Polska XXI Polska XXI
320
BLOG

René Rémond: Gaullizm a bonapartyzm

Polska XXI Polska XXI Polityka Obserwuj notkę 5
„Prawice we Francji, dziś” René Rémonda to klasyczne dzieło wybitnego francuskiego politologa i historyka, które dotąd nie doczekało się polskiego wydania. Książka prezentuje tradycje ideowe mające zasadnicze znaczenie dla ukształtowania się prawicy we Francji. Rémond broni przekonania o zasadniczej roli idei w polityce francuskiej. 

Publikujemy fragment książki poświęcony związkom gaullizmu z tradycją bonapartystowską. Całość pracy ukaże się w październiku w wydawnictwie Iskry ze wstępem Kazimierza M. Ujazdowskiego, w tłumaczeniu Mariana Miszalskiego. 

Redakcja Portalu Polska XXI

 

Gaullizm a bonapartyzm


Gaullizm wprowadził do politycznej gry jeden składnik więcej: temu nie da się zaprzeczyć. Ale czy jest to element całkowicie nowy? Historyk wie z doświadczenia, że nic nie jest tak rzadkie, jak absolutna nowość. Mniemane nowości są zazwyczaj rewitalizowanymi kompozycjami złożonymi ze starych materiałów. Co z nich znajduje się w gaullizmie jako politycznej tradycji? 

Czy nie mieliśmy poczucia jakiegoś déjà vu, gdy wyliczaliśmy jego główne składniki? To połączenie suwerenności ludu i dążenia do silnej władzy, ten alians autorytetu i demokracji, powodowany potrzebą harmonizowania społeczeństwa, a wszystko to z intencją, wręcz skłonnością do unowocześniania – czy nie spotkaliśmy się już z tym w naszej własnej historii? 

Dostrzeżenie tych analogii doprowadziło mnie wcześniej do wpisania gaullizmu w tradycję bonapartystowską. Powodowany tyleż troską o ustalenie ojcostwa (ojcem prawicy kontrrewolucyjnej był legitymizm, a prawic liberalnych – orleanizm), co upodobaniem do symetrii, uległem dwóm innym motywacjom, których aktualność w początkach Piątej Republiki była szczególnie nagląca. Z jednej strony było sprawą zasadniczą, dla dokładnego zrozumienia wydarzeń i właściwego uchwycenia ich sensu, wyjaśnienie pomyłki polegającej na myleniu gaullizmu z jakąś możliwą formą faszyzmu, któremu to podejrzeniu – co trzeba przyznać – pewien pozór prawdopodobieństwa nadawały okoliczności powrotu generała de Gaulle’a do władzy. Z drugiej strony, zważywszy, że do jego osoby i jego programu dołączyła niemal cała prawica we wszystkich swych odmianach – istniała pokusa, by widzieć w gaullizmie instrument społecznego konserwatyzmu. Interpretatorzy spod znaku marksistowskiej wulgaty tłumaczyli wówczas uczenie, że władza gaullistowska została narzucona przez wielki kapitał, aby prowadzić politykę odpowiadającą bankierom (czyż de Gaulle nie wziął sobie na dyrektora swego gabinetu Georges’a Pompidou, który wcześniej pracował w banku Rothschilda?), a Partia Komunistyczna rozpowszechniała tę wersję. Najmądrzejsi komentatorzy, Raymond Aron, Georges Vedel, Maurice Duverger wahali się co do definicji istoty nowego ustroju między dwoma określeniami: albo to będzie prawica orleanistyczna, albo prawica liberalna. Moją odpowiedzią było, że nowy ustrój skłaniał się będzie bardziej ku bonapartyzmowi niż orleanizmowi. Dalszy bieg wydarzeń, jak mi się wydaje, potwierdził tę diagnozę. 

Muszę przyznać, że spośród wszystkich moich intuicji i hipotez ta była najbardziej kwestionowana; krytykowali ją zwłaszcza – o czym już wspominałem –dwaj wyśmienici znawcy historii sił i idei politycznych, których zdanie zawsze był dla mnie niezwykle cenne (obydwaj już nie żyją), François Goguela i Jeana Toucharda. Ani jeden, ani drugi nie podpisali się wcale pod hipotezą o bezpośrednim związku bonapartyzmu z gaullizmem: była to prawdopodobnie najsłabiej udowodniona część mojej ówczesnej interpretacji. 

A jednak, nawet w ponad trzydzieści lat po śmierci generała de Gaulle’a, podtrzymuję swą interpretacyjną propozycję. Muszę ją tylko stosownie doprecyzować. Naszkicowana bliskość między gaullizmem a bonapartyzmem dotyczy zasadniczo idei: opiera się na analogii podejmowanych tematów i na podobieństwie przyjętych odniesień. Tylko pomocniczo odwołuje się do praktyki politycznej. Bliskość tę uzasadnia przekonanie, wzmocnione obserwacją, że pewne stałe konfiguracje ideowe uformowały się pod wpływem konkretnych doświadczeń politycznych, zawierających własną treść i kształtujących pewne trwałe struktury. Wiadomo, w jaki sposób reakcja na wstrząs rewolucji spowodowała powstanie trwałej prawicy kontrrewolucyjnej. Tradycja liberalna – trwająca do dziś – była odpowiedzią na alternatywę: proklamacja wolności czy konieczność zachowania społecznego ładu? Bonapartyzm natomiast zaproponował syntezę demokracji i powagi państwa w służbie narodowej wielkości. Jego porównanie do gaullizmu nie posuwa się poza uznanie owej bliskości dążeń i głównych tematów. Sugestia, że gaullizm odwołuje się do podobnych uczuć, nie znaczy wcale, że jest w prostej linii następcą bonapartyzmu: de Gaulle nie był jakimś Napoleonem IV, ani Piąta Republika nie była jakimś Trzecim Cesarstwem. Obie postaci zbyt mocno się różnią, te różnice mają tym większe znaczenie, że w jednym i drugim wypadku ustrój państwa ma – aczkolwiek w nierównym stopniu – charakter wyraźnie personalny. Także odmienność sytuacji historycznych jest zbyt duża, bo czas dzielący doświadczenie bonapartyzmu od doświadczenia gaullizmu obejmuje przecież cały okres Trzeciej i Czwartej Republiki, grube trzy czwarte wieku, dwie wojny. Co do Drugiego Cesarstwa – wspomnienie o nim zachowane w kolektywnej pamięci niekoniecznie nastraja przychylnie. 

A jednak bliskość między bonapartyzmem a gaullizmem nie jest tylko grą wyobraźni ani historyczną fantazją. Bo czy na przykład to zwykły przypadek, że jeden z tych, którzy najwierniej reprezentują autentyczny gaullizm, nawet w jego wersji socjalnej – chociaż był zbyt młody, by należeć do generacji historycznych gaullistów – ten, który był przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego, a przejściowo – przewodniczącym RPR, Philippe Séguin, w swoim czasie historyk, został biografem Napoleona III? Jego książka jest rehabilitacją tego cesarza, którego autor uważa za postać wybitną, i okazją do potwierdzenia swego przywiązania do zasadniczych idei gaullizmu. Między wieloma zasadniczymi kwestiami stanowiącymi przedmiot polityki Drugiego Cesarstwa i Piątej Republiki ujawniają się – mimo dzielących je stu lat – dziwne podobieństwa, będące czymś więcej niż dziełem przypadku. 

Odłóżmy na bok te, które dotyczą instytucji. Zestawienie obydwu ustrojów wywołuje zwykle więcej polemiki niż naukowych dociekań: znana jest korzyść, jaką wyciągnął z tego François Mitterrand. Ponieważ nie mógł doprowadzić do końca długo pielęgnowanego projektu napisania tomu o 2 grudnia 1851 roku, który miał wejść do serii „Trente journées qui ont fait la France” (Trzydziestu dni, które stworzyły Francję) – książką „Le Coup d’État permanen” (Nieustający zamach stanu) rzucił bezlitosne oskarżenie wobec praktyki instytucjonalnej z początków Piątej Republiki: autorytarne cesarstwo jest w tej książce stale przywoływane. Zachodzą tu oczywiste podobieństwa. Podobne są okoliczności, w jakich wypracowywano teksty konstytucji. W pierwszej fazie przedstawiono pewne zasadnicze kierunki, do których musieli się dostosować redaktorzy tekstów. Z jedną różnicą, która nie jest bez znaczenia: w roku 1851 sam autor zamachu stanu przedstawił pięć zasad, jakby dla usprawiedliwienia swej inicjatywy; w roku 1958 zasady takie sformułuje Zgromadzenie Narodowe, jakby gwarantując demokrację. Co do praktyki, tak w jednym, jak w drugim wypadku aktywność parlamentarzystów trzymana jest na wodzy, podczas gdy władza wykonawcza dysponuje o wiele większą inicjatywą. Ale pod rządami Piątej Republiki rząd jest odpowiedzialny wobec parlamentu, co nie miało miejsca pod rządami Drugiego Cesarstwa, gdzie władza wykonawcza nie odpowiadała wobec Ciała Ustawodawczego; ta odpowiedzialność nie była pustym zapisem: w październiku 1962 roku Zgromadzenie Ustawodawcze, przyjmując większością głosów wotum nieufności – które, prawdę mówiąc, godziło raczej w głowę państwa i usiłowało skarcić jego projekt rewizji konstytucji – odmówiło zaufania premierowi i obaliło rząd Pompidou. Książę-prezydent uzasadniał zawieszenie wolności publicznych groźbą przewrotu społecznego i widmem agitacji socjalistycznych demokratów. Natomiast gaullistowski ośrodek władzy postawił bardziej na ukazywanie niebezpieczeństwa, jakie niosła przedłużająca się wojna w Algierii: ten konflikt może przerodzić się w wojnę domową... Zresztą sama lewica stanęła za generałem de Gaulle’em, aby uniknąć jeszcze większego zła i ugasić bunt wojskowy. 

Jest więcej materiału dowodowego pozwalającego ukazać podobieństwa: na przykład kierunki działania przyjmowane przez obydwa te rządy w wielu najważniejszych przedsięwzięciach politycznych. Przywołałem wagę wojny algierskiej w pierwszych latach Piątej Republiki: ówcześni dobrze poinformowani nie omieszkali zauważyć podobieństwa między polityką nakreśloną przez Napoleona III wobec tak zwanego „królestwa arabskiego” – a polityką, jaką wybrał generał de Gaulle, począwszy od 1959 roku, wobec „stowarzyszonej z Francją Republiki Algierskiej”. Jeden i drugi zgodzili się na istnienie dwóch różnych narodów i rozstali się z marzeniem – czy utopią – asymilacji i połączenia tych dwóch całości, które mogło prowadzić tylko do dominacji jednych i poddaństwa drugich. Również w kwestii polityki społecznej obydwa państwa podzielają podobną troskę o sprawiedliwość, która inspiruje je do podobnych, ważnych inicjatyw: w roku 1864 Drugie Cesarstwo udziela robotnikom prawa do strajku, natomiast Piąta Republika w roku 1968 uznaje prawo działania komórek związkowych w przedsiębiorstwach. Czy to czysty przypadek, że Napoleon III podjął w roku 1860 ryzyko narażenia się najwierniejszej części swoich wyborców, rezygnując z ochrony celnej gwarantującej francuskim producentom monopol na krajowym rynku – a w sto lat później de Gaulle (o którym sądzono, że jego powrót do władzy opóźni czy wręcz przeszkodzi wejściu w życie traktatów rzymskich i powstaniu wspólnego rynku) postanowił przyśpieszyć celne rozbrojenie Francji i wystawił ją na wyzwanie otwartego rynku i konkurencji? 

Poszukiwanie tego rodzaju „spotkań” polityki bonapartystowskiej z gaullizmem ukazałoby i inne warte porównania inicjatywy, gdybyśmy zaczęli dalej cofać się w historii, od Drugiego Cesarstwa – do Pierwszego. Gdy poszukuje się jakiegoś precedensu prefigurującego gorączkę inicjatyw podejmowanych w twórczym pośpiechu w początkach Piątej Republiki (których wdrażanie było zasługą zarówno reformatorskich zapałów Michela Debrégo, jak i inicjatyw i pomysłowości Charles’a de Gaulle’a), nieuchronnie przychodzi na myśl porównanie z rządami konsulatu. Nawet okoliczności są podobne: oto nastaje całkiem nowa władza, której opinia publiczna udziela na kilka miesięcy ograniczonego kredytu zaufania, by zmieniła co trzeba. Ten sam zakres i ta sama różnorodność działań; podobieństwo sięga aż po szczegóły podejmowanych środków. Bonaparte kładzie kres chaosowi w finansach publicznych, odbudowuje zaufanie do pieniądza, wprowadza nową monetę: nowy frank z roku 1960 to swoiste pendant tamtego „franka z germinalem”. W obydwu wypadkach kompletnie zreorganizowane zostaje sądownictwo: mapa okręgów sądowych zostaje całkowicie przerobiona w celu dostosowania jej do przemian społecznych. Oczywiście de Gaulle nie zmienił stosunków państwa z Kościołem i nie negocjował konkordatu, ale – jeśli ważność danej reformy oceniać pilnością wciąż powracającej kwestii, którą ma uregulować, i siłą namiętności, jakie kwestia ta wzbudza – czy nie ma podstaw do twierdzenia, że „ustawa Debrégo”, regulująca stosunki między nauczaniem katolickim a nauczaniem publicznym wedle nowych zasad, była czymś na kształt konkordatu, chociaż, oczywiście, nie można jej porównywać do konwencji z miesiąca messidora? 

Wspólną cechą gaullizmu i bonapartyzmu jest wola interweniowania, przecinania, rozstrzygania, zmiany. Dzięki niej oddalają się od konserwatywnej powolności i ociężałości, jak i od niechęci wobec angażowania państwa w działania na żywym ciele społeczeństwa, a jeszcze bardziej – od smutnych skłonności pewnej innej prawicy, pragnącej powrócić do dyskusji nad wprowadzonymi innowacjami, ale tylko po to, by odnaleźć stan poprzedni, do którego nieustannie tęskni. 

René Rémond (30.09.1918-14.04.2007)

Polska XXI
O mnie Polska XXI

Polska XXI to ruch obywatelski założony przez Rafała Dutkiewicza, Rafała Matyję, Jarosława Sellina i Kazimierza M. Ujazdowskiego. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych debatą publiczną wolną od egoizmu i złych skutków marketingu politycznego oraz pracami programowymi służącymi zasadniczej reformie ustrojowej państwa i stworzeniu rozwiązań odpowiadających na współczesne wyzwania polityki polskiej. Kontakt z redakcją: redakcja@polskaxxi.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka