Dziś kolega z pracy zwierzył mi się, że ma raka. Kilka lat wcześniej znaleźli mu komórki rakowe ale udało się je usunąć. Dziś, znowu pojawiły się w węzłach chłonnych.
Sytuacja w jakieś się znalazł jest poważna, gdyż jest to znak zbliżania się "nieuchronnego" a więć tego o czym człowiek nie pamięta gdy jest zdrowy. Nie pamiętam o śmierci.. .
Moja ciocia miała raka - zajęty cały okład rozrodczy, operacja, chemia jedna, a potem druga. Potem lekarze nie dali już żadnych nadziei. Leki uśmierzające ból i pobyt w hosopicjum do "czasu".
Moja ciocia dziś jest szczęśliwą siedemdziesięcioletnią siwawą kobietą, zadowoloną z życia i zdrową. Nowotwór odpuścił i zniknęły komórki rakowe. Lekarze nie wiedzą co się stało, ona też.
Pamięta, że w najmocniejszym stadium choroby jej siostrzenica przywiozła jej z Lourdes malutką fiolkę wody.. . Po kilka kropelek na wargi je spijała.. , kilka osób modliło się w intencji jej zdrowia.
No z tąd, ni z owąd wyszła z tego. Sama nie wie jak, lekarze nie wiedzą jak.. . Ostatnia nadzieja jaka pozostała to oddanie się pod skrzydła Matki Bożej.. , i wychodzi na to, że łaska przyszła.
Nie wiem jak będzie z kolegą. Dzieci ma odchowane, zabezpieczył finansowo swoją rodzinę kilkoma polisami na życie.. . Niedługo czeka go chemioterapia.
Łaski nie przewidzisz, na łaskę czekać trzeba. Czasem to co na łaskę nie wygląda, łaską się okazuje z perspektywy. Chyba jedynego czego pragnę dla kolegi, to aby miał przeświadczenie, że cokolwiek się wydarzy, będzie to wyjście najepsze. Wierzę, że Łaska nie zawodzi choć czasem, zrazu na łaskę nie wygląda. Ale czasem łaska wybucha i wszystkim oczy stają dęba: lekarzom, pacjentowi i rodzinie.
Mam nadzieję, że będzie dobrze. :-)))
Inne tematy w dziale Rozmaitości