Mam znajomą, która mieszka na Wołyniu. Tak mniej więcej między dwoma elektrowniami atomowymi. To ważny szczegół zwłaszcza podczas regularnych działań wojennych. Znajoma nie chciała opuszczać rodziny i przebywa tam od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Ponieważ teraz sytuacja troszkę się uspokoiła znów postanowiłem do niej napisać i zadać pytanie: jak sprawy? Wse dobre? Potwierdziła mi, że „wielu ludzi wraca do domu”. Jednak dodała: „ale niestety wojna się nie skończyła”. Najgorsza jest ta niepewność – odpowiedziałem, na co ona odpisała: „2 dni temu poleciała na nas rakieta raniąc 5 osób”.
To chyba wystarczająca odpowiedź dla tych wszystkich, którzy uważają, iż np. na zachodzie Ukrainy trwa już spokojne, „normalne” życie.
Dziękuję za taką „normalność”!
Spytałem się, jak sobie w ogóle radzi tak pod względem psychicznym. Odpisała, że stara się nie myśleć o wojnie, ale jak tu nie myśleć i żyć normalnie, gdy nagle słyszysz syreny. Znów wraca strach. Chciałem trochę zmienić temat i powiedzieć jej coś pozytywnego. Powiedziałem, zgodnie z prawdą, że bardzo doceniam to, iż nie wyjechała do Polski pomimo że była taka możliwość i że została tam na Ukrainie razem ze swoją rodziną. Jesteś odważna – napisałem. „Ja? Nie. Wierzę, że wojna się skończy. I wszystko będzie dobrze” - odpowiedziała.
Widzimy zatem z tej krótkiej konwersacji, iż na Ukrainie nadal nie ma „normalnego” życia o czym pewnie wie każdy, kto choć się przez chwilę trochę zastanowi.
Komentarze