Czwarty etap tegorocznego wyścigu Tour of Turkey2011 to olbrzymi sukces polskiego kolarza, Bartosza Huzarskiego.
Trasa wiodła z Marmaris do Pamukkale licząc sobie 207 km po pagórkowatym terenie. Ostatnie 30 km to były głównie zjazdy, a na nich można wiele zyskać lub wszystko stracić.
Na 40 kilometrze grupa 8 kolarzy miała 1:12 przewagi nad grupą około 35 zawodników oraz ponad 30 minut nad następną częścią jadących zawodników.
Na przedostatnim pojeździe z ucieczki odpadł jeden kolarz. Na zjeździe zaś zaatakował J.Fouchard i odjechał. W tym samym mniej więcej czasie z goniącej 35 osobowej grupy, zaatakował Kanadyjczyk S.Tuft. To pięciokrotny mistrza kraju klonowego liścia w jeździe indywidualnej na czas. Przybrał aerodynamiczną sylwetkę (siada się na ramie, obniża się przez to środek ciężkości i zmniejsza powierzchnie stawiającą opór, taki slalom gigant na kółkach) i mknął stówką do przodu. Mijał 6 zawodników ucieczki i gonił prowadzącego Foucharda. I na 16 km dojechał do Francuza. Był to 16 km wyścigu.
Grupa pościgowa także wzięła się do roboty. Najpierw Astana zwiększyła tempo, a później pojawił się pociąg teamu FDJ. Przewaga malała w oczach.
Jadąca z przodu dwójka dobrze współpracowała, do momentu, kiedy to do Foucharda podjechał jego samochód techniczny. Nie wiemy, co kolarz usłyszał, ale natychmiast wyrzucił bidon, którym odbił się od barierki i uderzył w kamerę jadącą na motocyklu. Chyba nic się nikomu nie stało, gdyż relację z tego motoru można było dalej śledzić. I tu zamiast dalej współpracować, aby we dwójkę rozegrać finisz, o dziwo, Fouchard zaczął ataki. Nie udało mu się zgubić zdziwionego tym wszystkim Tufta. Po drugiej nieudanej próbie odjechania, Kanadyjczyk podjechał do Foucharda, spojrzał mu głęboko w oczy i coś powiedział. Raczej miłe to nie było dla Francuza.
Sekundy tej kłótni być może zaważyły nad tym, że walkę o zwycięstwo rozegrali inni.
Na 1 km przed metą ucieczka została skasowana i ku zdumieniu i radości polskich kibiców, jak strzała wyskoczył Bartosz Huzarski. Gdyby się nie obejrzał dwa razy do tyłu, czy może podnieść ręce w geście zwycięstwa, zapewne by wygrał. A tak o długość roweru wyprzedził go Petacchi.
Zwycięstwo Włocha na etapie górskim, który uznawany był za sprintera, stawia go w gronie faworytów rozpoczynającego się 7 maja Giro d'Italia.
Bartosz Huzarski był drugi, ale pojedzie w 5 etapie w koszulce lider wyścigu. Brawo, brawo, brawo.
Inne tematy w dziale Rozmaitości