W związku z wynikami brytyjskiego referendum, w którym większość głosujących opowiedziała się za wyjściem z Unii Europejskiej, na zaproszenie szefa niemieckiego MSZ Steinmeyera do Berlina przybyli szefowie dyplomacji Francji, Włoch i krajów Beneluxu i w szóstkę namawiali się co tu dalej począć z tą Unią. Nazwano to spotkaniem „wielkiej szóstki”, choć taką „wielką szóstkę” jak na tym zdjęciu, łażącą gdzieś po jakichś zaroślach, można spotkać w dowolnej popegeerowskiej wsi, z tą różnicą, że ci nasi nie mają markowych garniturów, a zamiast tego każdy krzepko dzierży w dłoni butelkę wina owocowego „Sen sołtysa” (albo „Byk”). Jednak te twarze myślą nieskażone są identyczne w obydwu przypadkach, tak że jakby jednych zamienić na drugich, to nikt by nie zauważył różnicy.
No i co wymyśliły te euro-sieroty po Marksie, jak już wydoiły to wino (oczywiście w ich przypadku bardzo drogie i bardzo markowe) i wylazły z tych krzaków? No jak to co? To samo, tylko w większej ilości, czyli przyspieszenie budowy Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Eurobiurokraci wesoło wznoszą sobie wieżę Babel, mimo że od dawna sypią im się fundamenty. Ale co to dla nich – „profesjonalistów” takich samych, jak ci, których Bareja sportretował w odcinku seriali „Alternatywy 4” pod takim właśnie tytułem, opowiadającym o peerelowskich budowlańcach. Jak pamiętamy, uwiecznieni tam partacze wybudowali blok pełen usterek i niedoróbek, a potem bezczelnie tłumaczyli, że wprawdzie ściany krzywe, podłoga nie trzyma poziomu, wszystko się sypie, no ale oni nic nie poradzą, bo tak mieli na planie, więc tak musieli wybudować. Eurobiurokraci to samo – na planie mają europejskie superpaństwo i od planu za nic nie odstąpią i będą to państwo budować do czasu, aż wszystko się nie zawali, tak w 1991 r. jak zawaliło się państwo robotników i chłopów.
Tak więc wedle propozycji rządzonej małą mądrością „wielkiej szóstki” państwa członkowskie podobno mają zostać pozbawione własnej armii, służb specjalnych, odrębnego prawa karnego i podatkowego, waluty i banku centralnego. O kontroli nad własnymi granicami i odrębnej polityce zagranicznej też mogą zapomnieć. Bardzo możliwe, że takie propozycje to po prostu strategia negocjacyjna (na początku stawiamy wygórowane żądania, a potem powoli spuszczamy z tonu), co nie zmienia faktu, że „pogłębianie integracji”, to jedyna recepta na kłopoty, jaką są w stanie wykrzesać z siebie eurokraci i Europa Zachodnia będzie podążać w tym kierunku. Doprowadzi to albo do powstania Unii dwóch prędkości, albo do stopniowego rozpadu wspólnoty.
Tak, czy inaczej będziemy świadkami, jak za naszą zachodnią granicą powstaje coś, co już teraz można zaobserwować w Szwecji, która powoli staje się krajem trzeciego świata, czyli jedno wielkie getto z rozszalałym marksizmem kulturowym (polityczną poprawnością), niewydolną gospodarką spętaną setkami idiotycznych przepisów i rozwydrzoną mniejszością muzułmańską próbującą narzucać innym swoje obyczaje. Pytanie jak długo mieszkający tam Europejczycy to wytrzymają i kiedy (a nie - czy) dojdzie do krwawego konfliktu. My na szczęście możemy się zawczasu wymiksować z tego szaleństwa i razem z krajami Europy Środkowej próbować tworzyć nową jakość geopolityczną w oparciu o Stany Zjednoczone, lub o Chiny, a przy odrobinie szczęścia i zręczności balansować między jednymi, a drugimi i - niczym to pokorne cielę z przysłowia - zasysać inwestycje i w dolarach, i juanach. Najważniejsze w tym wszystkim, żeby polskiemu przywództwu nie zabrakło siły, odwagi, wytrwałości i wizji. Decyzja Brytyjczyków może uruchomić procesy, które sprawią, że najbliższe dziesięciolecia to będzie czas Polski i Europy Środkowo-Wschodniej.
Inne tematy w dziale Polityka