payssauvage payssauvage
2047
BLOG

Madryt, Londyn, Paryż, Bruksela… Pora wreszcie wyciągnąć wnioski

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 26

Po zamachu w Brukseli premier Francji Manuel Valls obudził się i dotarło do niego, że w Europie „mamy stan wojny” (charakterystyczna jest zresztą ta nowomowa, zupełnie jakby nie mógł powiedzieć po prostu – „wojna”). Ano, mamy, monsieur Valls, mamy, szkoda tylko, że szanowny pan nie zauważył, że „stan wojny” trwa już co najmniej od 2004 r., kiedy doszło do eksplozji na stacji Madryt Atocha. Potem był Londyn (2005 r.), w zeszłym roku Paryż, a teraz doszło do zamachów w stolicy europejskiego superpaństwa.

To zresztą charakterystyczne, bo to przecież właśnie tam od dziesięcioleci trwa krecia robota, mająca na celu przerobienie mieszkańców naszego kontynentu na homines europaei , czyli taką nowoczesną odmianę człowieka sowieckiego (homo sovieticus), który kieruje się wskazaniami partii (w wersji uzupełnionej i poprawionej – Komisji Europejskiej), zamiast własnym rozumem i sumieniem. W tym celu uderza się w naturalne wspólnoty ludzkie, takie jak rodzina, naród i Kościół, próbując zastąpić je kleconą naprędce „tożsamością europejską”, mającą stanowić zwornik Unii. Rzecz bowiem w tym, że autorytarne superpaństwo nie znosi konkurencji, więc władza rodzicielska, a także powinności religijne oraz te, które wynikają z faktu przynależności do określonego narodu, uwierają je, jak kamień w bucie. Dlatego właśnie te elementy próbuje się za wszelką cenę wyrugować z umysłów współczesnych Europejczyków, nie dostrzegając, że to właśnie rodzina, naród i religia chrześcijańska były przez stulecia opoką, na której mogła wyrosnąć wielkość Europy. Mnóstwo jest bowiem ludzi gotowych walczyć, a nawet oddać życie w obronie swoich bliskich, swojego państwa, czy religii, ale nie znam nikogo, komu chciałoby się kiwnąć palcem w obronie waluty euro, czy praw mniejszości seksualnych, tak lansowanych przez Unię Europejską. W efekcie Europa ma problem, bo pozbawiona fundamentu swej wielkości, zamieniła się w kontynent samolubnych starców, starających się za wszelką cenę przedłużyć swoją żałosną egzystencję przeszczepiając sobie, co im tam akurat wysiadło i sprowadzając robotników, którzy mają pracować za kilka euro, by było z czego wypłacać im emerytury (Europejczycy za bardzo byli zajęci używaniem życia, więc nie mieli już czasu na rodzenie i wychowywanie dzieci). Ten numer mógł się jeszcze udać z chrześcijańskimi narodami Europy Wschodniej, w tym Polakami, ale sprowadzanie muzułmanów to napraszanie się o kłopoty, a konkretnie o kęsim, tyle tylko, że – ponieważ czasy się zmieniły – teraz już rzadziej robi się je kindżałem, a coraz częściej semteksem.

Czy atak w Brukseli przywiedzie europejskich przywódców do opamiętania? Czy porzucą oni nadzieje, że „obłąkańczy sen się ziści” i powstanie nowy, wspaniały świat? Czy zaprzestaną swoich ataków na chrześcijaństwo, rodzinę, na państwa narodowe, chcące prowadzić suwerenną politykę? „Próżno marzyć o tem”, jak mawiał stary subiekt Rzecki. Ci ludzie (zachodnie elity, ze szczególnym uwzględnieniem brukselskiej biurokracji) wydają się do tego stopnia zaczadzeni wyznawaną przez siebie ideologią, że chyba nikt i nic nie przywróci im rozumu. W przypadku unijnych urzędników dodatkowym problemem jest niechęć do rezygnacji z posiadanej władzy. Bardziej prawdopodobne wydają się kolejne „marsze przeciw przemocy” (czy jak tam te spacery się nazywają), zbiorowe przyśpiewki (po atakach w Paryżu jacyś słabi na umyśle Francuzi śpiewali lewacki hymn „Imagine” Beatlesów – równie dobrze mogliby odśpiewać „Międzynarodówkę”) i temu podobne happeningi, od których islamiści dostają kolki ze śmiechu. Poważnie obawiam się też, że w imię „walki z terroryzmem” europejskim narodom zostanie przykręcona śruba i jeszcze bardziej zwiększy się poziom policyjnego nadzoru i inwigilacji, celem monitorowania, czy Europejczycy nie pogrążają się w „ksenofobii”, „homofobii” i „nacjonalizmie”.

Jakie z tego wszystkiego wnioski dla Polski? Nasz kraj jest w o tyle dobrej sytuacji, że lewicowa ideologia nie poczyniła w sercach i umysłach Polaków takich spustoszeń, jak w to ma miejsce w przypadku zachodnich Europejczyków. Mamy też szczęście, że u steru rządów znajduje się obecnie konserwatywna ekipa, której obce są lewackie zabobony, wyznawane przez wychowanków kontrkulturowej rewolty 1968 r., rządzących Unią Europejską. (Nawiasem mówiąc, Unia będzie przez chwilę większe problemy, niż stan demokracji w Polsce, więc jest szansa, że naciski na nasz kraj się zmniejszą.)  Jest dla mnie oczywiste, że Polska powinna dążyć do poluzowywania więzów z Brukselą (przeciwny kierunek byłoby to przywiązywanie swojej łódki, do statku, który idzie na dno), czemu powinno towarzyszyć pogłębiane związków z państwami Europy Środkowej. Polskie władze muszą też zdać sobie sprawę, jak ważna (ba, kluczowa!) jest kultura, która powinna być nośnikiem rodzimej tradycji i wartości, które dały Europie (a z nią naszemu krajowi) wielkość, a nie pałką, którą będziemy okładani w ramach „pedagogiki wstydu”. To musi siłą rzeczy oznaczać ogromne (i oby jak najszybsze) zmiany w tym obszarze, zawłaszczonym obecnie przez lewicę, przez ludzi od „Idy” i „Pokłosia”, śmiejących się z dowcipów Stuhra o Żołnierzach Wyklętych. Polska kultura to zbyt ważna sprawa, żeby było w niej miejsce dla takich osobników, którzy jak najszybciej powinni sobie poszukać innej pracy. Głębokie zmiany powinny również objąć wojsko i służby mundurowe (w tym Biuro Ochrony Rządu, któremu okoliczności, w jakich doszło do wypadku prezydenta Andrzeja Dudy, wystawiają fatalne świadectwo), czyli formacje, od których zależy nasze (i naszego państwa) bezpieczeństwo. Tutaj ważna uwaga – jednym z kluczowych elementów treningu powinno być wyrabianie w członkach tych formacji odpowiedniego morale, zanurzonego w polskiej kulturze i tradycyjnych wartościach, w przeciwnym razie, zamiast obrońców możemy sobie wyhodować nadzorców niewolników.

Na koniec jedno wyjaśnienie, żeby mi nikt potem nie zarzucił, że tym, co napisałem akapit wyżej namawiam do dezercji w obliczu wspólnego wroga. Bynajmniej, ale tylko silna, zasobna Polska w sojuszu z państwami Europy Centralnej będzie mogła skutecznie przeciwstawić się inwazji islamu i wypełnieniu testamentu Kara Mustafy, który w 1683 r. próbował podbić Europę. Jednak, żeby móc to uczynić, Polska najpierw musi skutecznie umocnić własną pozycję. Współczuciu dla rodzin ofiar, powinna zatem towarzyszyć praca, mająca na celu wzmocnienie siły naszego kraju. Zyska na tym nie tylko Polska, ale i Europa.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka