fot. Paweł Rakowski
fot. Paweł Rakowski
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
803
BLOG

Szwajcaria Bliskiego Wschodu powraca po wyborach

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Nadmorskie miasteczko Jbeil położone jest 35 km na północ od Bejrutu, w pasie maronickim zaczynającym się od wschodnich dzielnic stolicy libańskiej. Jibeil (arab. góra) dla Semitów, a Byblos (grek. książki) dla Greków. Dwie nazwy i 7000 lat historii. Nie wszystko zostało z niej spisane, chociaż to tutaj narodziło się pismo.

 

Długo oczekiwane wybory parlamentarne odbyły się 6 maja. Światowe media prześcigały się w apokaliptycznych wizjach: nastanie wojna domowa albo interwencja Izraela, jeśli szyicka Partia Boga wygra wszystko. Jednak na razie celność tych prognoz jest tak samo trafna jak polskie obozy śmierci czy inne wymysły pozbawionych podstawowej wiedzy o świecie zachodnich pismaków. Liban czekał na wybory od 2014 roku. Rząd w Bejrucie pozbawiony mandatu społecznego kompromitował się budzącymi niesmak inicjatywami np. projektem dożywotnich pensji dla byłych posłów. Na takie pomysły Libańczycy, chociaż podzieleni w 18 uznanych przez państwo grup religijnych i etnicznych zareagowali zgodnym i solidarnym pomstowaniem na wybrańców narodu, których zarówno bogaty i biedny, chrześcijanin czy muzułmanin chciał widzieć na szubienicy.

 

Byblos/Jbeil jest miastem specyficznym. Pośród 40 tys. mieszkańców 70% to maronici, 25% szyici, a pozostałe 5% to reszta grup z libańskiej mozaiki. Spokojne urokliwe miasteczko, z zamkiem krzyżowców, wąskimi uliczkami i odremontowanymi deptakami, które przywrócił do życia były prezydent miasta Ziad Al-Hawati. Do Byblos przyjeżdżają ludzie z całego Libanu, aby odetchnąć od duchoty Bejrutu lub tradycji górskich osad, stąd w mieście znajduje się dogodna infrastruktura, aby ciekawie choć kosztownie spędzić czas z rodzina lub przyjaciółmi. Taki nasz swojski Sopot. Po latach wojen i destabilizacji do Jbeil zaczynają przyjeżdżać turyści z całego świata, w tym Polacy. Cieszy to niezmiernie Libańczyków, którzy świadomi są piękna i dziedzictwa historycznego swojego kraju. Polacy w Libanie są niezwykle lubiani, dzięki temu, ile nasi rodacy zrobili w tym kraju w XIX wieku oraz podczas II WŚ, no i kult św. Jana Pawła II u libańskich chrześcijan jest żarliwy.  

 

Jednak Byblos nie tylko interesuje amatorów zabytków, kościołów, dobrych restauracji, drink barów lub nadmorskich spacerów. Od Jbeil na wschód, w kierunku klasztoru Annayja z grobem św. Charbela, rozciąga się pasmo szyickich wiosek, które przez góry łączy się z Doliną Beka – matecznikiem Hezbollahu. Osławiona Partia Boga, która była pewna swojego mandatu poselskiego w Byblos (2 mandaty dla maronitów i 1 dla szyity) jest żywotnie zainteresowania, aby ich dotychczasowy sojusznik - stronnictwo prezydenta Libanu Michela Aouna przejęło władzę nad Jbeil. Maronici popierający byłego prezydenta miasta Al-Hawatiego z Sił Libańskich, stanowczo opierają się wizji przejęcia Jbeil przez de facto Hezbollah. Partia Boga nie wybudowałaby wielkiego meczetu w centrum miasta i nie pozamykała by barów (jeszcze), ale zaczęłaby przejmować grunty. A ziemia w Libanie to świętość, tym bardziej w maronickich obszarach, które od wieków unikają wchodzenia islamu w ich przestrzeń. Schemat jest ten sam od VII wieku - wpierw kilka rodzin muzułmańskich zamieszka pośród chrześcijan, następnie będą się rozrastać, później meczet i ongiś chrześcijańskie miasteczka stracą swój charakter.

 

Hezbollah od lat inwestuje i skupuje grunty. Maroniccy potentaci skarżą się i błagają patriarchę maronickiego Beszarę Boutrousa Rai o pomoc. Pieniądz rzecz ważna, ale nie najważniejsza, jeśli chodzi o interes maronicki, a w tym przypadku całego chrześcijaństwa. A Hezbollah płaci dużo i od razu. Jego aktywa kwitną na polach Doliny Beka na wielkich plantacjach haszyszu. Co więcej inwestycje budowalne czynione przez firmy powiązane z Partią Boga, kierują od razu uwagę Izraela, który w swoich kampaniach wojennych z szyitami omijał chrześcijańskie obszary w północnym Libanie. Ile pionów piwnicznych i na co w budynkach tunele? Na te pytania nie znają odpowiedzi ani deweloperzy, ani architekci inwestycji czynionych przez Partię Boga, której sens istnienia oparty jest na permanentnej wojnie z Izraelem i z salafizmem utożsamianym z rodziną królewską Saudów.

 

Triumf w wyborach Sił Libańskich pod wodzą Samira Dzadzy krzyżuję lub odracza plany przejęcia Jbeil przez Hezbollah. Chociaż partia charyzmatycznego Sayyeda Hassana Nasrallaha kontroluje lotnisko i port w Bejrucie, szyitom marzy się skromny port w Byblos, który oddalony jest zaledwie o 150 km od rosyjskich baz w Syrii i 100 km od irańskiej fabryki rakiet w Tarsus. Hezbollah lubi dyskrecję i kontrolując port mógłby mieć bezpośrednią łączność handlową ze swoimi sponsorami rezydującymi w konającej Syrii. Szyicka partia umocniona na wybrzeżu śródziemnomorskim pośród miast chrześcijańskich stwarza też bezpośrednie zagrożenie wplątaniem chrześcijan w wojnę z Izraelem, który od 2006 roku wygraża Hezbollahowi, całkowitym unicestwieniem w kolejnej rundzie.  

 

Zwycięstwo w wyborach Sił Libańskich nie oznacza wykluczenia Partii Boga z libańskiego życia politycznego. Wręcz przeciwnie. To, że Samir Dzadza, były Falangista, bohater dla jednych, zbrodniarz dla drugich (z czasów libańskiej wojny domowej w latach 1975-90) zmobilizował elektorat wrogi Hezbollahowi (pomimo bardzo niskiej frekwencji wynoszącej 49%), nie oznacza, nienawiązania z szyitami sojuszu w przyszłości, jeśli nadejdzie taka konieczność. Specyfika libańskiej polityki nie jest oparta na ideologii, lecz na interesie. Rais, a więc przywódca ma iść na układy nawet z diabłem, jeśli tego wymaga bezpieczeństwo i interes ośrodków maronickich, które go poparły. Hezbollah, można uważać za nowotwór niszczący libański organizm, ale też nikt nie ujmuję zasług Partii Boga dla Libanu. To działania Hezbollahu zmusiły Izrael do wycofania się w maju 2000 roku z południa kraju okupowanego od 1978 roku. Wojna z 2006 roku, chociaż zdewastowała Liban, dała poczucie dumy narodowej, o ile coś takiego może występować w kraju tak podzielonym i rozwarstwionym. Od tamtej wojny wszelkie groźby Jerozolimy kierowane do północnego sąsiada, nie robią większego wrażenia w Bejrucie. Chcecie syjoniści wojny, to będziecie ją mieli, „chłopaki w górach” są gotowi – przypomina co jakiś czas Nasrallah. Interwencja Partii Boga w Syrii od 2013 roku, przez wielu potępiana publicznie, cieszyła się cichym poparciem, albowiem Hezbollah pobił wspólnego wroga dla chrześcijan i szyitów – ISIS i Jabat Al-Nusra

 

Siły Libańskie, życzliwie patrzą w kierunku Waszyngtonu i domagają się rozbrojenia Hezbollahu. Może to nie być wykonalne, niemniej wyniki wyborów pokazują, że Maronici wierzą w swój kraj. W swój kraj a nie tylko w swoje enklawy i interes swojej społeczności, która jest wyspą w oceanie islamu. Dzadza wykazał, że potrafi znaleźć porozumienie z propaństwowymi ośrodkami muzułmańskimi. Chrześcijanie muszą rządzić razem z muzułmanami. Propaństwowość, nowy przymiotnik, który wchodzi do libańskiej polityki. Coś się rodzi na nowo w kraju cedrów. W czasie wyborów doszło raptem do 3 incydentów: młodzieżówka Dzadzadzy świętowała sukces pod oknami miejscowego rywala w mateczniku maronityzmu Bcharre, co wywołało szturchańce, w Zahle wykryto handel głosami, a w Baalbeku, ktoś ukradł samochód dziennikarzom LBC. Tak więc Szwajcaria Bliskiego Wschodu wraca do swojej świetności, a w jednym z najstarszych miast świata panuje radość. Zijad Al-Hawati będzie posłem, Jbeil utrzyma swój chrześcijański charakter, a turyści i pielgrzymki mogą bez obaw rezerwować hotele na niezapomniane libańskie wojaże.    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka