payssauvage payssauvage
2579
BLOG

Jerzego Stuhra lęk przed „odium” dobrej zmiany

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 22

Wiele osób twierdzi, iż Lech Wałęsa mówi szybciej, niż myśli, ale są i tacy, którzy utrzymują, że Wałęsa mówi tak szybko, iż na myślenie po prostu nie ma już czasu. Efektem tej przypadłości byłego prezydenta naszego kraju są tzw. „wałęsizmy”, czyli pełne specyficznej „mądrości” powiedzenia np. „plusy dodatnie i plusy ujemne", „jestem za, a nawet przeciw" i tym podobne. Moim ulubionym stwierdzeniem Lecha Wałęsy jest zdanie: „Miała być demokracja, a tu każdy wygaduje co chce." Podejrzewam że mniej więcej to samo mogliby powiedzieć sympatycy obecnej opozycji (ze szczególnym uwzględnieniem tzw. „inteligentów”), którzy też najwyraźniej uważają, że "miała być demokracja, a tu każdy głosuje jak chce", w efekcie czego wygrywa Prawo i Sprawiedliwość. A miał przecież wygrać nasz Bronek i nasza Ewa, albo jeszcze lepiej - nasz Ryszard.

Tymczasem stało się inaczej, co wielu „ludzi na pewnym poziomie” wprawiło w straszliwą depresję, dodatkowo pogłębioną przez fakt, że Prawo i Sprawiedliwość nie okazuje Trybunałowi Konstytucyjnemu – a specjalnie panu prezesowi Rzeplińskiemu – należytej czołobitności. Mało, że nie okazuje czołobitności, to jeszcze „mocy” Trybunału „się urąga” i odmawia publikacji jego „orzeczenia”, tylko dlatego, że zostało ono wydane w sposób niezgodny z prawem. W związku z tym fani Konstytucji, których ostatnimi czasy strasznie nam się w kraju namnożyło (powyłazili spod ziemi, czy co?), maszerują i maszerują w „obronie” demokracji oraz Trybunału Konstytucyjnego, bez którego najwyraźniej nie wyobrażają sobie życia. Inna sprawa, że z wywiadów, jakie dziennikarze przeprowadzają z niektórymi z tych ludzi wynika, iż o prawie konstytucyjnym wiedzą oni tylko tyle, że „to wszytko przez Kaczyńskiego”. Warto również zwrócić uwagę na to, że tęsknota za demokracją i opublikowaniem „wyroku” Trybunału z szybkością płomienia szerzy się nie tylko wśród ludzi, ale i wśród zwierząt. Dowodem jest los trzech klaczy z Janowa Lubelskiego, które – najwyraźniej nie mogąc już wytrzymać tych zelżywości, których sędzia Rzepliński doznaje od Prawa i Sprawiedliwości – dosypały sobie do paszy jakichś antybiotyków i zeszły z tego padołu w kwiecie wieku, stając się dla postępowców symbolem opresyjnych rządów PiS-u. 

Ale mniejsza już o jakieś tam konie, bo tutaj chodzi o Jerzego Stuhra, który w związku z obecną sytuacją w Polsce naprzemiennie odczuwa uczucie wstydu i lęku. Jest to zresztą dla niego powodem do swego rodzaju inteligenckiej dumy – tak przynajmniej można wywnioskować z wywiadu, jakiego udzielił „Gazecie Krakowskiej”. Ale po kolei. Jak łatwo się domyślić, Stuhr boi się PiS, to znaczy nie tyle może samego PiS, ile tego, że ktoś może go z tą partią skojarzyć. Pan Jerzy w najbliższym czasie jedzie bowiem do Włoch i lęka się,  że może tam paść na niego „odium obecnej prawicy”.  „Nie daj Boże mógłby ktoś tam pomyśleć, że ja teraz też jestem z tej ‘dobrej zmiany ’ ” – zwierza się Stuhr, choć nie wiadomo na jakiej właściwie podstawie ktoś miałby tak sądzić, skoro podobno „znają go tam od lat”. Reżyser boi się też, że będzie musiał odpowiadać na jakieś pytania, a „wyrażenie jakiegokolwiek poglądu na świecie” jest przez rządzących rzekomo „uznawane za donos na swój kraj”. Jednak pan Jerzy - jak przystało na obdarzonego wieloma talentami człowieka renesansu - nie tylko martwi się na zapas, ale prócz tego znajduje jeszcze czas na to, by wstydzić się za słowa abp. Michalika o nowej Targowicy. „Taki wstyd to odruch inteligencki. Naturalny, kulturowy odruch przyzwoitości” – tłumaczy Stuhr, a ja mam tylko nadzieję, że pomiędzy strachem, wstydem i celebrowaniem własnej inteligenckości reżyser znajduje również choć trochę czasu na odczuwanie pogardy w stosunku do tych, którzy nie tylko nie wstydzą się za słowa abp. Michalika, ale jeszcze na dodatek uważają, że demokracja w Polsce nie jest zagrożona. Uważam, że w przypadku pana Jerzego pół godziny dziennie to absolutne minimum, w przeciwnym bowiem razie może ucierpieć jego „inteligencki etos”, którego ważnym – żeby nie powiedzieć konstytutywnym – elementem jest poczucie wyższości wobec „starszych, gorzej wykształconych, z małych miejscowości”. Ci ostatni zresztą, od 2007 roku niezwykle odmłodnieli, opanowali media społecznościowe i w dwóch kampaniach wyborczych obili michnikowszczyźnie sempiternę.

Przyznam szczerze, że uwielbiam tych wszystkich „inteligentów” czerskiego chowu, no mógłbym ich łyżkami jeść. W końcu – któż potrafi lepiej rozbawić, niż ci wszyscy mędrkowie, wygłaszający z namaszczonymi minami te swoje niedorzeczności, rodem ze spotkania grupy wsparcia w świetlicy szpitala w Bolesławcu? A dobra rozrywka to w dzisiejszych trudnych czasach rzecz nie do przecenienia. Z drugiej strony, jest mi ich trochę żal, bo co to za życie, które składa się wyłącznie ze strachu, wstydu i pogardy? I to niezależnie od tego, czy człowiek siedzi w kraju, czy jedzie za granicę… Dlatego, żeby choć trochę im ulżyć, proponuję, żeby sobie napisali na kartce: „Nie jestem z PiS”, albo „Nie jestem z dobrej zmiany”, przetłumaczyli to na język kraju, do którego akurat wyjeżdżają i nosili w widocznym miejscu – na przykład na czole. W ten sposób, przynajmniej na chwilę, pozbędą się uczucia strachu przed tym, że ktoś ich skojarzy z obecną ekipą rządzącą. Tylko o czym wtedy będą mówić w wywiadach, skoro - poza opowieściami o negatywnych odczuciach, jakie wbudza w nich obecny rząd  - niewiele mają do powiedzenia?

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka