Były premier oskarżył, w wywiadzie dla „Dziennika” iż prezydent elekt Lech Kaczyński prosił szefa ABW Witolda Marczuka o zbieranie na Marcinkiewicza informacji i założenie mu podsłuchu.Oskarżenia te są bardzo mocne i jeśli to co mówi Marcinkiewicz jest prawdą to mamy do czynienia z jedną z największych afer III I IV RP, a prezydent Lech Kaczyński powinien ustąpić z urzędu. Na pewno słów byłego premiera nie można bagatelizować i trzeba by sprawę zbadała prokuratura, może nawet i Komisja Śledcza.Pytanie tylko czy osobę Marcinkiewicza można traktować poważnie? Bo wiele z tego co mówi, jest nielogiczne i nie ścisłe, samo zresztą jego zachowanie jest mało logiczne.Jedynym, mocnym dowodem który przedstawił Marcinkiewicz jest notatka służbowa sporządzona po domniemanej rozmowie szefa ABW z prezydentem elektem. Pytanie więc gdzie jest ta notatka i czy ona w ogóle naprawdę istnieje? Bo jeśli istnieje, to dziwne, że jeszcze nie została odnaleziona. ABW kierują przecież, obecnie ludzie nie przychylni PiS-owi i zapewnie nie raz sprawdzali dokumenty, którymi można by było uderzyć w partie Kaczyńskiego.Pytanie też, w jaki sposób, pod względem prawnym, miano by dokonać założenia tego podsłuchu? Prezydent nie ma w tym względzie żadnych uprawnień, a tym bardziej prezydent elekt. Miała to, więc być tylko prośba wyrażana w przyjacielskiej rozmowie, prośba o której Marcinkiewicz tylko słyszał od trzech osób. Dlaczego, nie podał konkretnie nazwisk tych osób? Gdzieś ktoś coś słyszał… no właśnie tak rodzą się plotki.Nie logiczna jest także przyczyna dla której miano by podsłuchiwać i inwigilować premiera. Według Marcinkiewicza po to, bo doprowadzić do zmiany na stanowisku premiera, by tekę Szefa Rządu objął brat prezydenta. Po co, by miano w tym względzie robić ceregiele, mieszając w to prezydenta? Przecież rządząca partia i jej przewodniczący dość łatwo, legalnie może doprowadzić do takiej zmiany, co zresztą uczyniono.Kolejna, sprawa to samo zachowanie Marcinkiewicza, zachowanie które nie dodaje wiarygodności jego słowom. Kiedy atakuje się urzędującego prezydenta RP, kiedy przedstawia się takie zarzuty to trzeba powiedzieć wszystko, od początku do końca. To nie jest zabawa w kota i myszkę, to poważne oskarżenia które mogą skończyć się impeachmentem i wielkim wstrząsem w polskiej polityce. Tymczasem Marcinkiewicz posługuje się półsłówkami i niedopowiedzeniami. Najpierw przez miesiące, mówi o inwigilacji jego osoby przez PiS, potem oskarża Lecha Kaczyńskiego o próbę zlecenia tej inwigilacji, ale jak to w Jego stylu zatrzymuje się w pół zdania. Mówi, że był namawiany przez wysokich urzędników państwowych by nie ujawniał tej afery, ale nie chce powiedzieć konkretnie, przez kogo. Mówi tylko „Myślę że na dzisiaj wystarczy.” Potem oświadcza, że wszystko mógłby powtórzyć podczas badania na wykrywaczu kłamstw, gdy dziennikarze umożliwiają mu badanie wariografem odmawia. Jeśli w takiej sprawie, powiedziało się coś, to trzeba to powiedzieć do końca. Nie może być tak, że rzuca się co jakiś czas kolejne oskarżenia, kiedy się zachce, może, w takim odstępie czasu by nie zapomniano o biednym i zaszczutym przez PiS Marcinkiewiczu. Trzeba powiedzieć do końca i to nie koniecznie za pośrednictwem dziennikarzy, ale przed powołanymi do tego organami Wymiaru Sprawiedliwości. Kolejne pytanie, dlaczego Marcinkiewicz milczał tak długo? Dlaczego nie mówił nic przez prawie dwa i pół roku?Pytań i niedopowiedzeń w tej sprawie jest dużo. Wyjaśnić je musi prokuratura, jednak zachowanie Marcinkiewicza i to w jaki sposób przedstawia soje rewelacje skłania by do całej tej sprawy podejść ostrożnie. Bo być może Marcinkiewicz, pogubił się trochę w swojej karierze politycznej, w szybkim tempie spadł z wysokiej pozycji, został „olany” przez swoich, a i Platforma- nie dawni konkurenci polityczni, do której co jakiś czas puszcza oczko nie traktują go zbyt serio. Postanowił więc być może grać role męczennika Kaczyzmu, a ten wywiad miał być kolejnym akordem w umocnieniu tej pozycji. Tylko, że jeśli tak było to były premier zrobił o krok za dużo, odpalił bombę ale była by to detonacja samobójcza. Jak będzie zobaczymy.Jedno jest pewne Kazimierz Marcinkiewicz, doskonale opanował, nie lada sztukę- przeobrażenia się, z jednego z najbardziej szanowanych, mających największe zaufanie społeczne polityków w politycznego błazna, którego nie wielu traktuje poważnie, nawet jeśli przedstawia tak poważne zarzuty.
NAPISZ DO MNIE
punktwidzenia@op.pl
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"POLITYKA TO NIE ZABAWA, TO CAŁKIEM DOCHODOWY INTERES"
W.Churchill
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka