payssauvage payssauvage
535
BLOG

Czy Schetyna to dziewczyna?

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 4

W filmie z 1934 r. pt. „Czy Lucyna to dziewczyna” Mieczysława Ćwiklińska wypowiada te oto znamienne słowa: „Nie ilość, lecz jakość stanowi”. Wydaje mi się, że to mądre stwierdzenie powinien sobie zwłaszcza zapamiętać Grzegorz Schetyna, który strasznie nasładza się kwestiami frekwencyjnymi („nie pamiętam takiej demonstracji nie tylko w wolnej Polsce, ale chyba 1956 r. była taka manifestacja”), sądząc widać za Marksem, że ilość przekłada się również na jakość. Tymczasem, opozycja – w tym zwłaszcza Platforma – może bez wielkiej przesady powtórzyć słowa kabaretu Tey: „jakość nam nie wychodzi, a znak został”. Ten „znak” to odniesienie do znaku jakości „Q” (od ang. quality), którą to literę Zenon Laskowik wypowiadał w sposób jednoznacznie kojarzący się z popularnym polskim wulgaryzmem. I pewnie to krótkie słówko (uzupełnione o niezbędny komponent w postaci słowa „mać”) zagości w poniedziałek na ustach wielu działaczy PO (oraz PSL i Nowoczesnej), kiedy po weekendowej euforii nie pozostanie już ani śladu i nastąpi bolesny powrót do szarej rzeczywistości.

Chyba mają tego świadomość inni politycy opozycji, tacy jak np. Rafał Trzaskowski z PO, który w programie „Kawa na ławę” twierdził, że ustalenie frekwencji nie jest najistotniejsze: „Ja widziałem ludzi zadowolonych, skandujących wesołe hasła. Widziałem dawnych znajomych i to jest dla mnie najważniejsze.” Wtórowała mu posłanka Nowoczesnej, Barbara Dolniak: „Czy nas było 100 tys. czy 45 tys., to ważna była idea. Ludzie manifestowali dwie rzeczy: sprzeciw wobec łamania prawa, sprzeciw wobec tworzenia byle jakiego prawa, a po drugie nasz stosunek do Europy, że chcemy w niej być.” Jak dla mnie to bagatelizowanie kwestii frekwencji jest w istocie przyznaniem się do porażki i wycofywaniem z wziętej z sufitu liczby 240 tys. uczestników, podanej przez warszawski bufet…, pardon, warszawski ratusz chyba tylko po to, żeby mogły to ogłosić zagraniczne media. No, może jeszcze po, żeby ludzie sobie udowadniali ile było uczestników marszu, dzięki czemu temat będzie wegetował w mediach o półtora dnia dłużej.

O tym, że „nie ilość, lecz jakość stanowi” mogliśmy się przekonać na przykładzie chatu Jarosława Kaczyńskiego z internautami, który również odbył się wczoraj i był o niebo ważniejszy, niż wszystkie spacery opozycji – przeszłe, przyszłe i obecne. Ja wiem, że gryzący palce z wściekłości redaktorzy gazety, której „nie jest wszystko jedno” bagatelizowali całe zdarzenie i próbowali wmawiać czytelnikom, że z całej rozmowy „zostanie zapamiętany tylko bigos” (ulubiona potrawa prezesa PiS). „Bigos”, szanowni państwo, to będzie pamiętany Komorowskiemu, który na wystąpieniu w jednym z czołowych amerykańskich think tanków, zamiast mówić o sprawach ważnych dla Polski, plótł o technice przygotowywania tej potrawy.

No dobrze, ale dlaczego słowa jednego człowieka są ważniejsze od sobotniego marszu całego mrowia „obrońców demokracji”, przecież – jak twierdzą przeciwnicy PiS – Jarosław Kaczyński to „zwykły poseł”? Ci, którzy tak utrzymują nie pamiętają widać (albo nie chcą pamiętać), że ten „zwykły poseł” potrafił wykreować trzech prezydentów i kilku premierów (w tym sam również piastował stanowisko szefa rządu), a obecnie kieruje partią mającą samodzielną większość w parlamencie. Aż wstyd przypominać takim patentowanym demokratom, jak Schetyna, Petru, czy zwłaszcza redaktorzy czerscy, że w Polsce mamy system parlamentarno-gabinetowy. Oznacza, że wszelkie władze (z Radą Ministrów na czele) pochodzą od parlamentu, więc ten, kto jest szefem większości parlamentarnej ma ogromny wpływ na kształt państwa. Taki system rządów może się komuś podobać, lub nie, ale wynika on wprost z Konstytucji, którą wszak zwolennicy opozycji znają na wyrywki. Jeżeli więc lider większości parlamentarnej mówi o swoich planach politycznych, to jest o niebo ważniejsze od jakiegokolwiek spaceru „demokratów”, choćby nawet nie wiem jak licznego.

No dobrze, ale czy taki Grzegorz Schetyna tego wszystkiego nie wie? Dziwne by było, gdyby po tylu latach obecności w polityce Schetyna nie miał pojęcia o sprawach podstawowych. Bardziej prawdopodobne jest, że on to wszystko doskonale wie, tylko udaje - zupełnie, jak jak filmowa Lucyna Bortnowska (Jadwiga Smosarska) przebrana za inżyniera Juliana Kwiatkowskiego. Jedyna różnica, że Schetyna przebrał się za wielkiego politycznego lidera, który organizuje marsze i uprawia „opozycję totalną”. Lider PO liczy widocznie, że coś w ten sposób ugra. Jednak życie to nie film i udawaniem kogoś, kim się nie jest niczego się nie osiągnie. Ciekawe, czy szef Platformy to zrozumie, czy może nadal będzie grał i organizował kolejne spacery partyjnych aparatczyków.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka