tad9 tad9
3238
BLOG

mizoandria, albo nienawiść postępowa (feministkom, symbolicznym

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 16
    Jak wiadomo istnieją co najmniej dwa rodzaje nienawiści. Mianowicie: nienawiść słuszna, i nienawiść niesłuszna, lub inaczej - nienawiść postępowa i nienawiść reakcyjna. Z okazji tzw. "święta kobiet" zajmiemy się dziś jednym z przykładów słusznej nienawiści postępowej, to jest - feministyczną mizoandrią. Gdyby zaplątała się tutaj jakaś feministka niechybnie usłyszałbym w tym miejscu, że piszę bzdury. Feministki nie nienawidzą mężczyzn - powiedziałaby feministka - przeciwnie, feministki kochają wszystkich ludzi, a jeśli czegoś nie lubią, to "systemu", który krzywdzi i kobiety i mężczyzn (choć kobiety bardziej). Coś takiego powiedziałaby mi pewnie feministka, zresztą nie musimy powoływać się na wirtualne feministki, możemy zacytować feministkę z krwi i kości, czyli Kingę Dunin, która przy jakiejś okazji oznajmiła, że feminizm nie ma nic wspólnego z lubieniem czy nie lubieniem mężczyzn i należy w końcu się tego nauczyć...

    Jest to blaga. Można sobie oczywiście gadać o "walce z systemem", rzecz w tym, że "system" jest jak powietrze, namacalni zaś są jego beneficjenci, a za beneficjentów "patriarchatu" robią w oczach feministek mężczyźni. Jest tak, pomimo tego, że przy innych okazjach feministki twierdzą, że mężczyźni sami nie wiedzą, ile na „patriarchacie” tracą, i, że byliby dużo szczęśliwsi po feministycznej rewolucji. Nie da się tak łatwo oddzielić mężczyzn od „systemu”. Działa tu po prostu zasada, którą świetnie ilustruje powiedzenie nadwornego pisarza Stalina, Ilii Erenburga, który o likwidowanych "kułakach" napisał : "Żaden z nich nie był niczemu winien, lecz należeli do klasy, która była wszystkiemu winna".

    Tak więc - feministyczna mizoandria kwitnie. "Choć wszyscy się zaklinają, że tak nie jest, nie tylko potępia się niecne męskie czyny, lecz powszechnie krytykuje cały męski ród" - ocenia sytuację Elizabeth Badinter. Zgadza się z nią Joanna Mizielińska, autorka dzieła "(De)konstrukcji kobiecości", która obraz mężczyzn kreowany przez radykalne feministki określa jako "totalnie demoniczny"2 Jaki to obraz? Może on wyglądać tak::  "Mężczyźni nie umieją żyć bez wojny. Są z dziada pradziada mięsożerni, a czasem nawet ludożerczy. Żeby mieć co jeść muszą zabijać, nieustannie ujarzmiać naturę"3. Ten opis drapieżnego zwierza zwanego mężczyzną wyszedł spod pióra pani Luce Irigaray, będącej - jak zapewnia nas Joanna Bator - najciekawszą współczesną feministyczną filozofką4.


    Zdarza się - można powiedzieć. Rzecz w tym, że nie idzie o odosobniony wyskok pewnej prominentnej feministki. Chodzi o to, że mizoandryczny rys obecny jest silnie w feminizmie jako takim. Według Badinter, feministyczna krytyka tego co męskie jest tak druzgocząca i powszechna, że potępienia uniknąć może "ledwie garstka" mężczyzn. Zapewne takich jak niejaki John Stoltenberg, amerykański działacz feministyczny, który głosi, że należy skończyć z męskością, zresztą - konsekwentnie -  sam "odmawia bycia mężczyzną". Stoltenberg przetrwa, reszta mężczyzn jest stracona. Pani Solanas w popularnym wśród części feministek manifeście pisze zresztą wprost o potrzebie eksterminacji mężczyzn. A ponieważ panuje moda na zestawianie czego się da z nazistami, ja zestawię sobie feministyczną mizoandrię z nazistowskim antysemityzmem. Zbieżność retoryk bywa zastanawiająca. Posłuchajmy uważanej za tęgą femistyczną głowę pani Daly: "Istnienie społeczeństwa opiera się na nierówności, to jest na zawłaszczeniu kobiecej energii przez mężczyzn. (...). Ojcowie Pasożyci ukrywają swe wampiryzowanie kobiecej energii. (...) wiadomo, że kobiety są źródłem energii (i dlatego) patriarchalni mężczyźni starają się ustawicznie posiąść i skonsumować nas" (z dzieła: gyn/ecology).  "Dla mężczyzn (...) życie równoznaczne jest z żywieniem się ciałami i umysłami kobiet i wysysaniem z nich energii, za cenę ich uśmiercania. Jak Dracula mężczyźni żywią się krwią kobiecą" (z dzieła:, Beyond God the Father).

    A teraz Adolf Hitler o Żydach: "Ta koncepcja nie miała miejsca w przypadku żyda, on nigdy nie był nomadem, był pasozytem na ciele innych narodów. (...). Jego rozmnożenie na całym swiecie jest typowe dla pasożytów! On zawsze poszukuje żerowisk dla swojej rasy. (...). Aby zaistnieć jako pasożyt wewnątrz narodu żyd musi się posłużyć pracą, aby zaprzeczyć swojej prawdziwej, wewnętrznej naturze. Im bardziej inteligentny jest poszczególny żyd, tym większe powodzenie osiągnie w swoim oszustwie. Może powiedzie mu się tak dobrze, że większość społeczeństwa uwierzy, że zyd naprawdę jest anglikiem, niemcem, albo włochem, chociaż innej wiary" . I w innym miejscu: "żydowski sposób postępowania jest następujący: zwraca się do robotników, udaje współczucie dla ich losu lub oburzenie z powodu ich ubóstwa, aby zyskać ich zaufanie. Stara się zanalizować prawdziwe lub zmyslone trudności ich zycia i wzmagać w nich pragnienie zmiany egzystencji. Z nieprawdopodobną bystrością wzmaga żądanie socjalnej sprawiedliwości we wszystkich ludziach aryjskiego pochodzenia i walczy o usunięcie socjalnego zła w jasno określonym celu. Tworzy doktrynę marksistowską. (...). Pod płaszczykiem socjalnych ideii ukryte są prawdziwe szatańskie zamiary i są one z beszczelną szczerością otwarcie pokazywane. Przez kategoryczne podważanie wartości jednosti, jak również wartości narodu i rasowej doniosłości, niszczy elementarne zasady całej ludzkiej kultury, która opiera się na tych czynnikach".

    Nie inaczej, według feministek zachowują się mężczyźni. By pasożytować na kobietach -  posługują się oszustwem.. Według  Daly: " ...rycerskość mężczyzn, niesienie pomocy, troskliwość, ich sztuka, ich szacunek dla nas, błogosławieństwa i miłość" kryją w sobie inne treści niż się wydaje i służą utrzymywaniu kobiet na właściwym im miejscu "ofiar seksizmu". Te analogie można mnożyć. Dałoby się – na przykład – zestawić nazistowskie mity o prastarej cywilizacji aryjskiej, z której ostały się jeno resztki z feministycznymi opowieściami o złotym wieku matriarchatu, można by tropić podobieństwa między nazistowskimi i feministycznymi poszukiwaniami religijnymi (religia odpowiednia dla rasy i religia odpowiednia dla kobiet). I tak dalej, i tak dalej...  Zresztą – każdemu, kto cierpi na nadmiar czasu polecam symultaniczną lekturę „Kryzysu ideologii niemieckiej” pana Mossea, i „Myśli feministycznej. Krótkiego wprowadzenia” pani Putnam-Tong. Wracajmy do mizoandrii...


    Tak specyficzny stosunek do mężczyzn musiał, rzecz jasna odbić się na tym kawałku męskiego ciała, które powszechnie kojarzone jest z męskością czyli – na fallusie. Otóż, męski narząd płciowy jest dla feministek obiektem osobliwej fascynacji. Można wręcz mówić o czymś na kształt (negatywnego) kultu. W związku z czym, czytając około fallusowe feministyczne dywagacje łatwo o wniosek, że feministki są jedynymi kobietami, które naprawdę trapi wymyślony niegdyś przez Freuda kompleks "zazdrości o członek". I tak na przykład Simone de Beauvoir snuła rozważania o dwoistej naturze fallusa. Według niej, fallus, będąc jednocześnie częścią ciała mężczyzny, i organem wiodącym swego rodzaju samodzielne życie, ma charakter zgoła metafizyczny. Pisała: "podmiot uznaje prącie za siebie samego, a jednocześnie za Inne; w członku ucieleśnia się namacalna transcendencja, budząca dumę mężczyzny"7. Zaś według Kate Millet całą, zdominowaną przez mężczyzn, wyobraźnią Zachodu, rządzi falliczny kult, wespół ze strachem przed kastracją. Literatura zaś, to nic innego jak efekt sublimacji tego rodzaju męskich strachów. U Andrei Dworkin fallus również pełni rolę pierwszoplanową. Heteroseksualne stosunki płciowe mają według niej charakter militarno-sadystyczny, i są - oczywiście - uwikłane w relacje władzy, grę dominacji i podporządkowania: "W męskiej kulturze penis traktowany jest jak oręż, a ściślej mówiąc miecz" - uważała Dworkin, pisząc dalej konsekwentnie:  "Słowo "pochwa" oznacza nie tylko narząd rodny, ale i pochwę na miecz. W społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn, prokreacja jest aktem, który niczym miecz, prawie nieuchronnie niesie śmierć. Niechęć, czy nawet wstręt do seksu oraz oziębłość, obserwowane od wieków wśród kobiet (...), były wyrazem buntu przeciw władzy penisa. Odraza jaką budził w nich penis i życie seksualne w postaci narzuconej przez mężczyzn, wcale nie były przejawem purytanizmu, tylko niezgody na akt poddaństwa wobec głównego winowajcy męskiej agresji uderzającej w kobiety"8. Biorąc pod uwagę to, że według Dworkin każda penetracja jest agresją, a każdy stosunek wiąże się ze strachem przed gwałtem, nie może dziwić, że marzył się powrót do - jak to ujmowała - pregenitalnej seksualności dziecięcej.


    Ale – co tam stosunki płciowe! Na gruncie tak mrocznej „filozofii penisa” sprawą ideologiczną staje się też siusianie. A skoro „patriarchat” operuje i w przestrzeni toaletowej, więc i tam wydano mu wojnę. W Montrealu, na przykład władze uniwersytetu McGilla wprowadziły neutralne płciowo oznaczenie toalet. Z drzwi zniknęły nacechowane płciowo sylwetki męskie i żeńskie, na ich miejscu pojawiły się napisy "toaleta". Według przewodniczącej Stowarzyszenia Studentów, która to organizacja stała za tą inicjatywą, poprzednie oznaczenia były przejawem segregacji, przykrej zwłaszcza dla osób transseksualnych. Kolejnym krokiem na drodze do równości mogłaby być, według postępowych studentów, likwidacja podziału na szatnie męskie i żeńskie9. Na inny aspekt toaletowej dyskryminacji zwróciły uwagę feministki amerykańskie. Jedna z organizacji feministycznych obliczyła (jak?), że o ile mężczyzna spędza w toalecie średnio 45 sekund, o tyle kobieta poświęca na taką wizytę sekund aż 75. W tej sytuacji fakt, że liczba stanowisk w toaletach męskich jest taka sama jak liczba stanowisk w toaletach damskich, jest - przynajmniej dla autorek badań - oczywistym przejawem nierówności. W związku z tym feministki zwróciły się do władz federalnych z żądaniem rozwiązania problemu1. Niestety - nie wiem, jak się skończyła ta historia.

    Europa nie pozostaje w tyle. W 2000 roku jedna z angielskich gazet donosiła o prowadzonej przez szwedzkie feministki kampanii przeciw  pisuarom. Oddawanie przez mężczyzn moczu na stojąco uznały bowiem za demonstracją "machizmu". Eizabeth Badinter, za którą powtarzam tą anegdotę wspomina też o modzie, jaka zapanowała w niektórych szwedzkich kręgach feministycznych. Do dobrego tonu należy wśród nich uczenie chłopców siusiana na sposób dziewczęcy. W Polsce nie doszło jeszcze do feministycznego ataku na ubikacje, ale daje o sobie znać sposób myślenia, który generować może tego rodzaju działania. Oto w pewnym mieście budynek, w którym gospodarowało wcześniej wojsko oddano uniwersytetowi. W budynku pojawia się pani Inga Iwasiów ii notuje takie refleksje: "Pisuary mamy teraz w toaletach damskich i męskich. Nie wiem, czemu widok tego naczynia wywołuje u mnie niekontrolowane zażenowanie. A teraz - palarnia. Studentki stoją i strząsają popiół tam, gdzie nie mogłyby zrobić nic innego. Symbolicznie więc - wyprowadzony z przestrzeni fallus zostawił swojego reprezentanta, tak w dodatku trywialnego i trudnego do pominięcia". Tak więc droga młodzieży pamiętajcie: prozaiczny z pozoru pisuar jest symbolicznym reprezentantem władcy tego świata...  


Pora kończyć... Czy mam o to wszystko do feministek pretensje? Ależ skąd! W pewnym sensie składają przecież mężczyznom hołd. Opisywany przez feministki „System” jest wszechobecny, przenika każdy aspekt kultury, a wszystko to męska robota. Posłuchajmy Kate Millett: "To, co wiąże się z nadnaturalnym autorytetem, Bogiem i "jego" kapłanami, a także z etyką i systemami wartości, filozofią i sztuką (...) jest dziełem mężczyzny". I jak tu feministek nie lubić? Któż mocniej dowartościuje nas, samców? Nawet ostatni safanduła i pantoflarz naczytawszy się produktów feministycznych intelektualistek poczuje się lepiej. Dowie się, że nie dość, że należy do gatunku, który stworzył naukę, sztukę i religię (słowem - całą cywilizację), to jeszcze między nogami dynda mu ucieleśnienie transcendencji. Czego chcieć więcej? Z okazji "dnia kobiet" składam więc feministkom życzenia dalszej, owocnej pracy intelektualnej...

Wykorzystane

Robert Conquest, Uwagi o spustoszonym stuleciu
Elizabeth Badinter, Fałszywa ścieżka
Joanna Mizielińska, (De)konstrukcja kobiecości
Joanna Bator, Feminizm, postomodernizm, psychoanaliza
Kazimierz Ślęczka, Feminizm
Rosemarie Putnam Tong, Myśl feministyczna. Wprowadzenie
Inga Iwasiów, Gender dla początkujących
Adolf Hitler, Main Kampf

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka