Podobno większość z nas twierdzi że lepiej to całe niedzielne głosowanie i euro-parlament olać. „Autorytety” grzmią na Polaków, że głosować trzeba bo to patriotyczny obowiązek a politycy i dziennikarze załamują ręce że tak niska frekwencja w Polsce przyniesie nam hańbę i wstyd. Nikt jednak nie zwraca uwagę, jak trudno jest w obecnych czasach oddać głos w wyborach. Trudno, bo przeciętny polski wyborca zwyczajnie nie ma na kogo głosować, a jeśli już ma to nie widzi sensu.
Przeciętny polski wyborca ma świadomość, że praca euro-parlamentu na jego własne życie ma niewielki wpływ. Tak naprawdę nie wiele się myli. Parlament Europejski, mimo że jest jedynym organem UE wybieranym w bezpośrednich wyborach, to w stosunku do kompetencji innych organów Wspólnot ma znaczenie marginalne.
Przeciętny polski wyborca jest także zniesmaczony stanem polskiej sceny politycznej i zachowaniem głównych jej aktorów, którzy jak słusznie zauważył wczoraj Muniek- nie dorośli do demokracji. W takiej sytuacji, trudno jest wyborcy zdecydować się jaką partie poprzeć. Nie widzi on bowiem, żadnej która rzeczywiście zasługuje na Jego głos.
Oczywiście, w głosowaniu do Europarlamentu, tak naprawdę mniej liczy się partia, bardziej konkretny człowiek. Eurodeputowanym powinien zostać ktoś kto zamiast biegać po sali plenarnej europejskiego Parlamentu z Krzyżami, będzie potrafił skutecznie lobbować. Skuteczne bo ten Eurodeputowany będzie znał i podstawy funkcjonowania instytucji europejskich i przede wszystkim będzie znał języki, oraz przy całej idei jedności europy nie zapomni że ta jedność nie może być osiągana poprzez naruszanie oczywistych interesów poszczególnych krajów, zwłaszcza tych słabszych. Ten przeciętny polski wyborca, nawet jeśli wyłowi taką osobę na listach wyborczych to zwykle ta osoba zajmuję na danej liście te dolne miejsca i w praktyce jest tylko marionetką której zadaniem jest nabić głosów „jedynce”. A „Jedynka”- to z reguły ktoś kto niekoniecznie rozumie mechanizmy panujące w instytucja europejskich, co więcej niekoniecznie rozumie też języki jakimi się w tych instytucjach posługują, ale to ktoś dobrze znany, ktoś kto z woli liderów został do Europarlamentu zesłany- bo tak liderowi jego partii się opłaca. Czy więc warto oddać głos, tylko po to by przypieczętować sukces kogoś z miejsca pierwszego, kogoś kogo rzeczywiście nie popieramy? Czy, wobec tego świadoma rezygnacja wyborcy z udziału w takiej, można by nawet powiedzieć, wyborczej hucpie nie jest właśnie aktem patriotyzmu, wyrażającym się w sprzeciwie wobec obecnej klasy politycznej i obecnej ordynacji wyborczej?
Ja w niedzielę, chyba nie oddam głosu na nikogo. Za to mam przygotowany plan B. Ot, np. zamiast krzyżyka obok kandydata którego popieram, użyję mojego antytalentu malarskiego i namaluję obok nazwiska np., pni poseł Szenyszyn słoneczko, o albo aniołka. Chociaż nie. Ten drugi pomysł jest niebezpieczny- będzie bowiem dowodem na organizowanie dywersyjnych akcji Kościoła Katolickiego w polskim życiu publicznym, których tak Pani poseł się chyba boi. Pozostanę przy słoneczku.
Pisząc poważnie, według mnie oddanie nieważnego głosu to zdecydowanie lepszy sposób zamanifestowania że nie mamy na kogo głosować, zamanifestowania niechęci do obecnej klasy politycznej i niechęci do systemu wyborczego obowiązującego w Polsce, który przecież tą klasę wprost generuję, niż nie głosowanie w ogóle.
Dlatego Panie i Panowie w najbliższą niedzielę: 7 czerwca 2009 roku, może – tak jak 20 lat temu- w samo południe, ale można też wcześniej bądź później (bo aż do 22.00) spotkajmy się przy urnach! Jeśli nie macie na kogo głosować oddajcie nieważne głosy, ale weźcie udział w wyborach. Według mnie warto. Mimo wszystko!
NAPISZ DO MNIE
punktwidzenia@op.pl
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"POLITYKA TO NIE ZABAWA, TO CAŁKIEM DOCHODOWY INTERES"
W.Churchill
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka