Pawłowski Pawłowski
90
BLOG

Cyklopi, kozioł ofiarny oraz sprawa polska.

Pawłowski Pawłowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 3
W mitologii greckiej Cyklopi byli plemieniem jednookich olbrzymów, którzy potrafili zabijać wzrokiem. Cyklopem był też Balor, wódz szpetnych olbrzymów zamieszkujących Irlandię, którego oko miało niszczycielską siłę.

Bohater powieści Jamesa Joyce'a Ulisses, Leopold Bloom, w czasie wędrówki ulicami Dublina trafia do pubu Barney Kiernan's. Jest czerwiec 1904 roku.

Niefortunnie, Bloom w pubie przyłącza się do grupy bywalców, w której bryluje niejaki Obywatel, piewca irlandzkiego ruchu narodowego. Konwersacja przy kuflach zboczy wkrótce na politykę. Jeden z dyskutantów, zwany Alfem, opowiada historię "niezwyciężonego", Joego Brady, irlandzkiego ekstremisty powieszonego w 1883 za morderstwa na tle politycznym. Alf przytacza rewelacje strażnika więziennego, wg. którego po odcięciu ze sznura u martwego skazańca stwierdzono erekcję. Obywatel komentuje ten przedziwny fenomen jako moralne zwycięstwo Brady'ego nad angielskimi oprawcami oraz widomy symbol żywotności celtyckiej nacji. 

W tym momencie Leopold Bloom począł wyjaśniać, iż pośmiertny wzwód przyrodzenia można wytłumaczyć w kategoriach medycznych, jako łańcuch fizjologicznych reakcji. Tym komentarzem spowodował stopniowo wzrastającą irytację u Obywatela , w efekcie czego  Bloom będzie musiał salwować się ucieczką, by uniknąć rekoczynów ze strony Obywatela.

Ten rozdział w powieści Ulisses był długo uznawany za krytykę wojującego nacjonalizmu, który uosabiać miał Obywatel, wróg wszystkiego co anglosaskie. Natomiast tytuł "Cyklopi" nawiązuje do epizodu z Odysei, kiedy to Odyseusz uwięziony w kryjówce Cyklopa, ratuje skórę wymykając się przy pomocy podstepu. Również Leopold Bloom musi uciekać z pubu, w przeciwnym razie jego odyseja ulicami irlandzkiej stolicy mogła skończyć się nieciekawie.

Wiele wątków w Ulissesie jest wieloznacznych i trudnych do interpretacji, jak zresztą cała twórczość Joyce'a. Pisarz miał powiedzieć przewrotnie, że wszystkie niejasności w jego prozie były celowym zabiegiem, dzięki czemu fachowcy od literatury będą mieli co robić przez kilka nastepnych stuleci. Nic dziwnego zatem, że w latach 90-tych ubiegłego wieku zaczeto na nowo interpretować, co też autor chciał przekazać w Cyklopach. Zakwestionowano dotychczasową interpretację, iż intencją autora była surowa krytyka nacjonalistów pokroju Obywatela. Zamiast tego, dominować zaczęła teza, że Joyce jedynie wskazywał na fakt, iż irlandzki ruch narodowy stanowił szerokie i różnorodne spektrum. 

Mnie najbardziej zainteresowała socjologiczna wykładnia znaczenia Cyklopów -  mianowicie proces wykluczenia poza społeczny nawias. Proces ten odbywa się poprzez wyznaczenie kozła ofiarnego lub marginalizację jakiejś grupy lub mniejszości. Przykładem kozła ofiarnego jest właśnie osoba Blooma, który uosabiał pacyfistyczną wizję patriotyzmu, nie idącą w parze z postulatami radykalnych nacjonalistów. Bloom tak odnosi się do porachunków na drodze przemocy;

            Prześladowania, cała historia świata jest tego pełna. Utrwalanie narodowej nienawiści między nacjami.

oraz

           Gwałt, nienawiść, historia, wszystko to. To nie jest życie dla mężczyzn i kobiet, zniewaga i nienawiść.

W powieściowym pubie do roli kozła ofiarnego został wyznaczony Bloom, którego światopogląd najbardziej z wszystkich obecnych odbiegał od zapatrywań Obywatela. Kiedy nie ma go już w pubie, jeden z dyskutantów wyjaśnia, że ojciec Leopolda Blooma przybył z Węgier i był prawdopodobnie Żydem. Obywatel wykorzystuje tą informację do kpin z Blooma, szydząc, że jest kolejnym objawionym mesjaszem, głoszącym wszem i wobec miłość. Do szykan na nieobecnym przyłacza się Crofton, irlandzki protestant oraz Martin Cunningham, wcześniej starajacy się być obiektywnym względem Blooma. Obywatelowi udaje się więc zjednoczyć bywalców pubu, którzy gremialnie potępiają lub odcinają się od Blooma. Podsumowując całe zajście, Obywatel wygłasza triumfalnie;

   Sin Fein! Sin Fein amhain. Przyjaciele których kochamy są po naszej stronie, a wrogowie których nienawidzimy wprost przed nami.

Irlandzcy nacjonaliści w owym czasie byli podzieleni co do metod, środków i zakresu działania, podobnie zresztą, jak polski ruch niepodległościowy w analogicznym okresie przed I Wojną ŚwIatową. Irlandzcy patrioci skupieni w ramach ruchu parlamentarnego (w parlamencie westminsterskim) propagowali  rozwiązanie unii z Wielką Brytanią na drodze konstytucyjnej oraz uzyskanie autonomicznego statusu(tzw. Home Rule). Zupełnie odmienne cele mieli mieszkańcy regionu ulsterskiego, w wiekszości protestanci, w których interesie było pozostać pod rządami Londynu. Aczkolwiek należy powiedzieć, że jednocześnie wielu czołowych przywódców nurtu niepodległosciowego było, paradoksalnie, protestantami. W nurcie narodowym wybijali się radykalni republikanie, którzy byli przeciwni dogadywaniu się z Londynem i dażyli do narodowego zrywu zbrojnego przeciw Brytyjczykom. Wyrazicielem takiej bezkompromisowej postawy był w Ulissesie Obywatel, krórego motto brzmiało; kto nie jest z nami, ten przeciwko nam.

No dobrze, ale co jednak Cyklopi i irlandzcy nacjonaliści mają wspólnego ze "sprawą polską"? Teoretycznie nic, gdyż James Joyce nie uczynił żadnych nawiązań. Ja dopatruję się jednak pewnych analogii do "sprawy polskiej", choć jest to może moje subiektywne spojrzenie. Chodzi mi o to, że dylematy tożsamościowe Irlandczyków, jakie autor uwypuklił w Cyklopach, oraz kwestia wykluczenia, są jak najbardziej aktualne w odniesieniu do kondycji polskiego patriotyzmu.

Ciekawą sprawą jest, jak zmieniała się definicja patrioty w Polsce na przestrzeni ostatnich dekad. Tuż po obaleniu komuny, sprawa była prosta; żeby się uważać za patriotę wystarczyło być anty-komunistą. Z czasem, coraz częściej pojawiającym się określeniem, definiującym polskiego patriotę, stało się "Polak-Katolik". Ale wraz z akcesją Polski do organizacji europejskich, pojawiła się alternatywa w postaci Polaka-Europejczyka oraz koncepcja Małych Ojczyzn. 

Nie ma wątpliwości, że akcesja do Unii Europejskiej przyśpieszyła wewnętrzną wojnę kulturową w Polsce. W kręgach konserwatywnych prawdziwy patriota jawił się jako eurosceptyk, broniący Polski przed zakusami Żydów, Niemców czy liberałów. Stąd już było blisko do stworzenia terminu "polskojęzyczni". To oznaczało wykluczenie ludzi niegodnych przynależenia do wspólnoty patriotycznej - Polskojęzyczni zostali zdemaskowani jako ojczyzny lub w najlepszym przypadku niefrasobliwie sprzyjający wrogom ojczyzny.

Można by pomyśleć, że proces zawężania definicji patrioty osiągnął już swe granice. Przecież już chyba każdy wie, kto jest w Polsce kim. Ależ skąd, można brnąć jeszcze dalej w tym szaleństwie. Porażka dotychczasowego obozu władzy, nazywającego siebie patriotycznym, dla sporej części polskiego społeczeństwa okazała się szokiem. Gdy nie do końca wiadomo, kogo należy obwinić za oddanie władzy "polskojęzycznym", najlepiej w takim momencie zacieśnić szeregi i doprecyzować, kto zasługuje na miano "prawdziwego" Polaka, patrioty. Zatem pojawiają się pomysły, że w czasach smuty narodowej patrioci powinni się przegrupować, zacząć działać od podstaw w środowisku sprawdzonych ludzi, postawić na jakość, a nie na ilość. Taka idea przewija się coraz częściej na niektórych forach internetowych. Dla przykładu, przeczytałem niedawno opinię, że w chwili obecnej losem Polski zatroskanych jest może 10% ogółu, tzw."naród polityczny", tak jak to było w czasach Rzeczpospolitej elekcyjnej, podczas gdy polskojęzyczni mieszkańcy myślą i czują zupełnie innaczej (czyli dla których hasło "Bóg, Honor, Ojczyzna" jest przeżytkiem).

No cóż, wykluczać można w nieskończoność i wierzyć w słuszność sprawy. I być może w przyszłości ktoś ogłosi nawet, że jest ostatnim "prawdziwym" Polakiem, niczym ostatni Mohikanin. 




Pawłowski
O mnie Pawłowski

Mam wiele przemyśleń na wiele tematów, staram się jednak unikać politykierstwa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo