Czy wygra Tusk czy Kaczyński, na jedno to wyjdzie. Jeśli więc rzecz rozpatrywać z punktu widzenia idei, sprawa jest prosta: jeden jest POPiS, choć dwie różne mordy ma krzywe. Jest kwestią smaku jedynie, którą mordę kto oglądać woli.
Patrząc jednak z perspektywy pragmatycznej lepiej dla kraju, żeby Tusk utrzymał się przy korycie (wobec braku możliwości zarżnięcia popisowego wieprzka).
PiS to, po pierwsze, partia wyposzczona. Powrót do władzy oznaczałby kolejną czystkę w ministerstwach i urzędach. Najwierniejsi nie żywią się przecie powietrzem. Coś im się wreszcie należy, po latach odstawienia. Mają też przecie obowiązki wobec rodziny i znajomych.
Po drugie, dojście PiSu do władzy to dalsze umocnienie wpływów środowiska kościelnego (żebyśmy się zrozumieli: temu środowisku POPiS nie podskoczy, klerykalizacja może się jednak różnić co do stopnia, w zależności od tego, którą mordę POPiSu oglądać będziemy przy korycie).
Najlepiej jednak, w miarę możności, wcale nie wybierać POPiSu.