Przed kilkoma tygodniami pisząc o objawieniach maryjnych pisałem o tym, że niekoniecznie nasze rozumienie słów Maryi jest takie, jaka jest Boża intencja oraz że czasami Bóg mówi takim językiem, by do człowieka trafił, a to o czym mówi, niewiele ma to wspólnego z relacjami niebieskimi. W to, co napisałem znakomicie wpisują się myśli Jana od Krzyża, znajdujące się w jego największym dziele Droga na Górę Karmel.
I szczerze powiem, że samym dziełem jestem mocno zaskoczony. Pozytywnie rzecz jasna. Zwłaszcza bardzo bliska mi była druga księga. Nigdy nie myślałem, że ten wielki duchowy przewodnik wielu, wielki święty jest tak mocno antyobjawieniowy. A jednak: Jan od Krzyża nie tylko dystansuje się od objawień, nie tylko uważa że są one na obrzeżach wiary, ale nawet uważa je za niebezpieczne. I to również objawienia prawdziwe.
Dziś chciałem jednak skupić się na Rozdziale 19 II Księgi Drogi na Górę Karmel, w której Jan od Krzyża mówi właśnie o tym, że słowa jakich Bóg używa, mówiąc do człowieka mają niejednokrotnie inne znaczenie niż człowiek je doraźnie odbiera. To – jak już wspomniałem – znakomicie wpisuje się w to, co pisałem jakiś czas temu nt. słów Maryi z objawień z La Salette o tym, że trzyma karzące ramię Syna. Po prostu człowiek inaczej pewne słowa rozumie. A i Pan Bóg, który ma nieskończenie szeroką wiedzę o wszystkim różnie słowa dobiera. Ale oddajmy głos wielkiemu Świętemu, czytając dłuższy fragment. Zwracam uwagę czytelnika zwłaszcza na kapitalnie omówione przykłady.
Księga II, Rozdział 19:
1. (…) jasne jest, że widzenia czy słowa Boże nie zawsze wypełniają się tak, jak brzmią według naszego sposobu myślenia. Dzieje się tak dlatego, że Bóg, niezmierzony i niezgłębiony, zwykł posługiwać się w swoich proroctwach, słowach i objawieniach innymi drogami, odmiennymi pojęciami i myślami od tych sposobów, według których my zazwyczaj rozumujemy. Te pojęcia Boże są o tyle pewniejsze i prawdziwsze, o ile mniej się to wydaje naszemu pojmowaniu. Potwierdzenie tego spotykamy na każdym kroku w Piśmie świętym. Wielu patriarchom nie spełniły się liczne proroctwa i słowa Boże tak, jak się spodziewali. Rozumieli je bowiem w sposób ludzki i zbyt dosłowny. Można się o tym przekonać z poniższych świadectw.
2. a) W Księdze Rodzaju czytamy, że gdy Bóg przywiódł Abrahama do ziemi chananejskiej, rzekł mu: Tibi dabo terram hanc; to znaczy: “Tobie dam tę ziemię” (15, 7). Te słowa powtarzał kilkakrotnie, Abraham zaś zestarzał się, a ziemi nie otrzymał. Gdy więc pewnego razu Bóg wyrzekł do niego te słowa, zapytał Pana: (…) „Panie, skąd wiedzieć mogę, że ją posiądę?” (tamże, 15, 8). Wtedy objawił mu Bóg, że nie on, ale synowie jego po czterystu latach posiędą tę ziemię. I Abraham zrozumiał obietnicę, która sama w sobie była najprawdziwsza. Bóg bowiem, dając ziemię synom Abrahama, przez miłość dla niego, dawał ją jakby jemu samemu. Abraham zaś mylił się w sposobie rozumienia i gdyby postępował według tego, jak rozumiał, zbłądziłby bardzo. Przepowiednia bowiem nie była określona co do czasu, a ludzie widząc patriarchę umierającego przed jej wypełnieniem i wiedząc, co Bóg mu obiecał, rozczarowani uznaliby ją za fałszywą.
3. b) Wnukowi Abrahama, Jakubowi, gdy jego syn Józef wezwał go do Egiptu z powodu głodu, jaki panował w Chanaan, ukazał się Bóg w drodze i rzekł: (…) „Jakubie, Jakubie! Nie bój się, jedź do Egiptu, bo cię tam rozmnożę w naród wielki. Ja tam z tobą zstąpię i ja cię stamtąd przyprowadzę wracającego się” (Rdz 46, 2-4).
Nie spełniła się jednak ta obietnica tak, jak brzmiała według naszego rozumowania. Wiemy bowiem, że święty starzec Jakub umarł w Egipcie i za życia nie wrócił stamtąd. Obietnica spełnić się miała dopiero na jego synach, których Bóg wywiódł z tego kraju po wielu latach i sam był ich przewodnikiem w drodze. Widać stąd jasno, że ci, którym obietnica ta była znana, mogli być pewni, że Jakub, tak jak żywy i we własnej osobie wszedł do Egiptu za rozkazem i łaską Bożą, tak również żywy i we własnej osobie miał zeń powrócić. W takiej bowiem formie i w takiż sam sposób przyobiecał mu Bóg wyjście i opiekę. A jednak byliby w błędzie dziwiąc się, iż widzą go, jak umiera w Egipcie przed spełnieniem się tego, czego się spodziewał. Najprawdziwsze więc same w sobie słowa Boże mogłyby ich w błąd wprowadzić.
4. c) W Księdze Sędziów (20, 11 nn.) czytamy również, że gdy wszystkie pokolenia Izraelowe złączyły się do walki przeciw pokoleniu Beniamina dla ukarania pewnego wśród nich popełnionego występku, Bóg wyznaczył im wodza. Byli tedy tak pewni zwycięstwa, że kiedy padło z nich dwadzieścia dwa tysiące zabitych, przerazili się i stanąwszy przed Panem płakali przez cały dzień, nie znając przyczyny klęski. Sądzili bowiem, iż wrócą zwycięzcami. Kiedy zapytali Boga, czy mają nadal walczyć, otrzymali odpowiedź, aby szli i nadal walczyli. Wyszli tedy z wielką odwagą, ufając w zwycięstwo. Ale i tym razem wrócili pobici, utraciwszy osiemnaście tysięcy mężów. Zlękli się tedy i nie wiedzieli, co czynić. Walczyli na rozkaz Boży, a wracali zwyciężeni, choć liczbą i siłą przewyższali przeciwników. Z pokolenia Beniamina było tylko dwadzieścia pięć tysięcy sześciuset mężów, ich zaś czterysta tysięcy. Słowo Boże było nieomylne, ale oni błądzili w sposobie jego rozumienia. Nie przyrzekł im bowiem Bóg, że zwyciężą, lecz dał im tylko rozkaz, aby walczyli. Przez klęskę zaś chciał Bóg ukarać ich lekkomyślność i zbytnią pewność siebie i tak ich upokorzyć. Gdy zaś nazajutrz powiedział im, że zwyciężą, rzeczywiście zwyciężyli, choć z trudem i z pomocą podstępu.
Kapitalny i mimo niezwykłej lakoniczności, niezwykle celny jest podpunkt 10 przytaczanego rozdziału, który w kilku zdaniach wszystko znakomicie podsumowuje:
10. Widać z tego, że choćby objawienia i słowa były od Boga, my nie możemy być pewni ich znaczenia. Łatwo bowiem i wielce możemy pobłądzić w sposobie ich pojmowania, jako że są one przepaścią i głębokością ducha. Chcieć je ograniczyć do tego, co z nich rozumiemy i co mogą pojąć zmysły, to nic innego, jak chcieć ręką uchwycić powietrze i ująć pył w nim się unoszący. Powietrze rozwiewa się i ręka zostaje próżna.
Im bardziej zagłębiam się w duchowość katolicką, tym bardziej widzę, jak jest mi bliska. Najwięksi święci myśliciele nie byli jakimiś oszołomami, ale mieli niesamowicie głębokie spojrzenie na wiarę. Bez uproszczeń. Oby ludzie mieli dziś ochotę iść drogą św. Jana od Krzyża, a nie doszukiwać się co krok cudownych objawień i na tym opierać swojej wiary.
Całość rozdziału 19, II Księgi Drogi na Górę Karmel np. tutaj.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura