payssauvage payssauvage
4957
BLOG

Wywiad z Tomaszem Zimochem przyćmił występ Łukasza Warzechy w TOK FM

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 50

Ten tydzień ciekawie się zaczął i jeszcze ciekawiej się kończy. Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że przebieg minionych kilku dni, to jak dobry scenariusz filmowy wg Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie zaczyna rosnąć.

Trzęsienie ziemi miało miejsce w radiu TOK FM, które w poniedziałek znienacka nawiedził tajfun Łukasz. Łukasz nazywa się Warzecha, a to, co zrobił potocznie nazywa się „masakra”. Ofiary Łukasza do znani dziennikarze – Wielowieyska, Gugała i Kalukin, którzy bohatersko polegli w walce z własnymi poglądami. Cały witz polegał bowiem na tym, że Warzecha siedział i powtarzał to, co na jego miejscu mówiłby Wroński, Żakowski, Wołek, czy ktokolwiek inny spośród lewicowych dziennikarzy, który tłumnie  zaludniają studio radia TOK FM. I to zupełnie zbiło Wielowieyską, Gugałę i Kalukina z pantałyku, bo przecież miało być inaczej – Warzecha miał zaprezentować swoje poglądy (wedle standardów obowiązujących na Czerskiej niewątpliwie czarnosecinne, faszystowskie i ksenofobiczne), a tuzy lewicowego dziennikarstwa miały się na nim powyżywać i na jego tle jaśnieć postępowością, europejskością, demokratyzmem, czy co tam akurat – zgodnie z aktualną mądrością etapu – jest na tapecie. Stało się jednak inaczej, więc Wielowieyska łkała, że Warzecha przyszedł „z wrogim zamiarem rozwalenia programu” i w kolejnych wejściach na antenę informowała o tym słuchaczy, uważając widać, że sami są za głupi, żeby samodzielnie dojść do tego wniosku, Gugała powtarzał, że on „sobie nie życzy”, a Rafał Kalukin mówił: „yyy…, yyy…, yyy…”, co zresztą wstrząsnęło mną najbardziej i w moich oczach (czy raczej uszach) obnażyło całą niecność działań Warzechy.

Wszelako, jako się rzekło, trzęsienie ziemi w radiu TOK FM to był dopiero skromny początek, bo w środę przez sejm przewaliło się prawdziwe tsunami. Tsunami marnotrawstwa, niekompetencji, lekceważenia własnych obowiązków, a nawet działań noszących znamiona zdradę stanu, jakie wyłoniło się z raportu o stanie państwa po dwóch kadencjach rządów PO-PSL, przedstawionego przez ministrów rządu Beaty Szydło. Dzięki temu raportowi mogliśmy się trochę więcej dowiedzieć o kulisach funkcjonowania ekipy ludowo-obywatelskiej, która przez osiem lat tak pracowicie budowała państwo teoretyczne, że pozostała po nich tylko kamieni kupa. Dla mnie najciekawszy był widok Ewy Kopacz i Grzegorza Schetyny, siedzących obok siebie i słuchających wystąpień ministrów. O ile mina Schetyny, którego uważam za dużo mądrzejszego od jego partyjnej koleżanki daje się streścić w słowach „o żesz (...)!", o tyle zachowanie Kopacz nasuwa przypuszczania, że tej kobiecie ciągle wydaje się że jest premierem polskiego rządu i za chwilę wsiądzie w Pendolino, żeby jeździć po Polsce i wąchać ludziom kotlety. To wrażenie zupełnego oderwania od rzeczywistości jeszcze bardziej pogłębiło sejmowe wystąpienie Ewy Kopacz, w którym siliła się ona na dowcipy, odczytując z kartki jakieś suchary, które chyba za szybko napisał jej Misiek Kamiński. W sumie nie powinno to dziwić u polityka, który, skompromitowawszy się na wszelkie możliwe sposoby, twierdzi, jak gdyby nigdy nic, że „jest Polsce potrzebny”.

Zwieńczeniem tego gorącego politycznego tygodnia jest występ komentatora sportowego, Tomasza Zimocha. Zimoch udzielił gazecie zwanej „Dziennik” prześmiewczego wywiadu, który zawartością satyrycznych komentarzy i wyolbrzymień wcale nie ustępował, moim zdaniem, występowi Warzechy, a nawet go przewyższał. Pozwolę sobie przytoczyć kilka co smakowitszych cytatów:

„Frasyniuk ma rację, to jest stan wojny. (…) nie mogę siedzieć cicho, kiedy ludzie zajmujący się prawem są opluwani. Wie pani, kilka razy myślałem, żeby wrócić do wyuczonego zawodu, być sędzią sprawiedliwym, niezależnym, niezawisłym.

Zobaczy pani, że za kilkanaście lat Andrzej Rzepliński będzie bohaterem narodowym. On udowodnił, że jest mądrym człowiekiem, znakomitym prawnikiem i prezesem TK, obrońcą prawników i sędziów przed politykami.”

Zresztą to przedostatnie zdanie Zimoch ewidentnie zapożyczył od Warzechy, który w poniedziałek powiedział w TOK FM: „Bardzo szanuję sędziego Rzeplińskiego, uważam go za bohatera walki o demokrację w Polsce.” Satyryczny charakter wywiadu Zimocha znakomicie podkreśla fakt, że na zdjęciu ilustrującym rozmowę komentator sportowy ubrany jest w bluzę z  ciasno opiętym na głowie kapturem i wykonuje w kierunku czytelnika gest Kozakiewicza. Również śmiertelnie poważny ton wypowiedzi Zimocha znakomicie uwypukla komizm. Jeżeli coś można temu wywiadowi zarzucić to chyba tylko to, że nie został on sfilmowany i nie można go obejrzeć w TV, albo w Internecie. Bardzo szkoda, bo to byłby prawdziwy hit – już wyobrażam, sobie jak Zimoch wygłasza (a raczej wykrzykuje) te wszystkie niedorzeczności swoim egzaltowanym i pełnym emocji głosem, tym samym, którym krzyczał swoje pamiętne: „Panie Turek, niech pan tu kończy to spotkanie! (…) Turku, kończ ten mecz!!” No, ale cóż – jak się nie ma, co się lubi… Zresztą i bez tego satyryczny wywiad Zimocha dla "Dziennika" to w mojej ocenie jeden z najlepszych występów tego tygodnia.

PS. Chyba nikt nie sądzi, że Zimoch mówił to wszystko, co zacytowałem wyżej, na poważnie, prawda?

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka