Paweł Pomianek Paweł Pomianek
787
BLOG

Czy Chrystus musiał umrzeć na Krzyżu? List do Hebrajczyków

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Czy aby nas odkupić, Chrystus musiał umrzeć na Krzyżu? Wiele razy spotkałem się ze stwierdzeniami ze strony księży, nawet z wyższymi tytułami naukowymi, że Bóg mógł wymyślić inny sposób zbawienia człowieka – Chrystus niekoniecznie musiał za nas umierać. Zwolennicy tego poglądu twierdzili, że niezbadane jest, dlaczego Bóg wybrał właśnie tę formę ofiarowania nam zbawienia, albo podawali jako jedyną przyczynę to, że w ten sposób chciał nam okazać swą nieskończoną miłość i jedność z nami – dlatego zbawił nas przez cierpienie Syna. Pewien ksiądz profesor posunął się kiedyś nawet do stwierdzenia, które miało być w jego opinii zabawne, że „Chrystus mógł nas zbawić na przykład przez śpiewanie ballad. Nie wiemy, dlaczego wybrał Krzyż”.
Bardzo porządkujący moje poglądy w tej kwestii był artykuł bpa Jana Szlagi pt. Wspólnotowy charakter ofiary Jezusa jako Arcykapłana Nowego Przymierza, który przeczytałem w ramach zajęć z Teologii biblijnej, kończąc studia teologiczne. Tezy zawarte w artykule uświadomiły mi, jak bardzo płytkie jest myślenie, które przedstawiłem powyżej. Nieduży tekst pokazuje, że Wcielenie i śmierć Chrystusa wpisują się niejako w sposób konieczny (choć oczywiście nie wbrew woli Bożej!) w Bożą historię zbawienia. Pozwalam sobie na początek na przytoczenie kilku najważniejszych w naszym kontekście fragmentów artykułu:
Solidarność Jezusa z tymi, których miał uświęcić, zatem zrównanie się z nimi pod względem natury, było nieodzownym warunkiem powodzenia misji Jezusa.
(…)
Ponieważ zaś odkupienie z woli Bożej (…) dokonać się miało właśnie na drodze śmierci, Chrystus musiał wpierw przyjąć podległą naturę „ciała i krwi”, by ją przekształcić na nie podlegającą śmierci (…) i uwielbioną od wpływów szatana.
(…)
W Chrystusie (…) nastąpiło takie zjednoczenie boskiej i ludzkiej sfery ontycznej, że kreuje Go ono z samej swej istoty na pośrednika między Bogiem i ludźmi.
(…)
Bezskuteczność ofiar ST wynika z samej ich natury. Istotę ich stanowiła krew zwierząt „gdyż krew może dokonać przebłagania przez życie, jakie się w niej znajduje” (Kpł 17,11). Wylanie krwi na ołtarzu miało służyć nie tylko stwierdzeniu, że Bóg jest dawcą życia, ale pełniło także rolę zastępczej ofiary, którą Bóg przyjmuje w postaci krwi zwierząt zamiast życia grzesznika (pr. Kpł 5,10; 16,19). (…) Obrzędy czysto zewnętrzne nie mają takiej mocy, by wprowadzić człowieka w orbitę życia Bożego, ponieważ nie oczyszczają sumienia (…). Uświęcenie sięgające głębi duszy człowieka dokonało się za sprawą Chrystusa, który, reprezentując w swej osobie Boga i ludzkość, złożył ofiarę godnie reprezentującą ludzkość i miłą Ojcu.
Mówiąc najkrócej, z tekstu wypływają dwa klarowne wnioski:
  • pojednanie z Bogiem musiało dokonać się poprzez krew, „gdyż krew może dokonać przebłagania przez życie, jakie się w niej znajduje”;
  • odkupienia mógł dokonać Ktoś, kto łączył w sobie naturę ludzką i naturę Boską.
Aby w ramach historii zbawienia mogło dokonać się odkupienie, konieczne było, aby Bóg-Człowiek zginął śmiercią męczeńską.
Ewangelia Jana i List do Hebrajczyków
Co roku staram się czytać z rozważaniem kilka ksiąg biblijnych, przy czym zawsze na początku roku jedną dużą, na którą kładę nacisk. W ciągu ostatnich czterech lat były to kolejno cztery Ewangelie (Mateusza, Jana, Marka, Łukasza). Na rok 2014 zaplanowałem rozważanie Listu do Hebrajczyków, który ostatnio czytałem wiele lat temu. Wiadomo, że list ten to wyższa szkoła jazdy – pod względem języka, teologii; naszpikowany cytatami ze Starego Testamentu jest jednym z najtrudniejszych pism Nowego Testamentu. Dlatego mentalnie długo się do tej lektury przygotowywałem. Zamierzałem rozważać list przede wszystkim pod kątem odkrywania zawartych w nim prawd dotyczących liturgii, dla głębszego w niej uczestnictwa.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy już w drugim rozdziale tej księgi znalazłem tezy, które doskonale pamiętałem z artykułu bpa Szlagi czytanego przed laty. Postanowiłem więc odgrzebać ten artykuł (stąd powyższe cytaty, oczywiście nie przytaczam ich z pamięci), a wtedy moje zaskoczenie było jeszcze większe – okazało się bowiem, że wspomniany tekst nie jest niczym innym, jak właśnie krótkim omówieniem teologii… Listu do Hebrajczyków. Koło się domknęło. (Dodam, że większość wielokropków w powyższych cytatach to właśnie sigla z Hbr – tych nawiązań nie chciałem jeszcze wyżej zdradzać).
I przyznam, iż nie mogę się nadziwić, że gdy w 2007 roku ten tekst bpa Szlagi zrobił na mnie takie wrażenie, nie skłonił mnie do ponownej lektury Listu do Hebrajczyków, a po jakimś czasie nawet zupełnie wyparłem ze świadomości, że artykuł stanowił omówienie teologii tego pisma. To jest taki przykład na to, jak czasami zamknięci jesteśmy względem Słowa, jak bardzo je ignorujemy. Sam wiem po sobie, jak płytko podchodziłem do Pisma Świętego podczas studiów teologicznych. Zawsze bliżej mi było do przedmiotów związanych z filozofią, do teologii dogmatycznej, a teologia biblijna pozostawała gdzieś tam na uboczu. Dopiero uczestnictwo wraz z Żoną w kręgu rodzin Domowego Kościoła ukształtowało we mnie stopniowo chęć codziennego głębszego rozważania Słowa i odnoszenia go do swojego życia.
W związku z tym wszystkim, co napisałem powyżej, chcę w tym roku zachęcić do wspólnej podróży przez List do Hebrajczyków. Przed trzema laty rozważałem Ewangelię Janową. Robiłem to po raz kolejny, ale po raz pierwszy absolutnie się w niej zakochałem. Efektem było 16 rozważań nad pierwszą częścią tej Ewangelii (zobacz), które zaproponowałem na swoim blogu. Zachwyt nad głębią i odkrywczością Listu do Hebrajczyków znów pobudza do tego, by podzielić się kilkoma rozważaniami na jego bazie. Zapraszam więc do ich czytania, ale przede wszystkim do spotykania się ze Słowem, koniecznie wraz z dobrym komentarzem – w mojej prywatnej opinii pod tym względem nic nie przebije ojców Kościoła.
Co mówi List o Odkupicielu
Wróćmy jednak do głównego tematu tego pierwszego rozważania. Mając w pamięci to, co już powiedzieliśmy na podstawie artykułu bpa Szlagi, przeczytajmy fragment Hbr 2,14-18:
14 Ponieważ zaś dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i On także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, 15 i aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. 16 Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. 17 Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. 18 W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.
To jest właśnie to, o czym pisał bp Szlaga, Hbr formułuje to dość jasno: Chrystus jest uczestnikiem Boskiej natury. Jednocześnie, aby pojednać nas z Bogiem, musiał być nie tylko Bogiem, ale „musiał się upodobnić pod każdym względem do braci”. Cierpienia, których Chrystus doświadcza na ziemi, uzdalniają Go też do przychodzenia z pomocą nam, gdy przeżywamy podobne trudności.
Zachęcam do przeczytania całego drugiego rozdziału Hbr; poprzedzający fragment mówi więcej o boskiej i ludzkiej naturze Chrystusa.
Dlaczego nie rozpoznali czasu nawiedzenia?
Skoro jednak to takie naturalne, że Bóg zesłał Syna, który przyszedł i umarł za nas na Krzyżu, może ktoś zapytać, dlaczego pokolenie współczesne Chrystusowi „nie rozpoznało czasu (…) nawiedzenia” (Łk 19,44). Myślę, że w kontekście tego rozważania byłoby to bardzo dobre pytanie. I sądzę, że by na nie odpowiedzieć, powinniśmy się odwołać do innych przykładów Bożego działania. Ale zanim to zrobimy, wyobraźmy sobie sytuację czysto ludzką.
Zapewne każdemu z nas przydarzyło się kiedyś coś takiego, że miał swój własny pomysł na to, jak powinna potoczyć się dana rzecz. Stało się jednak zupełnie inaczej, a na końcu okazało się, że efekt tego, co się stało, jest o niebo lepszy, niż to, co miało być owocem naszych planów. Efekt jest lepszy, choć to, że tak może się stać, nie mieściło się wcześniej w granicach naszej percepcji. Teraz wiemy, że było to jednak możliwe, naturalnie wynikało z poprzedzających wydarzeń.
Podobnie bywa w relacji z Bogiem, co widać w wielu miejscach Biblii. Można się tutaj odwołać choćby do obietnicy względem Abrahama, że stanie się ojcem narodu. Potem Bóg kazał mu zaprowadzić syna na górę i złożyć go w ofierze – Abraham nie rozumiał, ale ufał, że Pan ma lepszy plan. Bóg ocalił Izaaka. Ale gdy Abraham umierał, miał nadal jedynego syna. Dopiero w przyszłości Bóg zrealizował to, co zapowiedział. Obietnice Boże spełniają się inaczej, niż sobie to wyobrażamy. A jednak gdy patrzymy na Boże działanie z perspektywy czasu, okazuje się, że rzeczywistość jest o wiele cudowniejsza, niż mogliśmy podejrzewać.
I bardzo podobnie jest z wydarzeniem Wcielenia. Ono całkowicie przekroczyło wyobrażenia o mesjaszu przywódców ludu z czasów Jezusa. Jednocześnie gdy popatrzymy na nie z perspektywy wydarzeń Paschalnych – śmierci i zmartwychwstania – okaże się to wszystko z jednej strony niewyobrażalnie piękną, a z drugiej absolutnie logiczną realizacją Bożych planów.
Wnioski praktyczne
Słowa Pisma zawsze warto odnosić do swojego życia. Czego może nauczyć nas ten niebanalny fragment Listu do Hebrajczyków. Do tego, co powiedzieliśmy wyżej, dodajmy jeszcze jeden wniosek. Lektura powyższych tekstów wskazuje, że Bóg działa w granicach pewnego określonego porządku. Działa w szacunku dla pewnych ram, które zostały nałożone. Z jednej strony w ramach porządku, który sam wykreował (jest przecież Stworzycielem świata i ten świat cały czas podtrzymuje w istnieniu), ale z drugiej w ramach porządku, który ukształtował się w Jego relacji do człowieka. Nietrudno bowiem dostrzec, że działanie Boże, owa konieczność dokonania zbawienia przez Krew Boga-Człowieka, jest przejawem Bożego szacunku wobec sposobów postępowania, rozumowania, które wykreował człowiek – Bożego szacunku wobec ludzkiej historii, ludzkiego czynnika (m.in. grzechu, który nie był częścią Bożego planu) w ramach historii zbawienia.
I tego szacunku do pewnych ram, w które wchodzimy, stając się kapłanami czy rodzicami, pracując w takim, a nie innym zawodzie, będąc podporządkowani takim, a nie innym ludziom, wypełniając takie, a nie inne zadania, ale też pełniąc funkcje kierownicze – możemy się z pokorą uczyć.
Źródło:
Bp Jan Bernard Szlaga, Wspólnotowy charakter ofiary Jezusa jako Arcykapłana Nowego Przymierza, „Verbum vitae” 8 (2005), s. 137-148.
Tekst ukazał się pierwotnie w serwisie DziennikParafialny.pl. Podobnie będzie z pozostałymi częściami cyklu.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo