeć do żadnej drużyny, biec gdzieś w owczym pędzie, by dojść do podobnych wniosków na pewne kwestie, jak kilkadziesiąt innych osób wokół mnie. To, że zdecydowałem się tutaj być, wcale nie oznacza, że przyzwalam na chamstwo i agresję wobec innych, albo co gorsze, dokładam do tego swoją rękę. Wręcz przeciwnie. Kibicuję Ufce w jej walce z wiatrakami, jeśli idzie o wyłapywanie agresji słownej tych na górze. Sam staram się ograniczać swoje kąśliwe, nieprzyzwoite uwagi do absolutnego minimum, a najlepiej wyeliminować je całkowicie. Jeśli w podzięce mam usłyszeć mniej więcej tyle, że przynależę do jakiejś grupy "ekonomisty grosika" i współjęczę o coś do administracji, to tylko ręce opadają. Drogi eumenesie, mam nadzieję, że ten Twój tekst nie powstał by otworzyć jakiś front, albo co gorsza, czerpać jakąś satysfakcję z faktu, że jest się tam, a nie tu. Nie wiem dlaczego tak absurdalnie piosenka mi się skojarzyła. Może dlatego, że jej refren dobrze zapadał w pamięć.
Pozdrawiam wszystkich*
Barba crescit, caput nescit
*Po sugestii Koteusza i przypomnieniu sobie komentarza pewnej uroczej komentatorki, kończę z tym okrutnym przepraszaniem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości