payssauvage payssauvage
1865
BLOG

Ludzka głupota – najgroźniejsza broń terrorystów

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 23

Co powiemy o człowieku, który walnął się młotkiem w palec, a widząc, jak mu ten palec puchnie zaczyna uderzać weń jeszcze mocniej, a w końcu bierze kij bejsbolowy made in Turkey i zaczyna z całej siły walić się nim w łeb? Powiemy krótko: idiota i obojętnie wzruszymy ramionami, w końcu to jego palec, jego młotek i „bejsbol”, a głowa – chociaż pusta – też jego. Co jednak w przypadku, gdy ten ktoś stoi na czele 80-milionowego państwa z najsilniejszą w Europie gospodarką i efekty jego głupoty zaczyna ponosić cały kontynent? Tu już nie można sobie pozwolić na obojętność, bo jej skutki poniesiemy wszyscy. Jeżeli z jakichś przyczyn nie możemy durnia „przeflancować do Tworek”, czym Dyzma groził Ponimirskiemu (skutecznie zresztą), to przynajmniej powinniśmy się odeń trzymać jak najdalej i starać się minimalizować negatywne następstwa jego szaleństw.

Eckhard Jesse, niemiecki politolog, cytowany przez „Rzepę” twierdzi, że „Zamachy w Brukseli wzmogły czujność niemieckich służb, lecz nie ma mowy o jakiejś drastycznej zmianie kursu kanclerz Angeli Merkel wobec imigrantów”. No pewnie, bo i po co? Zwłaszcza, że przecież zapalenie płuc zawsze można leczyć dżumą. „Mamuśka” z komsomołu i „cesarzowa Europy” w jednym najpierw sprowadziła sobie na kark 2 mln islamistów, a potem, jak przystało na wszechmocnego europejskiego polityka, poleciała mizdrzyć się do Erdogana, żeby coś z tym zrobił. No więc Turek zrobił, a raczej obiecał, że zrobi, ale oczywiście nie za nic – ma być kasa i ruch bezwizowy. A pomyślała mamuśka kogo (i w jakiej liczbie) Turcja podeśle Europie w ramach tego całego ruchu bezwizowego? Nie pomyślała, bo kto by jej kazał? Tymczasem politycy koalicyjnej CSU, rządzącej Bawarią, już teraz przebąkują, że skutkiem zniesienia wiz dla obywateli tureckich może być przeniesienie konfliktu turecko-kurdyjskiego na niemieckie ulice. Póki co, Niemcy nie miały na swoim terytorium zamachów terrorystycznych na miarę tych, których widownią stały się Madryt, Londyn, Paryż, a wczoraj Bruksela. (Podobno dziesięć lat temu jakiś islamista podłożył bombę na dworcu w Kolonii, ale ładunek nie wybuchł.) No, to teraz taki zamach to chyba tylko kwestia czasu, zwłaszcza, że nasi zachodni sąsiedzi nie mogą się doliczyć 140 tys. (!) imigrantów spośród tych, którzy w zeszłym roku przekroczyli granicę RFN (przypomnijmy, że dwaj terroryści, którzy w zeszłym roku dokonali zamachów w Paryżu, przybyli do Europy w tłumie imigrantów). A jak teraz zwali się Niemcom na głowę dodatkowych kilka milionów Turków i Kurdów (i Bóg wie kogo jeszcze), to strach pomyśleć, co się tam będzie wyprawiało. Ale takie właśnie są skutki rządów ludzi, którzy powinni znaleźć się w pokoju bez klamek, a nie w Urzędzie Kanclerskim, czy Komisji Europejskiej.

Czy my, tu w Polsce, powinniśmy się martwić kłopotami Niemiec (czy szerzej – Unii Europejskiej)? Patrząc na całą sprawę przez pryzmat interesów politycznych, odpowiedz brzmi: nie. Raz, że sami sobie winni, a dwa, że są one nam na rękę ze względów, o których pisał pierwszy minister Ludwika XIII w swoim „Testamencie Politycznym”: „Zatrudniłem Hiszpanię w domu, by nie mogła być czynna za granicą”. Niemcy „zatrudnili się” sami i bardzo dobrze, bo raz, że oszczędzili nam fatygi, a dwa, że zajęci u siebie dadzą nam trochę spokoju. W polityce tak to już bywa, że kłopoty sąsiada są dla państwa okolicznością korzystną, dlatego właśnie chiński strateg sprzed dwóch i pół tysiąca lat zalecał, żeby wspierać wszystko to, co sprzyja rozprzężeniu u wroga (ośmieszanie religii i tradycji, rozwiązłość, brak szacunku młodszych wobec starszych itp.), a jednocześnie zwalczać takie zjawiska u siebie. Dlatego nie ma się co przejmować kłopotami Niemiec i Unii Europejskiej, bo im większe bezhołowie tam panuje, tym dla nas korzystniej. Nie znaczy to oczywiście, że życzę Niemcom (czy zresztą, komukolwiek) zamachów, w których ginąć będą niewinni ludzie. Przeciwnie, mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i niemieckie służby skutecznie udaremnią wszystkie takie próby. Zwracam jedynie uwagę, że tamtejsze państwo tak bardzo będzie tym wszystkim zajęte, że prawdopodobnie nie będzie miało już czasu na „obronę demokracji” w Polsce.

My zaś powinniśmy w tym czasie pilnować swojego podwórka i nie pozwolić, żeby głupota, która stanowi podglebie ataków terrorystycznych, rozkwitała u nas. Jest przecież kwestią czasu kiedy odezwą się (już się odezwali?) pożyteczni idioci, bredzący o „ksenofobii”, „islamofobii” i „religii pokoju” itp. Tymczasem przecież nie można rozwiązać problemu, jeżeli się go prawidłowo nie zidentyfikuje, a nie sposób tego uczynić, jeżeli nie będzie się nazywać rzeczy po imieniu. Właśnie dlatego uważam głupotę, która każe ludziom wygadywać te wszystkie niedorzeczności, za najgroźniejszą broń terrorystów, czyni nas ona bowiem bezbronnymi w obliczu nieobliczalnych fanatyków. Dla mnie posługiwanie się takimi słowami-pałkami, jak „ksenofobia”, czy „islamofobia” najzwyczajniej w świecie dyskwalifikuje tego, kto ich używa i świadczy, że mamy do czynienia w człowiekiem, który realne problemy próbuje utopić w morzu nic nie znaczącego bełkotu. W związku z tym uważam, że nie tylko powinniśmy nauczyć się nazywać rzeczy po imieniu, ale też przestać dyskutować z głupcami, którzy tego nie robią, tak samo jak nie dyskutowalibyśmy na serio z kimś, kto wali się młotkiem w palec w nadziei, że od tego ten palec przestanie go boleć.  

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka