PB
PB
Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski
1698
BLOG

Muzeum Holocaustu i jego 14 wczesnych oznak faszyzmu: Nacjonalizm (I)

Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski Polityka Obserwuj notkę 5

Jakiż sens ma wskazywanie na coś oczywistego? Otóż ma - Seneka

Kto zna wroga i zna siebie, nie będzie zagrożony choćby i w stu starciach. Kto nie zna wroga, ale zna siebie, czasem odniesie zwycięstwo, a innym razem zostanie pokonany. Kto nie zna ani wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce - Sun Zi

W poniższym rozdziale będę chciał zidentyfikować wrogów polskiej idei narodowej i niepodległościowej oraz opisać ich główne sposoby i narzędzia działania. Zaś w kolejnym podrozdziale, będę chciał pochylić się nad „socjologią polityczną” III RP i przeanalizować cztery główne grupy społeczne tzw. elity społecznej, będące nośnikami idei antynarodowych (i antyniepodległościowych). 

I. Kim są wrogowie polskości?

Polska miała czterech zaborców, nie trzech: Niemcy, moskale i austriacy rozebrali ją na części od zewnątrz i przemocą państwa utrzymywali w niewoli, czwarty zaborca, który od wewnątrz naród bez państwa opanował, wyjadał mu... i serca... i mózgi, podbijał jego ducha dumnego i chciał uczynić z polskiej pracy i polskiego zysku mierzwę dla siebie, a z gniazda polskiego – basztę wojenną dla zdobycia panowania nad światem – to Żydzi - ks. dr Kazimierz Lutosławski herbu Leliwa

Choć powyższy cytat jednego z twórców polskiego skautingu może wydawać się nazbyt brutalny, postarajmy się mimo wszystko spojrzeć na niego chłodno a i spróbować odczytać go w warunkach 2.0.

Niemcy. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż w obecnych warunkach siłą napędową dekonstrukcji polskości są Niemcy, które realizują swoją politykę na wszystkich głównych szczeblach życia społecznego tj. idei, konkretnych doktrynalnych rozwiązań prawno-politycznych oraz materialnych, ekonomicznych.

Jeśli chodzi o pierwszy poziom, to przede wszystkim Niemcy, są odpowiedzialne za tworzenie szkodliwej i decepcyjnej tożsamości „europejskiej”. Istotą tej szkodliwości nie jest samo istnienie takiej tożsamości, ale fakt, iż ma mieć ona nie tylko status prymarny względem tożsamości narodowej, ale i długofalowo dekonstruować tą drugą, jako „źródło zła” ogólnoludzkiego. To świadoma i głęboko przemyślana strategia imperialna odwołująca się do „sprawdzonych wzorców” nie tylko klasyki antycznej decepcji , ale i np. komunistycznej.

Odkładając emocje na bok i zachowując pewne proporcje, jeśli zamienimy kluczowe słowa w mackiewiczowskim klasyku, to czy jednak opis istoty rzeczy nie wyda się nam znajomy?: „Międzynarodowy komunizm (unioeuropeizm - PB) z centralą w Moskwie (Berlinie/Brukseli) nie jest imperializmem w potocznym tego słowa znaczeniu lecz dążeniem do opanowania całego świata (Europy), wszystkich narodów (europejskich), celem narzucenia temu światu (tej Europie) totalitarnego ustroju komunistycznego („unioeuropejskiego”). Żadne „rusyfikacje” (germanizacje) nie są i nie były celem komunizmu (unioeuropeizmu), lecz wyłącznie skomunizowania świata („zeuropeizowania Europy pod niemieckim przywództwem”). Znane są środki, którymi w tym celu się posługuje. Infiltracja, indoktrynacja, masowa i szczegółowa propaganda, które do tego celu prowadzą.” Niech aktywność polskojęzycznych mediów o niemieckiej strukturze właścicielskiej (zwłaszcza od 2015 r.), zachowanie KE czy TSUE oraz fakt, iż na ambasadora do RP przysyła się byłego wice-szefa wywiadu niemieckiego wystarczy za dowód na potwierdzenie tej tezy.

Niezwykle ciekawe świadectwo ukazujące jednokierunkowość projektu „integracji europejskiej” o którym jest powyżej mowa, daje też polski profesor wykładający na niemieckiej uczelni, Zdzisław Krasnodębski, pisząc „Kiedy przystąpiłem na Uniwersytecie w Bremie z zapałem do pracy, myślałem, ze skoro mnie zatrudniają, to znaczy, że chcą się ode mnie dowiedzieć czegoś więcej o Polsce. Postanowiłem, że będę im o tej Polsce opowiadał, tłumaczył, wyjaśniał. Ale szybko okazało się, że oni nie są tym zainteresowani. Wręcz przeciwnie ,,oni chcieliby Polaków wychować, socjalizować wedle swoich standardów, uczyć, jak powinniśmy się obchodzić z przeszłością i jakie jest nasze miejsce w Europie. Chcieliby rozprawić się z romantycznymi tradycjami i polskim nacjonalizmem.” Zaś w dalszej części wywodu dodaje „...teraz mamy do czynienia ze zdecydowanie nową fazą, jeśli chodzi o tożsamość Niemców. Z jednej strony to ten znany od lat patriotyzm gospodarczy, z drugiej strony – duma z tego, że (jak uważają) uporali się z przeszłością...a skoro tak to, to znów mogą przewodzić, a nawet muszą przewodzić.”

Zresztą z tym przewodnictwem niemieckim pewna część polityków nazywających Polskę „tym krajem” nie ma najmniejszego problemu. Oddajmy tym razem głos Radosławowi Sikorskiemu, który nie tak dawno w Berlinie mówił: „I domagam się od Niemiec tego, abyście - dla dobra Waszego i naszego - pomogli tej strefie euro przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom. Jeżeli włączycie nas w proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze strony Polski.” No tak, ale ewentualne negocjacje dotyczące efektywnego polskiego zakresu w podejmowaniu decyzji będą jednak determinowane aktywnością informacyjną der Onet, der RMF FM, der Newsweek...Na innych, zagranicznych przyjaciół, udziałowców TVN, GW czy Rzeczpospolitej też zresztą będzie można liczyć...

Niestety decepcyjna walka na płaszczyźnie psychologicznej w sferze idei jest dość skuteczna wiąże się bowiem z silną potrzebą „uznania europejskiego” wśród Polaków. Wyjąwszy czasy PRL, ta potrzeba wiąże się również pośrednio z dewastacją ekonomiczną, ale też (jeśli nie przede wszystkim) z blisko 25 letnią pedagogiką wstydu aplikowaną przez zagraniczne media i ich polskich przedstawicieli. Dla polskich katolików odczuwanie wstydu ze swojej polskiej tożsamości i swoich chrześcijańskich korzeni jest wielkim nieporozumieniem i to z wielu powodów. Po pierwsze, Polska jest głęboko osadzona w historii Europy ze swoją ponad 1000 letnią tradycją kulturową (wyraźnie podkreślał to Jan Paweł II przewidując niejako zamysły propagandowe wrogów tradycyjnej polskości zrośniętej z Kościołem, kiedy podczas pierwszej wizyty po odzyskaniu pełnej niepodległości w 1991 r. mówił „„Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!”. Tej Ziemi. Tej ziemi polskiej w środku Europy, naznaczonej tradycją swojej własnej europejskości. Raz to jeszcze powtarzam, bo zbyt się szafuje z wewnątrz i z zewnątrz tym argumentem upokarzającym, że mamy dopiero wchodzić do Europy.”). Dobrze ten fenomen ujmują też słowa dr Jana Marii Jackowskiego „Katolicy, wbrew twierdzeniom strony przeciwnej, odwołują się do Europy. Lecz nie do tej tradycji Starego Kontynentu, która ma swoje korzenie w rewolucji francuskiej, ale do Europy dwóch tysiącleci; Europy, która dzięki Chrześcijaństwu zna wolność od dwudziestu wieków a nie dwóch stuleci...Europy stałych wartości, a nie Europy zmiennych paradygmatów, relatywizmu i oportunizmu skrytego w masce pragmatyzmu. Słowem – Europy cywilizacji miłości, a nie cywilizacji śmierci.”

Druga płaszczyzna oddziaływania dotyczy poziomu prawno -strukturalnego i wiąże się hic et nunc przede wszystkim z paraliżowaniem działań sanacyjnych oraz wspieraniem rozwiązań patologicznych w kluczowych systemach dotyczących prawidłowego funkcjonowania wspólnoty, państwa. Dzieje się to również z użyciem struktur UE, zarówno na poziomie swoistego szantażu (kija) dla niepokornych, jak i grantozy (marchewki) dla spolegliwych.

Bardzo dobrym i konkretnym przykładem jest tu kwestia reformy polskiego sądownictwa, jednej z najbardziej niewydolnych instytucji państwa polskiego. Ta reforma jest, jak na razie względnie skutecznie paraliżowana na skutek aktywności Komisji Europejskiej i TSUE, które ewidentnie nadużywają swojej pozycji i nad-interpretują traktaty europejskie. Jednocześnie, jak wiemy, tworzone są nie do końca precyzyjne przepisy na poziomie Rady Europejskiej potencjalnie umożliwiające odbieranie funduszy strukturalnych.

Z drugiej strony, agendy UE oferują „marchewkę” dla wszystkich tych, którzy są gotowi wspierać patologiczne rozwiązania systemowe i antynarodowe trendy w kulturze. Szacuje się, iż UE przeznaczy na „rozwój obywatelski” de facto fundacje & stowarzyszenia promujące antynarodowe postulaty ok. 1 mld euro (Funduszu „Sprawiedliwość, Prawa i Wartości). 

To że ta strategia jest realizowana i co gorsza do pewnego stopnia działa. Możemy zaobserwować jej efekty, nie tylko na podstawie bardzo konkretnych działań instytucjonalnych, ale również na podstawie wielu symbolicznych obrazów i komunikatów. Jak dla mnie np. bardzo wymownym jest fakt odrzucenia przez kanclerz Merkel własnej flagi (wydaje się, iż p. kanclerz ma świadomość, iż nie „pod tym znakiem zwycięży”). W Polsce zaś np. młodzieżówka Stowarzyszenie Młodzi Demokraci (wspierająca Koalicję „Obywatelską”) zachęca do wpisywania w najnowszym spisie powszechnym w rubryce narodowość „Europejczyk” zaś jeden z uczestników Strajku „Kobiet” 17 letni Jan Radziwon mówi w ekskluzywnym wywiadzie dla TVN, iż „patriotyzm jest zły”...

Żydzi.Nie są mieszkańcami naturalnymi naszej ziemi, są przychodniami, cudzoziemcami, obcym. Jako naród obcy Żydzi nie mają prawa do obywatelstwa i każde nadanie im praw lub przywilejów służących Polakom jest łaską i dobrodziejstwem” książę Adam Czartoryski

Bez wątpienia kolejnym i głównym wrogiem polskości, idei narodowej i niepodległościowej jest historyczny „4 zaborca”, czyli społeczność żydowska, do pewnego stopnia współdziałająca z Niemcami i wykorzystująca swe ogromne wpływy w USA. Choć cele wydaja się skromniejsze, to jednakowoż są równie dewastujace dla polskiej niepodległości. Wachlarz kierunków działań jest dość duży. Z jednej strony mamy promocję „lewicowej” dekonstrukcji spod znaku LGBT, z drugiej promocja judeo-chrzescijanstwa, holocaustionizmu. Ale po kolei.

Zarówno państwo izraelskie jak i diaspora w swych działaniach wykorzystują mniej lub bardziej pośrednio tzw. moral sueing w ramach narzucania tzw. religii holokaustu. Jej podstawą jest twierdzenie, iż holocaust był naturalną konsekwencją rozwoju idei konserwatywnej i narodowej oraz pokłosiem „odwiecznego” antysemityzmu Kościoła Katolickiego. Jak wiemy, hitlerowski narodowy socjalizm, był późnym dzieckiem tzw. Oświecenia, socjalistyczną deformacją idei konserwatywnej i narodowej zwalczającą Kościół Katolicki. Polacy, choć byli ofiarą niemieckiego hitleryzmu, nie mogą z punktu widzenia narracji żydowskiej być wyłączeni ze sprawstwa w holocauście, gdyż jego podstawą jest wyłączność żydowskiej ofiary podczas II wojny światowej. Holocaustianizm jest elementem szerszego zjawiska, nazwanego przez badacza spraw żydowskich prof. Kevina Macdonalda, kulturą krytykii znaną w Polsce bardziej pod nazwą pedagogiki wstydu. Jej istotą jest obwinianie właściwie wszystkich składowych kultury łacińskiej i chrześcijańskiej „stworzonej przez białego człowieka” za całe zło na świecie. W wymiarze instytucjonalnym będzie to prowadzić do sponsorowania i promowania (w formie grantów, nagród etc.) tzw. opinion makers (ekspertów, artystów etc.) promujących kulturę krytyki.ii Nadrzędnym celem tego wielowarstwowego moralnego szantażu jest oczywiście umocnienie swojej pozycji w roli moralnych zwycięzców (akredytacja) co w polskim kontekście potencjalnie ma pozwolić na zdobycie znacznych funduszy od podatnika polskiego, przede wszystkim na rzecz dalszej rozbudowy instrumentów poszerzania wpływu diaspory żydowskiej w Polsce. Aktywność de facto polityczna Muzeum Polin, dorobek i aktywność takich „naukowców” jak p.Gross, p.Grabowski czy p.Engelking jest w tym kontekście bardzo wymowna i profetyczna. Dodatkowo, w ten sposób przemysł holocaustu, jak ujął to prof. Norman Finkelstein, staje się narzędziem realizowania etnicznych interesów Żydów nie tylko jako symbol mający m.in. zaszczepiać odrazę moralna do używania przemocy w stosunku do mniejszości etnicznych – prototypowo w stosunku do Żydów – lecz również uciszania przeciwników szerokiego otwarcia społeczeństw zachodnich na imigracje wieloetniczna. Dlatego też Żydzi, co do zasady, będą używać Holocaustu do wywierania moralnej presji i będą popierać i stymulować wzrost wszelakich mniejszości narodowych, seksualnych (LGBT) etc. Jak ujął to min. prof. B. Wolniewicz „... dzięki tej wielokulturowej ideologii i masom imigrantów niebiałych będą mogli skuteczniej chronić swoją integralność plemienną. Że da im to więcej bezpieczeństwa, że tak powiem. Że w takim kulturowo pomieszanym społeczeństwie ich odrębność będzie niewidoczna.” W kontekście dekonstrukcji tradycji Żydzi i ich agendy w sposób szczególny troszczą się także o takie pojęcia ideologiczne jak nowoczesność, wolność, postęp, rozwój, samorealizacja absolutyzując je z jednej strony i dekonstrujac ich klasyczne znaczenie z drugiej. Wpisuje się to w próbę budowy antykolektywistycznych modeli społecznych w których jednostka jest zatomizowana i tym samym bardziej podatna na ich propagandę. Ta troska ma ścisły związek z zagospodarowywaniem w wymiarze politycznym immanentnej potrzeby człowieka żyjącego w indywidualistycznym modelu społecznym tj. potrzeby efektu nowości. Widać to szczególnie wyraźnie w państwach mających proporcjonalne systemy wyborcze do parlamentu takie jak Polska, tudzież bezpośrednie wybory prezydenckie, takie jak Francja, gdzie można wypromować całkowicie nowych w polityce kandydatów „wyciągniętych z kapelusza”, jak p. Macron, przypomnijmy były pracownik banku Rothschilda, czy p.Hołownia, były pracownik TVN.

Z drugiej strony (chciałby się rzec wobec innego rodzaju targetu) środowiska żydowskie agresywnie promują zjawisko judeochrzescijaństwa. W największym skrócie, na poziomie teologicznym oznacza ono rezygnację z nawracania Żydów na Ewangelię w związku z założeniem, iż mają oni własną drogę do zbawienia. Rzecz jasna ta nieścisłość (ujmując sprawę nad wyraz dyplomatycznie) stojąca w sprzeczności z Ewangelią, Magisterium, 2000 tysięczną Tradycją oraz po prostu zdrowym rozsądkiem, jest (zatrutym) owocem dostosowywania się Kościoła do świata, w tym przypadku do świata siły żydowskiego lobby tu i teraz. Zbrodnicze szaleństwa post oświeceniowych wnuków skutkujące Auschwitz (btw będącym Golgotą również dla chrześcijan) nie mogą zmieniać uświęconych Prawd Wiary. Szerszą próbę uzasadnienia tej dziwacznej teologii Czytelnik może znaleźć w tym artykule. W taki sposób zaś ujmował problem prof. Bogusław Wolniewicz: „Fikcja „judeochrześcijaństwa” jest częścią ofensywy na chrześcijaństwo: głęboką dywersją, o wiele groźniejszą niż np. pojedyncze skandale seksualne jakichś osób duchownych, tak usilnie dziś nagłaśniane....Judaizm i chrześcijaństwo to są dwie odrębne religie i tradycje. Nie biegły nigdy razem, zawsze tylko o b o k siebie; osobno i całkiem niezależnie jedna od drugiej, w hermetycznej niemal izolacji. Ich odrębność widać we wszystkich czterech składowych, jakie można wyróżnić w każdej religii: w doktrynie, w kulcie, w organizacji, oraz w obyczajowości. Próby ze strony chrześcijańskiej, by odrębności te bagatelizować lub zacierać, są efektem złudzeń posoborowego „ekumenizmu”; przy bliższym wejrzeniu okazują się zwykłym synkretyzmem religijnym, nie podzielanym bynajmniej przez drugą stronę.”

Podsumowując, wszystkie te działania prowadzą do sytuacji w której strategiczne dla rządów obszary/stanowiska będą kontrolowane przez osoby innej narodowości niż polska (względnie nominalnie polskiej, ale faktycznie odrzucającej taką identyfikację), zaś na zdrowo zdroworozsądkowe pytanie, zgodnie z duchem harmonijnego modelu społecznego, czy to aby normalne, że naszymi faktycznymi elitami/szefami etc. są ludzie którzy nie identyfikują się jako Polacy, wyznają inną wiarę, odwołują się do innych przodków i bohaterów zaś ich ojczyzną (de facto bądź de iure) jest ziemia objęta inną państwowością (izraelską, niemiecką etc)?” Będziemy słyszeć odpowiedź: ależ cóż za różnica, przecież to (odpowiednio) europejczyk, postępowiec, judeochrześcijanin, nad wyraz kompetentny osobnik („przecież Żydzi mają najwięcej nagród Nobla, nie słyszałeś?” - mniejsza już o to, że ich instytuty badawcze, jak Yad Waszem nie są (?) w stanie stworzyć mapy II WŚ), miły człowiek a w ogóle nie oceniajmy człowieka na podstawie narodowości, ale na podstawie tego jakim jest! To jest właśnie esencja wspólnoty kolektywnistycznie zdekonstuowanej na rzecz skrajnego indywidualizmu przez wspólnoty ściśle narodowe i kolektywistczyne potrafiące dbać o swój etniczny interes, co wyraża się chociażby w tych słowach byłego szefa Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer: "...Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska się znów nie „pokryje lodem”. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym.”

Niemieckie i żydowskie medialne narzędzia wpływu Ten kto kontroluje opowiadanie kontroluje ludzi - Platon

Niestety po 1989 roku nie stworzono praktycznie żadnych zabezpieczeń (choćby na wzór ustaw niemieckich czy francuskich) dla pluralizmu i wolności słowa w mediach, co skutkowało tym, iż zostały one stworzone przez środowiska postkomunistyczne i wspierające je agendy zagraniczne (m.in. Gazeta Wybiórcza, TVN, Radio Zet i RMF FM, Tygodnik Nie, Polityka czy Newsweek, dziennik Fakt czy portal Onet), a w których to bardzo szybko zaczęły pojawiać się treści zbudowane na tzw. pedagogice wstydu, hedonistyczne, antykatolickie, w tradycyjnym rozumieniu antynarodowe. Choć od 2015 roku sytuacja na rynku medialnym zaczęła się nieco poprawiać (co zaowocowało wykupieniem przez polski kapitał z rąk niemieckich koncernu Polska Presse czy portalu Interia.pl) to sytuacja jest w dalszym ciągu daleka od pożądanej. Jeśli przyjmiemy za punkt wyjścia standardy izraelskie, niemieckie, francuskie czy amerykańskie, gdzie właściwie nie ma zagranicznych graczy na rynku medialnym, trudno uznać taki status quo za pożądany dla odbudowy suwerenności Polski.

Dodatkowo, dziwnym trafem, „niewidzialna ręka rynku” ;-), plasuje osoby o poglądach antynarodowych i katofobicznych na kluczowe stanowiska w mediach. Np. odsetek osób pochodzenia żydowskiego zarządzających zagranicznymi mediami jest również bardzo duży GW (Michnik), Onet (Węglarczyk), TVN (Miszczak), do niedawna RMF (Tyczyński). Kulisy powstania większości nowych mediów po 89 r. w dalszym ciągu wymagają szczegółowego opisania i świadectw. A tak o kulisach powstawania części tych mediów i klimacie ideowym w nich panującym pisał przed laty były dziennikarz Gazety Wyborczej, również polski Żyd, Michał Cichy: „Misja Heleny Łuczywo (wiceszefowa GW w latach 1989-2009 -PB), która jest stuprocentową Żydówką, polegała zawsze na chronieniu polskich Żydów przed jakimkolwiek złym losem. To zadanie wykonała w stu procentach. Była komendantką ŻOB w latach 90. Nie można się dziwić, że ona ze swoim zapleczem kulturowym i genetycznym nie była specjalnie wrażliwa na to, że mordowano księży po 1981, czy że generał Fieldorf był ofiarą mordu sądowego, w którym brała udział sędzia Wolińska. Misją Łuczywo było ratowanie sędzi Wolińskiej i wszystkich, obojętnie jak zapisanych w historii Polaków żydowskiego pochodzenia przed jakimkolwiek nieszczęściem...Bardzo istotne jest to, kto się skąd wywodzi, jakie ma doświadczenia i czym nasiąka przy rodzinnych herbatkach i śniadaniach. Nie można mieć pretensji do Heleny Łuczywo, która była córką funkcjonariusza komunistycznej cenzury, Ferdynanda Chabera, że jej punkt odniesienia obejmował to środowisko, z którym miała do czynienia...Tak się składa, że ludzie Agory byli w większości pochodzenia żydowskiego...”

Nieco inną genezę mają media niemieckie w Polsce. Koncerny takie jak Axel Springer czy Polska Presse zdecydowały się wejść na polski rynek w przededniu (początek lat 2000) akcesji Polski do UE (2004), co też zapewne nie jest do końca zwykłą koincydencją. Media niemieckie kupowały istniejące marki medialne (Onet, RMF, grupa dzienników lokalnych) bądź zakładały nowe tytuły der Newsweek, der Fakt czy Dziennik.pl

Przytaczać in extenso przykładów ich codziennej pracy propagandowej (tak zintensyfikowanej zresztą od 2015 r.) w tej pracy nie sposób, dlatego pozwalam sobie jedynie na przytoczenie dwóch cytatów dwóch prezesów koncernu Axel Springer z listu do pracowników koncernu.

Pierwszy dotyczy sytuacji w której postanowiono w UE przedstawić kandydaturę na (ponowną) kadencję szefa Rady Europejskiej, Donalda Tuska, bez konsultacji z rządem polskim, choć obyczaj nakazywałby taki krok. Jako że p.Donald Tusk był de facto symbolem opozycji, rząd polski zadeklarował brak poparcia dla tej kandydatury. Miał do tego pełne prawo. Oto jakie działa wytoczono przeciwko niemu przez „niezależnych” dziennikarzy i właścicieli „którzy nie mają narodowości” :

„Ideologie i prymitywne ideologie przegrały z wartościami i rozsądkiem Wyłącznym zwycięzcą nie jest jednak Donald Tusk, tak jak Kaczyński nie jest jedynym przegranym. Razem z Tuskiem wygrali Polacy – wszyscy ci, którzy są dumni z przynależności do Unii Europejskiej (...). Co do przegranych w tym starciu, to obok Jarosława Kaczyńskiego znalazła się dobra reputacja Polski jako rzetelnego partnera W nadchodzącym czasie na autostradzie unijnej integracji pojawia się nie tylko pas szybkiego i wolnego ruchu, ale też parking. I to jest właśnie moment, gdy do gry włączają się wolne media, tak jak my (...) większość naszych czytelników i użytkowników należy do tej miażdżącej większości, która popiera członkostwo Polski w UE. Podpowiedzmy im co zrobić, żeby pozostać na pasie szybkiego ruchu i nie skończyć na parkingu”-  szef Ringier Axel Springer Media AG Mark Dekan

Zaś CEO koncernu Axel Springer, Mathias Doepfner przy innej okazji dodawał „Musimy walczyć z nimi poprzez gruntowne zbieranie informacji, przemyślane koncepcje i zweryfikowane fakty” 

W słowach tych będących klasyką gatunku jeśli chodzi manipulację w narracji niemieckiej (o której będę pisał więcej w drugiej części rozdziału) dochodzi do pomieszania pojęć (brak zgody na Tuska nie jest tożsame z wychodzeniem z UE), jawnej dyskredytacji („prymitywne”) a także ma miejsce swoisty szantaż („parking”). Jeśli to nie jest ingerencja w wewnętrzną politykę państw, to doprawdy nie wiem, co ją nie jest.

NGO

Podobnie sytuacja przedstawia się z organizacjami pozarządowymi, które wykonują pracę propagandowa u podstaw w ramach modelu propagandy horyzontalnej. Ich praca jest również ściśle powiązana z mediami, w których przedstawiciele NGO często występują jako eksperci, „opinion make'rzy”. Wspomniane wyżej media nie tylko promują te NGO, ale też wspierają je na wiele innych sposobów np. dając zniżki na reklamy. Np. Fundacja Batorego w 2018 r. otrzymała od firmy Google roczny bezpłatny pakiet reklamowy AdWords. Z kolei Grupa Radiowa AGORA sp. z.o.o. (Tok.FM) oraz firma Eurozet sp. z o.o. (Radio Zet) bezpłatnie emitowały spoty kampanii społecznych Fundacji.

Jeśli chodzi o umowną „żydowską stronę" to do „matki matek” wszystkich zagranicznych NGO w Polsce należy założona przez Georga Sorosa w 1988 roku Fundacja Batorego. Pisząc o tej stronie mam na myśli nie tylko większość sponsorów, ale również kadrę zarządzającą w której od początku występowały osoby identyfikujące się jako Żydzi. Byli to m.in. wspomniana Helena Łuczywo, Aleksander Smolar, Agnieszka Holland, Bronisław Geremek, Krzysztof Michalski, Józef Chain i inni. Fundacja Batorego jest największym beneficjentem zagranicznych grantów, które udziela na antynarodowe i progresywne inicjatywy. Nie wszystkie szczegóły są znane, fundacja bowiem nie udziela wszystkich informacji pomimo nakazu sądowego. W każdym razie finansowanie fundacji w 2018 roku wyglądało tak:

image

Jak widzimy wśród darczyńców jest również chadecka (!) fundacja Konrada Adenauera. Jak widać nie chce ona podejmować działań bezpośrednio, co jest domeną dwóch innych niemieckich fundacji aktywnych w Polsce. Jest to Fundacja im. Róży Luksemburg (!) – organizacja non-profit założona w 1990 r., jedna z głównych politycznych fundacji w Niemczech, związana z partią Die Linke (Lewica – niemiecka partia socjaldemokratyczna). Zajmuje się szeroko rozumianą „edukacją” polityczną. Jest finansowana z dotacji przyznawanych przez ministerstwa Republiki Federalnej Niemiec. Oraz Fundacja im. Heinricha Bölla (przedstawicielstwo w Warszawie) – niemiecka fundacja założona w 1997 o profilu lewicowo-liberalnym i ekologicznym, związana z partią Zielonych (Greens). Posiada biura na całym świecie. Wspiera rozwój społeczeństwa „obywatelskiego” m.in. poprzez przyznawanie grantów organizacjom pozarządowym. Szczegółowo ich aktywność opisuje m.in. ten raport.

Moskale (Rosjanie)

Wyjaśnianie „konfliktu interesów” z Rosjanami in extenso, po blisko 400 latach zmagań o polską suwerenność, nie jest chyba konieczne. Rosjanie są mistrzami decepcji i z całą pewnością, gdyby mogli podejmowali by działania zbieżne z tymi, którzy „mogą” ze względu na posiadanie zasobów cybernetycznych na terenie Polski. One bowiem doprowadzają do osłabiania podmiotowości i siły Polski. Aktywność Rosjan jest jednak znacznie ograniczona. Choć oczywiście w sytuacji hipotetycznej, wydaje się, iż Rosjanom trudniej byłoby prowadzić podobną, dekonstrukcjonistyczną grę ze względu na fakt, iż swoją nową tożsamość budują na tzw wartościach konserwatywnych i narodowych. Czy z czasem wytworzy się z tego procesu państwo gotowe szanować faktyczną suwerenność takich państw jak Polska, Białoruś czy Ukraina, trudno w tej chwili przewidywać.

Korporacje zagraniczne

Rozróżnienia tego dokonuję nieco niechętnie, uważam wszak, co do zasady, iż „kapitał ma narodowość”, ale ze względu na ich w istocie wielonarodową (nie tylko niemiecką, żydowską czy amerykańską), szczególną rolę propagandową cały czas w Polsce popularnego „zagranicznego logo”, aktywność korporacji na polu (anty)kultury (m.in. szkolenia wewnętrzne i sponsoring zew.) oraz last but not least aspektu płacowego.

Korporacje międzynarodowe są naturalnymi oponentami idei narodowych i Kościoła Katolickiego. Po pierwsze, działając globalnie nie chcą się identyfikować jako narodowe, może to bowiem wpływać na decyzje konsumenckie (np. w społeczności żydowskiej w USA do dziś samochody marki Ford oraz marki niemieckie cieszą się najmniejszym powodzeniem). Po drugie, nie chcą płacić podatków i tym samym oszukują wspólnotę na terenie której operują. Po trzecie, są zainteresowane ograniczaniem kosztów promocyjnych, co wiąże się z ujednoliceniem przekazu i narodowej „urawiłówki”.

Aspiracje ekonomiczne, niestety w dalszym ciągu odgrywają sporą rolę nawet dla młodszego pokolenia (nie wspominając o starszym), w związku ze spuścizną dewastacji ekonomicznej & przemysłowej czasów komunizmu. Jej efektem jest nie tylko brak solidnego, ekonomicznego zaplecza pokoleniowego większości Polaków, brak rozpoznawalnych „narodowych brandów” będących powodem do dumy, ale również obecna struktura polskiej gospodarki w której dominują firmy post-nomenklaturowe i zagraniczne, w zdecydowanej większości niechętne nacjonalizmowi i katolicyzmowi, czy efektywnej państwowości polskiej. Biorąc to pod uwagę, w ostatnim trzydziestoleciu, zwłaszcza wśród pracowników umysłowych, powstał poważny problem, jak pogodzić kultywowanie i dumę z wiary przodków/przywiązanie do państwowości polskiej i zapewnić sobie stabilne źródło utrzymania (że o „karierze” nie wspomnę). Pokusa, aby pozbyć się tego dyskomfortu psychiczno-moralnego, jest naturalnie obecna i na niej częściowo bazuje propaganda antynarodowa i antykatolicka.


II. Najważniejsze są kadry - Lenin

Z moich doświadczeń wynika, że ludzie, których jakoś obciążała narodowosocjalistyczna przeszłość, byli najłatwiejszymi partnerami do rozmów w Niemczech – Nahum Goldmann, współzałożyciel i przewodniczący Światowego Kongresu Żydów w latach 1947 – 1977.

Ale nie najlepsza kondycja polskiej idei narodowej i łatwość z jaką siły zewnętrzne spenetrowały polskie życie polityczne, gospodarcze i umysłowe, nie byłaby możliwa bez jeszcze jednego ważnego czynnika. tj. bez sporej rzeszy elit dyspozycyjnych do przejścia w jakimś sensie na „ich służbę”. Była to najprostsza droga do indywidualnego wzbogacenia się. Dodatkowo wzmacniało to prawdopodobieństwo utrzymania swojego statusu. „Poklepanie po plecach” przez zachodnich sojuszników na oczach „przemielonego” i umęczonego narodu gwarantowało przez wiele lat pełne zaufanie i uznanie, dla kompetencji mających doprowadzić nas do krainy miodem i mlekiem płynącej (dla wszystkich). Filarami społecznymi sił zewnętrznych są, w kolejności ważności, cztery główne grupy:

Pierwsza, to elita czerwona, składająca się z głównych „kręgów piekła” ;-) PRL, czyli ścisłej nomenklatury partyjnej, służb specjalnych, wojska, dyplomacji, palestry i propagandy. To środowisko brało kluczowy udział w budowaniu nowej klasy wyższej i wyższej klasy średniej, m.in. poprzez kontrolę nad systemem bankowym w pierwszych latach transformacji. Ci z nich, którzy nie założyli własnych biznesów, zasilili szeregi zagranicznych korporacji, najczęściej na kierowniczych stanowiskach.

Po drugie, elita czerwona o pochodzeniu żydowskim. Nieco inaczej miała się sytuacja z czerwona elita żydowską, która nominalnie od 1968 roku nie była czerwona a i miała szerokie kontakty z przedstawicielami zewnętrznych sił. M.in te kontakty umożliwiły temu środowisku założenie GW, Radia Zet czy RMF w obszarze mediów, Fundacji Batorego w NGO, czy nasycenie strategicznych obszarów państwowych jak dyplomacja („korporacja Geremka”) czy kultura.

Tym co było jednak wspólne dla tych obydwu grup, pomijając fakt, iż historycznie należeli do „wrogiej elity” zainstalowanej tu z wydatną pomocą sowieckich okupantów, był fakt, iż nie byli by w stanie utrzymać tego statusu w normalnym procesie demokratycznym głównie ze względu na swój antynarodowy i antykatolicki profil ideowy. Choć w pierwszej fazie „polskiej demokracji” po 1991 r. czerpali jeszcze rentę ze swej przewagi taktycznej (byli też silni słabością rozbitych partii niepodległościowo – narodowych) z pierwszej linii frontu politycznego zeszli bezpowrotnie w 2005 r. i od tego roku musieli się posługiwać dokooptowanymi figurantami, co do 2015 r. wychodziło im z pewnymi sukcesami. Ale jednocześnie, ta nominalna „elita” w dalszym ciągu, poza wsparciem wspomnianych środowisk zagranicznych, dysponuje bardzo poważnymi zasobami socjotechnicznymi tj. finansowymi, prestiżowymi, infrastrukturalnymi a przede wszystkim „merytorycznymi” w makiawelicznym czy talmudycznym rozumieniu. Pamiętajmy, iż decydująca dla ich sukcesu do roku 2015 była kwestia skali. Tzw. zwykły człowiek mający do czynienia z wielkimi machinami narracyjnymi bywa często bezbronny, zwłaszcza, gdy zderza się z „wiedzą” doświadczonych specjalistów, „inżynierów dusz” (socjologów, psychologów, artystów etc.), których elastyczne i kiedy trzeba często podprogowe działania są najczęściej zaplanowane na lata. Wiele z nich umyka uwadze odbiorcy – dzieją się niejako w tle i poza jego świadomością. Należy też wziąć pod uwagę brak moralności i zahamowań instytucji kierowanych przez te osoby.

Dodatkowo, elicie postkomunistycznej brakuje „tylko”, ale i aż jednego, tj. „pochodzenia z prawego łoża” i morale, które zostało dodatkowo osłabione przez współuczestniczenie, jeśli nie w drenowaniu polskiej gospodarki, to na pewno w bardzo nierównomiernym jej rozwoju. Ale na skutek przekonania, iż „Prawda ma podstawową wyższość nad fałszem i jeśli w starciu z nim nie zwycięża, to dlatego, że jej obrońcom brak umiejętności (i kanałów) perswazyjnych” wierzy naiwnie, iż może wrócić do status quo ante . Koniec końców wie, iż nie jest w stanie wygrać debaty na argumenty, dlatego zostają jej metody totalitarne związane z wykluczeniem i „zniszczeniem” przeciwnika poprzez zestaw manipulacyjnych pseudo-argumentów. W kolejnym podrozdziale przyjrzyjmy się najważniejszym z nich.

Po trzecie, mamy tzw. starą elita kooptacyjna, która nie jest tak polityczna, ale historycznie dokonała pewnego kompromisu z komunizmem i kontynuuje, choć w sposób mniej uświadomiony, ten kompromis z postkomunizmem mniej czerwonym a bardziej tęczowym. Co ważne, w większym stopniu niż „za komuny” jest beneficjentem materialnym nowego systemu. W istocie konstytuuje ważną część klasy średniej. Do jej stanowiska należy podchodzić z pewnym zrozumieniem. Zgodnie z prawidłami polityki realnej, jak mawiał pewien Amerykanin „Niewielu jest ludzi zdolnych do ciągłego poświęcania prywatnych interesów czy korzyści w imię wspólnego dobra, ale trudno z tego powodu narzekać na deprawacje ludzkiej natury; faktem jest, ze dowiodło tego powszechne doświadczenie każdej epoki i każdego narodu, chcąc to zmienić musielibyśmy zmienić konstytucje człowieka. Nie przetrwa żadna instytucja, która nie bierze pod uwagę prawdziwości tych maksym”. Ale też ze względu na fakt, iż jako grupa społeczna, która odniosła względny sukces zawodowy, materialny i społeczny, dodatkowo dziedziczony pokoleniowo w czasach „nienarodowych” do idei narodowych i niepodległościowych podchodzi nieufnie i jest podatna na manipulację zagranicznych mediów.

Wreszcie, nowa elita, aspiracyjna, merytokratyczna pracująca najczęściej w korporacjach zagranicznych. Ta nowa elita wielkomiejska, często wychowana w mniejszych i tradycyjnych społecznościach jest szczególnie podatna na presję, gdyż ich sukces materialny (i w jakimś sensie życiowy jak opisał to zwolniony pracownik Google) jest uzależniony od przyjęcia narracji zagranicznej i tęczowo -postkomunistycznej za swoją. Ale tak jak w przypadku zaborów czy czasów PRL, kiedy to znaczna część podobnej grupy (nowej elity merytokratycznej) zapisywała się do PZPR, jednocześnie zachowywała zdroworozsądkowe podejście i „posyłała dzieci do Kościoła”, tak i dziś jest szansa na podobny scenariusz. Choć rzecz jasna część tej grupy wydaje się dla sprawy narodowej bezpowrotnie stracona. Dobrym przykładem są tu pracownicy korporacji, zwłaszcza medialnych, których dobrym symbolem jest np. p.Hołownia. Fenomen powstania takiej grupy społecznej dobrze opisuje prof. Kevin Macdonald we fragmencie „Kultury krytyki” kiedy pisze „W rzeczy samej w tym spychaniu natywizmu na polityczny i umysłowy margines uczestniczą również inne siły – Gottfried wskazuje liberalny protestantyzm i rozwój państwa menadżerskiego – ale skuteczności żadnej z tych sil nie da się zrozumieć bez uwzględnienia rozważanych przeze mnie prądów żydowskich. Wyłonienie się wyzbytej identyfikacji etnicznej nieżydowskiej elity menażerskiej, odrzucającej tradycyjne instytucje kulturowe, a splecionej z masą krytyczna świadomych etnicznie Żydów i osób należących do innych mniejszości jest ogromnie doniosłym faktem naszego obecnego życia politycznego. Powstanie takiej elity wyzbytej identyfikacji etnicznej raczej nie może być nieuchronnym skutkiem modernizacji ani żadnej innej znanej mi siły. Takie elity menadżerskie bez tożsamości etnicznej wyłoniły się wyłącznie w społeczeństwach europejskich lub mających korzenie europejskie.” I kiedy patrzymy na głównego (II tura) kandydata na prezydenta (!) Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, Rafała Trzaskowskiego, który nie zadbał (?), aby w scenografii swojego wieczoru wyborczego znalazło się jakiekolwiek odniesienie do symboliki narodowej (mamy za to podprogowe epatowanie niebieską („europejską”) kolorystyką)) nie możemy nie odnieść wrażenia, iż promowanie antynarodowej narracji osiągnęło w polskiej historii poziom chyba dotychczas niespotykany.

image

W podsumowaniu tego „kadrowego” podrozdziału, raz jeszcze podkreślę, iż pragmatycznym celem powyższych zabiegów jest zbudowanie jak najszerszej lokalnej elity/społeczności, która w sposób świadomy bądź nie, bezpośrednio lub pośrednio przyczynia się do stwarzania warunków umożliwiających poszerzanie wpływów zewnętrznych, przede wszystkim niemieckich i żydowskich. Są to przede wszystkim tzw. liberalne grupy wpływu składające się z polityków, ludzi biznesu, kultury, mediów, akademii etc., którzy również swój prywatny sukces życiowy i zawodowy upatrują w realizacji tych postulatów. Na poziomie instytucjonalnym, niemieckie czy żydowskie modus operandi w tym aspekcie sprowadza się do plasowania takich „volksdeutschów” czy "szabes-gojów" w miejscach decyzyjnych, zwłaszcza w kluczowych obszarach tj. w agendach władzy wykonawczej, ustawodawczej, sądowniczej, biznesowej, medialnej i społecznej (NGO). Podstawą do tych dość ostrych twierdzeń jest m.in. silnie udokumentowana i fundamentalna pozycja akademików amerykańskich prof. J.J. Mearsheimera i prof. S.M.Walta pt. „Izraelskie lobby w USA” analizująca szczegółowo metody plasowania swoich sojuszników w w/w miejscach. Na polskim gruncie, całe to wyżej opisane towarzystwo, można było spotkać ostatnio na paradzie „równości” LGBT . „Odmeldowali” się prawie wszyscy w/w: 

image

Dr, MBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka