Sztab Bronisława Komorowskiego przejął dziś wyborczą inicjatywę. 1 czerwca miał zdominować Jarosław Kaczyński – debatując z prof. Jadwigą Staniszkis i odwiedzając dom dziecka w Lipniku. Politycy PO postanowili „przykryć” oba te wydarzenia korzystając z funkcji państwowych, które znajdują się w ich rękach.
Jeszcze w niedzielę wieczorem Krzysztof Kwiatkowski w TVN24 zapewniał, że posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego nie odbędzie się przed 3 czerwca. Stenogramy z ostatnich 30 minut lotu prezydenckiego TU-154 miały być przekazane opinii publicznej po Bożym Ciele. Politycy PO odnosili się do pomysłu przekazania zapisu rozmów entuzjastycznie, ale bez wielkiego pospiechu.
Sytuacja się jednak zmieniła. Sztab Jarosława Kaczyńskiego zaczął ponownie grać pierwsze skrzypce w kampanii prezydenckiej, ogłaszając cykl debat programowych. Pierwsza z nich miała odbyć się pomiędzy liderem PiS-u, a prof. Jadwigą Staniszkis. I zapewne byłby to temat dnia – pomysł sztabowców Kaczyńskiego na bardzo przystępne przedstawienie deklaracji programowej kandydata miał okazać się strzałem w dziesiątkę. Dużo łatwiej bowiem poznać kogoś w rozmowie – nawet zaaranżowanej – niźli poprzez przeczytanie kilkudziesięciu zdań, które mają charakteryzować poglądy polityka i sprowadzać się na jego wyborczy program.
Platforma Obywatelska nie mogła pozwolić rywalom na kolejny – po języku pojednania – kampanijny sukces. Wykorzystano więc wszystkie dostępne narzędzia: uprawnienia prezydenckie, Prezesa Rady Ministrów, oraz – co najpodlejsze – tragedię smoleńską.
Ujawnione na chybcika stenogramy miały zepchnąć w kąt, lub – przy odrobinie szczęścia – zupełnie zabić w mediach temat merytorycznej kampanii Jarosława Kaczyńskiego. Sztab PiS – obawiając się całkowitej marginalizacji swojego wtorkowego przekazu – podjął więc ryzykowne działanie. Prezes PiS nie przybył na spotkanie RBN powołując się na dobro rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. Kaczyński argumentował, że to właśnie najbliżsi powinni mieć pierwszeństwo w dostępie do stenogramów.
Za tym działaniem – oficjalnie podjętym w imieniu rodzin osób, które zginęły 10 kwietnia – kryje się jednak strategia wyborcza. Specjaliści PiS-u od kampanii osiągnęli bowiem dwa cele: udało im się przebić do mediów, a zwłaszcza do pierwszego newsa w serwisach informacyjnych. Co prawda nieobecność Kaczyńskiego przedstawiana była zazwyczaj jako informacja uzupełniająca, jednak to i tak lepiej, niż w przypadku informacji o debacie ze Staniszkis, której zwyczajnie dzisiaj nie było. Ponadto, PiS pokazał też – w sposób dość subtelny – podejście Bronisława Komorowskiego do ofiar katastrofy. Nie zgodził się on bowiem na udział pełnomocnika rodzin w obradach RBN w charakterze gościa, chociaż regulamin Rady mu na to pozwalał. I o to chodziło sztabowi PiS-u – polityczną naiwnością byłaby bowiem wiara w zgodę Marszałka Sejmu na udział obcej osoby w obradach RBN-u.
Sztabowcy Jarosława Kaczyńskiego – jak widać – odczytali grę rywali i bronili się najlepiej jak to tylko możliwe. Niestety, dzisiejszy dzień i tak został zdominowany przez smoleńskie stenogramy, których ujawnienie niemal przypisywał sobie Bronisław Komorowski. Dzięki temu PO zagłuszyła merytoryczny przekaz płynący z debaty Kaczyński-Staniszkis, promując jednocześnie swojego kandydata jako osobę wspaniale radzącą sobie z obowiązkami głowy państwa. Szkoda, że by osiągnąć ten partykularny, wyborczy cel, użyto całego aparatu państwowego – od ministra Millera, poprzez premiera Donalda Tuska, aż po urząd prezydencki i Radę Bezpieczeństwa Narodowego.
Najpodlejszym zabiegiem pozostaje jednak fakt uprzedmiotowienia tragedii smoleńskiej i sprowadzenia jej do roli politycznego narzędzia- swoistej kampanijnej przykrywki medialnej, tematu zastępczego.
Inne tematy w dziale Polityka