Pawłowski Pawłowski
175
BLOG

Historia degradacji pewnego pomnika

Pawłowski Pawłowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 2
Upływ czasu często obchodzi się z pomnikami w sposób nieubłagany. Na skutek zmieniającej się narracji historycznej, pomniki mogą być zmiecione z powierzchni ziemi, a w najlepszym razie ich znaczenie zdegradowane.


image

W samym centrum Edynburga, na placu św. Adrzeja, znajduje się pomnik, którego trudno przeoczyć, gdyż znajduje się na doryckiej kolumnie wysokiej na 40 metrów. Król Zygmunt III, gdyby kolumna na której go umieszczono, w magiczny sposób przeniesiona została na plac św. Andrzeja, musiałby mocno zadzierać głowę, by zobaczyć figurę na edynburskiej kolumnie.

I turyści zadzierają głowę, próbując zgadnąć, kogo upamiętnia ten monumentalny obiekt. Na pierwszy rzut oka można wykluczyć, że kamienna figura na szczycie reprezentuje osobę historycznego lub mitycznego monarchy, gdyż nie posiada atrybutów władzy królewskie, jak choćby zbroja, buława czy miecz. Niestety, obchodząc postument dookoła, anonimowy turysta nie znajdzie informacji, kim był ów mąż, tak wysoko wyniesiony przez potomnych. Pozostaje więc zrobić sobie zdjęcie na tle intrygującego obiektu i ruszyć szukać kolejnych atrakcji.

Ale jeśli ów turysta okaże się bardziej dociekliwy i pokręci się trochę na skwerze, znajdzie 2O metrów dalej plastikową tabliczkę, wyjaśniającą, że pomnik powstał dla upamiętnienia Henryka Dundasa, vicehrabiego Melville, a jego budowę zakończono w 1827 roku ze składek ofiarowanych przez członków brytyjskiej floty (Dundas był w latach 1801-1805 najwyższym Lordem Admiralicji).Jest też historyczna aktualizacja, zmieniająca od niedawna ocenę dokonań vicehrabiego Melvilla.

Dlaczego jednak brak jakiegokolwiek napisu na samym piedestale ? Nie zawsze tak było. Jest to właściwie dość świeża historia, związana pośrednio ze śmiercią Georga Floyda, Afro-Amerykanina zabitego w 2020 r. w Minneapolis przez białego policjanta. Po tym zdarzeniu, w Stanach Zjednoczonych wybuchły gwałtowne rozruchy i anty-rasistowskie protesty, którym ton nadawała organizacja Black Lives Matters. Podobne protesty, choć na mniejszą skalę, miały miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie aktywiści niszczyli pomniki historycznych postaci, kojarzonych powszechnie z niewolnictwem i rasizmem.

W owym to czasie, zwolennicy Black Lives Matters dokanali aktu wandalizmu na pomniku Henrego Dundasa w szkockiej stolicy, spryskując go farbą czy obrzucając jajkami. Obrońcy praw człowieka i przeciwnicy rasizmu przypomnieli, że Henry Dundas w czasie ministerialnej kariery w rządzie Williama Pitta, był odpowiedzialny za spowolnienie procesu abolicji. Co więcej, w czasie jego urzędowania napływ niewolników z Czarnego Lądu do brytyjskich Karaibów zwiększył się dziesiéciokrotnie. Stąd też Dundas obciążany jest o dopuszczenie do zniewolenia pół miliona Afrykanów, co mogło być zapobiegnięte. Ostatecznie, ustawa  zakazująca handlu niewolnikami na terenie Imperium Brytyjskiego uchwalona została w 1807 r., gdy vicehrabia Melvill zakończył polityczną karierę (na samo zniesienie niewolnictwa przyjdzie poczekać jeszcze trzy dekady). Stąd wzięły się kontrowersje co do osoby Henrego Dundasa i dewastacja jego pomnika.

Choć sprawa Georga Floyda i antyrasistowskie protesty przycichły, cała sprawa wokół pomnika nie. Po wydarzeniach z 2020 i społecznych petycjach, rada miejska w Edynburgu zdecydowała się usunąć oryginalną tablicę z inskrypcją na piedestale i zastąpić ją nową, z wyjaśnieniem niechlubnej roli Dundasa w podtrzymaniu niewolnictwa w koloniach. Ale nowa tablica długo nie powisiała, w październiku ubiegłego roku została skradziona. Dlatego żaden turysta nie znajdzie obecnie informacji na kamiennym obelisku, z którego "wyrasta" kolumna.

Do skradzenia szybko przyznał się samozwańczy "komitet" pomnika, wskład którego wchodzą potomkowie Dundasa. Przedstawiciele rodziny twierdzą, że ich przodek został fałszywie oczerniony przez nierzetelnych historyków i w związku z tym mieli prawo zdementować nową tablicę. Ta deklaracja zbulwersowała członków Rady Miasta w Edynburgu, która wezwała organy ścigania do działania. Policja wszczęła "intensywne" śledztwo w sprawie kradzieży tablicy.

Sprawa z pomnikiem otworzyła "puszkę Pandory', gdyż wzmogły się rewizjonistyczne tendencje względem szkockiej przeszłości. Szkocka arystokracja aktywnie uczestniczyła w kolonialnych projektach, szczególnie na Jamajce, brytyjskim centrum produkcji cukru z trzciny cukrowej. Oczywiście zbicie fortuny w tej branży było możliwe dzięki taniej sile roboczej, którą zapewniali właścicielom plantacji niewolnicy przywożeni z Afryki. Przykładowo, rodzina Grantów z północno-wschodniej Szkocji, zyski z plantacji na Jamajce przeznaczała na inwestycje w regionie wokół Granton-on-Spey. Popularna marka whiskey Grant, produkowana od końca XIX wieku, zaistniała właśnie dzięki funduszom nagromadzonym przez familię Grantów. 

Co do statui na placu św. Andrzeja, wydaje się ona być na trwałe zakorzeniona w krajobrazie miasta, a postać Henrego Dundasa ze stoickim spokojem spodląda na to, co wydsrza się naokoło. W 1837 r. w kolumnę uderzył piorun, co wymagało restauracji. Kiedy niemieckie bombowce bombardowały Glasgow, odległe zaledwie o 100 km., niebo nad Edynburgiem było niezakłócone. Wydarzenia z 2029 r. można uznać za kolejny epizod, który nie ma większego wpływu na pomnik, który stoi i stsć będzie zapewne długo.

Kto wie, może za kolejne 200 lat koło historiii obróci się ponownie o 180 stopni i przewodnicy, oprowadzający turystów po Edynburgu, będą wskazywać na kolumnę i opowiadać o wybitnych zasługach vicehrabiego Dundas, niegdyś nazywanego "nieformalnym królem Szkocji".

Pawłowski
O mnie Pawłowski

Mam wiele przemyśleń na wiele tematów, staram się jednak unikać politykierstwa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo