31 marca wybuchła radość w sztabie kandydata na prezydenta Ukrainy, a jeszcze trzy miesiące temu aktora komediowego, Wołodymyra Zełenskiego. Wyniki I tury okazały się optymistyczne, jak zresztą wskazywały sondaże. Wygrał z poparciem 30% głosujących, na 2. miejscu znalazł się Petro Poroszenko z 16% głosów. Julia Tymoszenko odpada z wyścigu, choć to na walkę właśnie z nią się szykowano (co można to wnioskować ze scenariusza 3. serialu Sługi Narodu, gdzie analog byłej premier jest najbardziej wyśmiewany).
Zapraszam do lektury ostatniego artykułu o kampanii Wołodymyra Zełenskiego. I po raz kolejny odpowiadam na pytanie: co zrobić, żeby zostać prezydentem.
Ustaw swoje warunki finałowej gry
Duża przewaga Zełenskiego i olbrzymi elektorat negatywny Poroszenki dawał raczej spokojną perspektywę dla aktora przed II. turą. Jedyne zagrożenie na horyzoncie stanowiła wyborcza debata. Wiele osób mówiło wówczas, że Poroszenko: polityk z 25-letnim doświadczeniem, potrafiący powiedzieć wszystko o mechanizmach działania państwa, podatkach i budżecie, sądach i polityce zagranicznej, ośmieszy w spotkaniu na żywo, politycznego, bądź co bądź, dyletanta Zełenskiego. Do tego debata powinna toczyć się w języku oficjalnym państwa - po ukraińsku - a rosyjskojęzyczny Zełenski nie zna go perfekcyjnie.
Zawsze można było nie przyjść na debatę: ale dziennikarze, działacze społeczni i zwykli ludzie oczekiwali takiej dyskusji, a druga strona zaczęła oskarżać go o potencjalne tchórzostwo.
Ekipa młodego aktora postanowiła mocno zaatakować. W sieci pojawiło się krótkie wideo - niewiele ponad minuta.
Bojowa muzyka. Zełenski - w krawacie i marynarce, zamiast wcześniejszej luźnej odzieży - wychodzi tunelem stadionu sportowego na murawę.
“Zwracam się do Petra Poroszenki. Wzywa mnie Pan na debatę. Marzył Pan, że ucieknę, nie zareaguję, schowam się. Nie. Nie jestem Panem z 2014 roku. Przyjmuję wyzwanie.”
- mówił. Postawił też prezydentowi szereg warunków: dotyczących formatu dyskusji, przejścia testu na nadużywanie alkoholu i narkotyków. Zażądał, żeby Poroszenko przeprosił go za poprzednie wypowiedziane słowa. A wreszcie zaproponował miejsce przeprowadzenia debaty: stadion.
“Daję Panu 24 godziny. Niech Pan myśli.”
- zakończył, z lekkim, cynicznym uśmiechem znikając z kadru.
Poroszenko odpowiedział sprawnie, również w formie wideo. Delikatna muzyka, wieczorna cisza przed Administracją Prezydenta, lekkie światła. Spokojnym krokiem w kadr wchodzi Poroszenko, na luzie, bez krawata.
“Wołodymyrze Oleksandrowyczu. Cieszę się, że - choć jakoś niepewnie - przyjął Pan zaproszenie na debatę. (...) Debata to nie show. (...) Ale jak ma być stadion, niech i będzie stadion. Czekam na Pana.”
- z lekką nonszalancją mówił w klipie Poroszenko. Wypowiedź całkiem zgrabna, nieźle napisana, choć dwa razy dłuższa niż kontrkandydata.
Później wokół debat zaczęła się wielka gra. Oddawanie krwi do analizy. Dyskusje o prowadzącym. Dyskusje o formacie, ustawieniu sceny. Dyskusje o dacie debat. O wszystkim, ale nie o planach na prezydenturę, konkretach polityki. W rozmowach o formie zupełnie zapomniano o treściach wypowiadanych przez kandydatów, a to w nich miał być lepszy Poroszenko.
Daty spotkania długo nie udawało się ustalić: Poroszenko chciał dyskutować 7 dni przed wyborami, by potencjalne zwycięstwo w retorycznym pojedynku mógł jeszcze skonsumować. Zresztą właśnie w przedwyborczą niedzielę stawił się na stadionie, ale Zełenskiego tam nie zastał. Kolejną możliwą datą był przedwyborczy piątek. Do ostatnich dni nie było pewne, czy w końcu do spotkania dojdzie. - Negocjacje były trudne - mówiła mi Wiktoria Dronowa ze sztabu Petra Poroszenki. - Nie było merytorycznej dyskusji. Byliśmy szantażowani: miała się odbyć albo taka debata, jakiej chciał sztab przeciwnika, albo żadna”.
Ekipa Zełenskiego grała na czas, a tymczasem wyniki sondaży pokazały, że nie ma się czego bać: nowicjusz dysponował przewagą nad starym polityczną wygą w granicach 65-75% do 25-35%. By coś się zmieniło, debata musiałaby zakończyć się naprawdę tragiczną wpadką Zełenskiego. Zresztą do jakichś wpadek w okresie między I. a II turą dochodziło: na miejsce przeprowadzenia badania medycznego Zełenski wybrał klinikę swojego biznesowego partnera, a krew pobierał sanitariusz, który wcześniej grał w produkcjach “Kwartału 95”. Opublikowane badania wskazywały datę o kilka dni wcześniejszą - sugerowano oszustwo, choć u Zełenskiego twierdzono, że to literówka.
Kolejną kontrowersyjną sytuacją była rozmowa telefoniczna Poroszenki i Zełenskiego, na żywo w “1+1” (prezydent był w studiu, aktor do niego dzwonił). Zełenski zachowywał się chamsko, nie dawał dojść konkurentowi do słowa i rozłączył się. Zdania było podzielone: jedne odwoływały się do chwackości komika, drugi do jego braku kultury. Nie wpłynęło to jednak znacząco na sondaże.
Zełenski, nie mając obawy przed utratą tak wielkiego poparcia, przyszedł na debatę w ostatnich godzinach przed ciszą wyborczą. Okolice Stadionu Olimpijskiego tętniły życiem już na parę godzin przed startem debaty. Na trybuny i płytę boiska przyszło 22 tysiące osób. Przeważali raczej zwolennicy Poroszenki (miał lepsze możliwości logistyczne do przywiezienia swoich ludzi) Widzowie podekscytowani, czekali w napięciu na przyjście kandydatów.
Obaj pojawili się z dobrze napisanymi przemówieniami, żaden z nich nie stracił rezonu. Zełenski przedstawił się jako prosty chłopak z Krzywego Rogu i zaczął od mocnego retorycznie zderzenia dwóch obrazów Poroszenki: tego, w którego o którym opowiadano w telewizji i tego, którego miał wzbogacać się na krzywdzie ludzi. Przeczytał prowokacyjne pytania do Poroszenki - ponoć zebrane od Internautów. Zaserwował kilka bon-motów: “Nie jestem Pana konkurentem, jestem Pana wyrokiem” czy “Lepiej być kotem w worku, niż wilkiem w owczej skórze”. Radził sobie w mówieniu po ukraińsku, choć zdenerwowany przechodził na rosyjski. Wreszcie postanowił uklęknąć przed widzami, tłumacząc to jako znak szacunku dla osób, które ucierpiały na wojnie (miało to odbijać oskarżenia o to, że uklęknie przed Putinem, co nawiązywało do pewnej wypowiedzi Zełenskiego z 2014 roku). Z ciekawych chwytów: Zełenski stanął na tle aktorów ze “Sługi Ludu” - teoretycznie pojawili się oni jako jego przyjaciele, ale w praktyce dawali kolejną okazję do skojarzenia go z wirtualnym obrazem dobrych rządów prowadzonych w serialu.
Poroszenko przemawiał zdecydowanie, oskarżał swojego przeciwnika o niekompetencję, atakował za niejasność twierdzeń. Z trybun stadionu można było odnieść wrażenie, że radzi sobie co najmniej tak dobrze, jeśli nie lepiej niż konkurent. Jednak inne zdanie - raczej wskazując na lekką przewagę Zełenskiego - miały osoby oglądające debatę w telewizji. Tłumaczono to prosto - Poroszenko przemawiał wiecowo, do tłumu, który widział przed sobą. Zełenski natomiast - do kamer, które rejestrowały spektakl. A na stadionie zebrało się 22 tysiące osób, przed telewizorami zaś miliony.
Debata nie zmieniła wiele: było i za późno i takie stadionowe warunki nie pozwoliły Zełenskiemu ugrzęznąć w merytorycznych dyskusjach o sprawach kraju i świata. Nadszedł dzień ciszy wyborczej (oczywiście z ponownym prezentowaniem niemal od rana do nocy programów Kwartału 95 na “1+1”), a następnie dzień II tury.
W sztabie Zełenskiego urządzonym w klimacie imprezy firmowej nowoczesnej korporacji (serwowano drinki i przekąski, grano w ping-pong, siedziano na miękkich pufach).
Z godziny na godzinę entuzjazm przeradzał się w lekkie podniecenie zbliżającym się pewnym zwycięstwem.
Ogłoszenie wyników przyniosło wybuch radości, posypało się konfetti: 73% wyborców poparło Zełenskiego, 25% Poroszenkę. To była najwyższa w ukraińskiej historii przewaga zwycięzcy w II. turze. Aktor grający prezydenta został prezydentem. Człowiek, który żył z wyśmiewania polityków, na pięć lat został najważniejszym politykiem Ukrainy.
------
To już ostatni artykuł z serii opisującej niezwykłą kampanię Wołodymyra Zełenskiego w udanym wyścigu o prezydenturę. Zapraszam do lektury poprzednich i śledzenia mnie na Twitterze. A i na tym blogu znajdą się jeszcze kolejne teksty: już o bieżących realiach ukraińskiej polityki.
Komentarze