Wiara jest terminem wieloznacznym występującym nie tylko w religii, ale także w codziennym życiu, nie wykluczając również terenu nauki.
Dla nauki stanowi ona punkt wyjścia dla jej poszukiwań. Istnienie wiary w nauce uznaje się za konieczne w początkowej fazie rozwoju nauki, gdyż jest punktem wyjścia dla działań, których założeniem koniecznym musi być wiara, że owo działanie ma sens.
Jest również konieczna w procesie wychowania. Gdyby pozbawić wiary w tym procesie, nikt nie podejmowałby takich działań. Przecież nie powinni uczyć i wychowywać dzieci, osoby które nie odznaczają sie cechą która wyraża optymizm pedagogiczny. A przecież nie sposób przewidzieć efekt końcowy procesu wychowania.
Wielcy odkrywcy nie wyruszaliby w nieznane gdyby nie wierzyli w istnienie innych nieodkrytych lądów. Inwestor, który zakłada firmę, bez wiary w powodzenie projektu – niezależnie czy ono się spełni czy nie – nie zrobiłby żadnego kroku w jego realizację. BA! Nawet inwestowanie na giełdzie bez wiary nie ma sensu. Bez wiary nie ma sensu wsiadanie do samochodu i rozpoczynanie podróży – oczywiście chodzi tu o wiarę, że owa podróż zakończy się bezpiecznym dotarciem do celu, a przecież takiej gwarancji nigdy nie mamy.
Wiara jest potrzebna każdemu naukowcowi i wynalazcy, sportowcowi, lekarzowi gdyż każdy z nich idzie w nieznane rozpoczynając swoją drogę. Efekt końcowy tych działań nie jest określony i pewny jak 2×2 ale podejmują wszyscy ową drogę wierząc jej sens i sukces.
Wiara, jest więc stałym elementem życia człowieka – niezależnie od światopoglądu czy szerokości geograficznej pod którą człowiekowi przyszło mieszkać. Mimo, że kojarzy się z religią, wcale nie jest czymś specjalnym. Stanowi ona – można rzec – wierną towarzyszkę życia, pomimo, że dzisiejszemu człowiekowi wydawałby się mogło, że życie jest przewidywalne i policzalne jak w tabliczce mnożenia.
Wiara nie jest więc opium dla ludu – jak twierdzili komuniści – ale jest przejawem racjonalnego myślenia. Świadomość obecności wiary w moim życiu – wbrew pozorom – uczy jeszcze większego realizmu życiowego i dodaje świadomości, że nie wszystko musi pójść zgodnie z oczekiwaniami, ale z drugiej strony bez pewnych założeń życie nie miałoby sensu.
Świadomość wiary w sferach mojego życia każe mi bardzo racjonalnie, ważąc ryzyko, podejmować świadomie i dobrowolnie ważne decyzje.
Niektórzy próbują mówić – na gruncie religijnym – że wiara jest dużo prostszym wyjściem niż niewiara. Czy aby na pewno? Przecież zdanie sobie sprawy z tego, że nie wszystko jest do przewidzenia, nie na wszystko mam wpływ rodzi pewien realizm życiowy i uczy pokory wobec życia i świata, w którym przyszło mi żyć.
Właśnie zdanie sobie z tego, że moje życie pełne jest elementów wiary uczy mnie tego, by minimalizować ryzyko wynikające z istnienia marginesu nieprzewidywalności mojej przyszłości – pomimo, że wierzę w jej pomyślność.
Więc miejcie się na baczność niewierzący – jesteście bardziej wierzący niż wam się wydaje, ale nie zdajecie sobie z tego sprawy.
A co do wieczności. Człowiek może jedynie wierzyć, że dożyje dnia jutrzejszego, bo nikt mu takiej gwarancji nie da. Zatem czy ktoś, kto nie może z całą pewnością powiedzieć co czeka go jutro, może arbitralnie przesądzić o tym co czeka go po śmierci?
Jesteśmy pewni jednego, ze umrzemy, a reszta? Jest co najmniej niepewna, więc pytanie o wieczność jest pytaniem ludzkim, egzystencjalnym, racjonalnym i uzasadnionym. Bo przecież z wiarą jesteśmy oswojeni – o czym pisałem w pierwszej części posta.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Rozmaitości