payssauvage payssauvage
848
BLOG

Wałęsalia - święto ludzi, którzy „kochają nienawidzić” Jarosława Kaczyńskiego

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 3

To musiało nastąpić, no a skoro musiało to i nastąpiło. Ani się tedy obejrzeliśmy jak trwający od kilku dni festiwal „obrony” Lecha Wałęsy niepostrzeżenie przekształcił się w falę hejtu, którego ofiarą padł Jarosław Kaczyński oraz Prawo i Sprawiedliwość. Co bardziej przytomni dziennikarze (np. Marzena Nykiel) wskazywali zresztą, że sprawy mogą tak się rozwinąć. Nie znaczy to bynajmniej, że ludzie ci mają gdzieś schowaną szklaną kulę, a raczej dowodzi tego, że znają historię III RP i – co ważniejsze – charakter jej elit. Elity III RP – oraz ta część polskiego społeczeństwa (na szczęście coraz mniej liczna), która bierze sobie do serca to, co ci ludzie mówią – przypominają trochę tego sowieckiego robotnika z anegdoty, który pracował w zakładzie produkującym części do wózków dziecięcych. Otóż pewnego dnia temu robotnikowi urodziło się dziecko. Nie stać go było na kupno wózka, więc postanowił, że co dzień będzie wynosił z zakładu po jednej części, a jak już będzie miał komplet, to własnoręcznie złoży sobie taki wózek w domu. Jak postanowił, tak też i uczynił, ale kiedy miał już wszystkie części i zaczął je montować, to – nieważne, jak by ich nie składał – zawsze wychodził mu karabin maszynowy. Podobnie jest z elitami Polski pookrągłostołowej – nieważne jakie zjawisko analizują, zawsze wyjdzie im, że wszystkiemu jest winny Jarosław Kaczyński i jego partia. Tym ludziom chyba naprawdę wydaje się, że jakby PiS nagle przestało istnieć, to z miejsca nastałby raj na ziemi – wilk pogodziłby się z jagnięciem, lampart z koźlęciem, a Lis z Muchą poprowadziliby własny program w TVP, odzyskanej z rąk wrażych pisowców.  

To zaczadzenie przybiera bardzo często formy groteskowe, jak choćby wspomniane na wstępie wiązanie prezesa PiS ze sprawą TW Bolka i „udowadnianie”, że wszystkiemu winien ten zły Kaczyński, który chce zdyskredytować Wielkiego Noblistę z Bujnym Wąsem po to, żeby „zrobić swoje sprawy” (cokolwiek miałoby to oznaczać). Tak przynajmniej utrzymuje „bohaterska tramfujarka” Henryka Krzywonos. Jeżeli takie nonsensy głosi Krzywonos, czy Danuta Wałęsowa, to jeszcze można to jakoś zrozumieć, bo nie są to osoby – najdelikatniej rzecz ujmując – grzeszące nadmiarem intelektu, o czym świadczy choćby nazywanie nielubianego przez siebie polityka „kurduplem” – zupełnie, jakby Lech Wałęsa był koszykarzem. Trochę gorzej, jeżeli w te same rejony odlatują dziennikarze chcący (chyba) uchodzić za poważnych. Czym bowiem różnią się od pp. Wałęsowej i Krzywonos tacy np. Tomasz Lis, albo Dominika Wielowieyska. Pierwszy zatytułował swój wstępniak: „Przeproś, do cholery!” i wmawiał czytelnikom, że Lech Wałęsa nie ma za co przepraszać, w przeciwieństwie do Jarosława Kaczyńskiego. W opinii Lisa prezes PiS powinien przeprosić „Lecha i Polaków”. „Za co?” – zapyta ktoś. Czy za to, że „Lechu” wprawdzie „wygrywał w totolotka” często, ale nie były to sumy wystarczająco wysokie? Za to, że wyrywając kartki z teczki TW „Bolka” zaciął się papierem? A może za to, że jadąc esbecką motorówką do stoczni nabawił się choroby morskiej? Z kolei Wielowieyska wymyśliła, że „niszcząc legendę człowieka z Matką Boską w klapie” Prawo i Sprawiedliwość „uderza” w polski Kościół (sic!). No, jeżeli taki poziom umysłowy (i język) prezentują czołowi, jak by nie było, dziennikarze mediów głównego nurtu, to równie dobrze mogą się oni zamienić miejscami z Danutą Wałęsową i Henryką Krzywonos – nikt nie zauważy różnicy.

Skoro więc festiwal obrony Lecha Wałęsy niepostrzeżenie zamienił się w festiwal hejtu wobec Jarosława Kaczyńskiego, to nie dziwi, że KOD wziął Wałęsę na sztandary – w końcu żaden spęd tej organizacji nie może się odbyć bez haseł godzących w PiS i prezesa tej partii. To jest zresztą jeden z głównych powodów, dla których inicjatywa pod nazwą Komitet Obrony Demokracji nie może się udać – po prostu nie da się zbudować niczego trwałego na niechęci wobec Kaczyńskiego, czy zresztą jakiegokolwiek innego polityka. Tymczasem właśnie niechęć (najdelikatniej mówiąc, bo w niektórych przypadkach to jest nienawiść, i to ocierająca się o patologię) wobec prezesa Prawa i Sprawiedliwości (oraz samej partii) jest głównym spoiwem KOD-u, bo programu pozytywnego tam nie widać – to znaczy, jeżeli nie liczyć wypowiedzi pani Agnieszki Holland, która chciałaby, „żeby było tak, jak było”. Komitet Obrony Demokracji mimo szumnych haseł jest pustą skorupą, fasadą, za którą nie kryje się nic oprócz lęku przed utratą własnej wysokiej pozycji społecznej, zmieszanego z nienawiścią wobec prezesa PiS. Niech więc szanowni KODziarze nie dziwią się, że lud pracujący miast i wsi, ze szczególnym uwzględnieniem młodzieży płci obojga, nie garnie się tłumnie pod ich sztandary. Ludzie po prostu widzą, że to atrapa, a wezwania, „żeby było tak, jak było” to już nawet nie strzał w stopę, ale po prostu strzał z dubeltówki w oba kolana, bo oprócz wypasionych na grantach i dotacjach „tłustych misiów”(czyli paru promili polskiego społeczeństwa) nikt nie chce na siłę zawracać kijem Wisły, a większość Polaków pragnie zmian, najlepiej takich, z których coś będą mieli.

Ludzie w Polsce mają swoje słuszne aspiracje i w związku z tym oczekują poważnej oferty, a nie poskakiwania, chodzenia w tę i we w tę z hasłami własnoręcznie wysmarowanymi flamastrem na kartonach po mleku z Biedronki, albo wykrzykiwania jaki ten Kaczor zły i jak ten PiS (też zły) chce Polskę wyprowadzić z Unii, żeby przyłączyć ją do putinowskiej Rosji. To nikogo nie obchodzi, a jedyny efekt jest taki, że ludzie widzą jak na dłoni, iż ten cały KOD to zwyczajny „obciach, kicha i siara”, niczym Bronek Komorowski. Jedyną szansą dla ruchu kierowanego przez „filuta na utrzymaniu żony” byłoby przestawienie pozytywnego programu, który realizowałby aspiracje żywione przez Polaków. I właśnie tutaj KOD dochodzi do ściany, bo tworzą go ludzie i środowiska, których jedyną racją bytu było przez lata tłumienie aspiracji narodu polskiego – do ’89 r. w imieniu ZSRS, a potem coraz bardziej w imieniu Brukseli i Berlina. Ci ludzie są mentalnie niezdolni do tego, by wyjść naprzeciw potrzebom polskiego społeczeństwa, a nawet jeżeli jakimś cudem to by im się udało, to będą w tym skrajnie niewiarygodni. Jedyne, co KODziarze potrafią, to napyskować na PiS i Jarosława Kaczyńskiego w ramach trwających właśnie wałęsaliów (spokojnie, po ich zakończeniu znajdą sobie inny pretekst). I właśnie to jest miarą nędzy umysłowej tego środowiska.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka