WojciechWężyk WojciechWężyk
193
BLOG

Aleja Milionerów, czyli latający cyrk polityków

WojciechWężyk WojciechWężyk Polityka Obserwuj notkę 5

Aleja Milionerów jest wykonana niczego sobie. Zupełnie jakby te postaci wycinał sam Sławomir N. podczas zamkniętych zajęć terapeutycznych w ramach resocjalizacji. Dokładnie i nieśpiesznie. Bez patrzenia na zegarek. 

Kampania wyborcza się nam rozkręca. Trochę wbrew wakacyjnym nastrojom i pięknej pogodzie. Do decyzji, jakie będziemy podejmowali przy urnach pozostało przecież niewiele czasu. Politycy, nie mają więc litości. A, że nadmorskie miejscowości ściągają tysiące turystów, którzy przecież nie marzą o niczym innym jak o oddawaniu się agitacji pomiędzy lizaniem lodów a chrupaniem frytek, to działacze partyjni ruszyli żwawo do boju. 

To są dwie rzeczywistości. Ta partyjna i ta normalna. W partyjnej, tempo wyznacza kalendarz wyborczy. Liderzy zagrzewają do boju. Działacze, podwijają rękawy swoich wykrochmalonych koszul, żeby wyglądać na bardziej wyluzowanych. I bliższych zwykłym ludziom. Jest też trzeci krąg zainteresowanych. To komentatorzy, publicyści i osoby wsłuchujące się na co dzień w nawet najmniejsze drganie politycznego oceanu. A tutaj przecież nigdy nie brakuje przypływów i odpływów emocji. Burze, a nawet tsunami, zdarzają się codziennie. To wtedy, kiedy konkurenci popełnią jakiś błąd. Albo co gorsza, „nasi” zaliczą wpadkę. W każdym razie, z perspektywy żeglujących po partyjnym akwenie, bez względu na to, czy pełnią funkcję kapitana, nawigatora, majtka pokładowego czy najczęściej zwykłego towaru, dzieje się tyle, że można z łatwością stracić kontakt z lądem. A właściwie z glebą. 

Z zatłoczonej plaży widać jednak znacznie mniej. Pewnie, że od czasu do czasu, ktoś z wypoczywających wrzuci jakiś polityczny wątek. No bo ile można gadać o pogodzie, cenach i chorobach. Jednak co do zasady, na urlop jedziemy, żeby się trochę odkleić od codziennych problemów. Zapomnieć o pracy i obowiązkach. O sprawach, które przytłaczają nas przez cały rok. Ale politycznym korsarzom to nie przeszkadza. Dla nich jesteśmy po prostu łupem. No może bardziej skarbem, który leży kusząco wśród parawanów. Błyszczy na deptaku. Mieni się kolorem sukcesu, rozrzucony obok piknikowych grillów. Przegapić taką okazję, to przecież fatalny błąd. Nic tam okoliczności przyrody! Nie groźne nam skały obojętności ani mielizny letnich przebojów. Pada hasło do ataku, więc wbrew wszystkiemu, musi się udać.

Z zaciekawieniem oglądam taki najnowszy szturm. To przewoźna wystawa, przygotowana przez opozycję i zatytułowana: „Aleja milionerów”. Jak donoszą media, będzie ona wędrowała od kurortu do kurortu w czasie tegorocznych wakacji. Przedstawia postaci związane z obozem rządowym. Każda z nich, trzyma w ręku tabliczkę, na której widać jakąś wielocyfrową sumę pieniędzy. To właśnie te miliony, zarobione przez polityków z konkurencyjnego ugrupowania. Pomysł sam w sobie może jest i ciekawy, bo ma nawiązuje do powszechnego poczucia urlopowej drożyzny. Ma jednak dwie zasadnicze wady. Pierwsza to niespójność. Bo przecież, wytykanie wysokich zarobków w środowisku, w którym samemu funkcjonuje się od dekad dokładnie na tych samych zasadach, jest po prostu hipokryzją. Po drugie, partia, która usilnie chce się kojarzyć z ludźmi sukcesu, a nie z „nieudacznikami”, którzy żyją od pierwszego do pierwszego dzięki transferom socjalnym, chyba nie będzie przekonująca w rewolucyjnej narracji o złych bogaczach i biednym ludzie. Ale sama koncepcja jest ciekawa. No i wykonanie niczego sobie. Zupełnie jakby te postaci wycinał sam Sławomir N. podczas zamkniętych zajęć terapeutycznych w ramach resocjalizacji. Dokładnie i nieśpiesznie. Bez patrzenia na zegarek.

Jeśli rzeczywiście wystawa dotrze zgodnie z zapowiedziami do Sopotu, będzie to nawet zabawne. Wszak powszechnie wiadomo od lat, nasze miasto słynie z polityków, którzy niczego się nie dorobili na reprywatyzacji, znajomościach czy układach. O nie! Tu mieszkają sami skromni i oddani pracy dla ogółu działacze. Piewcy solidaryzmu, którym daleko jest do liberalnej legendy o tym, że każdy wykuwa swój sukces w ramach własnych zdolności i pracowitości. Żaden z nich nie jest „zarobiony”. Każdy ma czyste ręce. My sopocianie, wiemy o tym najlepiej, bo przecież w małym miasteczku od razu byłoby wiadomo, czy ktoś się przypadkiem nie dorobił na polityce. Zresztą, żeby się o tym przekonać, wystarczy trochę pospacerować. I to niekoniecznie wzdłuż tekturowej alei.


www.wojciechwezyk.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka