Pressje Pressje
119
BLOG

Łukasz Podolski jako symbol nowego etapu relacji polsko-niemieck

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 12

Czy pamiętacie to uczucie? Myślę, że tak, choć wyraźna, wręcz wyczuwalna na podniebieniu gorycz, którą to wspomnienie wywołuje, wcale nie ułatwia nazwania go. Zaczęło się jak zawsze: od początku kwietnia rozpoczęło się odliczanie i przewidywanie wyników ostatecznej selekcji. Jak zawsze było także sporo kontrowersji („Dlaczego nie Brożek?”- pytało wielu), które jednak nie zmąciły powszechnej, mieszającej zmysły całego narodu, euforii. Szaleństwo było tak ogromne i tak wszechogarniające, że mój zazwyczaj chłodnie analizujący rzeczywistość przyjaciel, bezskutecznie namawiający mnie do wyjazdu na jeden z austriackich bojów, użył ostatecznego argumentu: „jak przyznasz się przed swoimi dziećmi, że odpuściłeś szansę zobaczenia na żywo narodowej drużyny w drodze po mistrzostwo Europy?” (na nieszczęście los wybawił mnie z tego wyjętego żywcem z antycznego dramatu wszechwiecznego poczucia winy). Należało w związku z tym podjąć życiową decyzję, gdzie najlepiej przeżyć to pierwsze w historii piłkarskie zwycięstwo nad odwiecznym wrogiem (niewyobrażalna liczba telefonów w tej sprawie od dawna niewidzianych dalekich znajomych i krewnych natchnęła mnie refleksją, że dla większości z nich grono, w którym przyjdzie im przeżyć tę chwilę, jest dalece ważniejsze od listy ich gości weselnych). Potem pozostało jedynie zasiąść uzbrojonym w obowiązkowe barwy narodowe i szklanice piwa, by delektować się tym, co jeśli nie od 1772 r. (zagrabili nam Warmię i Prusy Królewskie), to na pewno od 1974 r. (zagrabili nam tytuł mistrza świata) nam się należało. A potem .... zamiast Cedyni i Grunwaldu była raczej powtórka z kampanii wrześniowej. I pewnie to wydarzenie należałoby mechanicznie umieścić w historii relacji polsko-niemieckich, jako kolejne w obszernym katalogu „Polskie klęski”, gdyby nie widok, który nam, biednym i otumanionym hukiem pękającego balonu huraoptymizmu kibicom, zaserwowała na deser telewizja: po ostatnim gwizdku po boisku w polskim trykocie przechadzał się manifestujący swoją umiarkowaną radość Łukasz Podolski. Urodzony w Gliwicach, czujący się Polakiem, kat, który właśnie strzelił naszym chłopcom dwie bramki, pozbawiając nas budowanych miesiącami przez media i selekcjonera-szamana złudzeń. I właśnie wściekłość (bo jednak kat) połączona z szacunkiem (bo nasz i przyznający się do nas, a do tego świetny piłkarz) fundowały to uczcie tak trudne do nazwania. Mając problem z poradzeniem sobie z nim, jednej rzeczy byłem już wtedy pewien: każdy, kto obejrzał ten symboliczny obrazek, musi porzucić utarty sposób patrzenia na relacje polsko-niemieckie. Dlaczego? Co najmniej z czterech powodów.

Po pierwsze, przykład Podolskiego jest symbolem większej zmiany zachodzącej na naszych oczach: „w świecie po Nicei i Schengen” granica polsko-niemiecka stała się tak łatwa do przekroczenia, jak nigdy w historii. W efekcie rola państw w kształtowaniu relacji pomiędzy naszymi narodami znacznie osłabła, a większy ciężar w ich budowaniu spoczął na kontaktach na poziomie regionalnym, lokalnym, czy wreszcie indywidualnym. Wraz z tą zmianą powinien ewaluować także nasz sposób widzenia relacji międzynarodowych: należy przestać patrzeć na stosunki polsko-niemieckie wyłącznie przez pryzmat relacji pomiędzy Berlinem a Warszawą i dostrzec ogromne znaczenie tysięcy spotkań Kowalskiego ze Schmidtem w ich kształtowaniu. Jednocześnie w naszym myśleniu o stosunkach międzynarodowych ciągle pokutuje skojarzenie, że chcąc budować dobry obraz Polski za granicą MSZ powinien projektować i opłacać wielkie kampanie reklamowe, gdy tymczasem powinien raczej maksymalnie zwiększać możliwość spotkania się ze sobą obywateli poprzez finansowanie wymian na poziomie szkół, stypendiów dla studentów, czy wspólnych inicjatyw polskich i niemieckich przedsiębiorców. Polityki zagranicznej wspierającej ten oddolny typ budowania relacji pomiędzy narodami ciągle w Polsce nie ma.

Druga ważna kwestia, która przyszła mi na myśl, gdy obserwowałem Podolskiego w koszulce polskiej reprezentacji wśród swoich niemieckich kolegów, dotyczy nas samych. Jeśli zauważymy skalę opisanego powyżej zjawiska i dostrzeżemy wypływającą z niego szansę na budowanie prawdziwie bliskich relacji pomiędzy Polakami i Niemcami, szybko zrozumiemy, że wykorzystanie tej tendencji zależy od wykształcenia nas samych. Tylko pozbawieni kompleksów na tle zawodowym, zarazem świadomi specyfiki polskiej kultury i naszej historii, będziemy umieli budować pozytywny obraz Polski w Niemczech, jednocześnie w osobistych kontaktach wyjaśniając „bratankom zza Odry” powody polskiego stanowiska w sprawach drażliwych, takich jak osławiona polityka historyczna. Zwracając uwagę na znaczenie osobistych kontaktów obywateli w kształtowaniu relacji polsko-niemieckich należy pamiętać, że spełnienie w nich postulatu „podmiotowości” zależeć będzie od zrozumienia przez nas samych, co w dzisiejszym świecie znaczy być Polakiem.

I w tym miejscu natrafiamy na punkt najtrudniejszy, którego „polski skrzydłowy niemieckiej reprezentacji” jest doniosłym symbolem. „Świat po Schengen”, tak bardzo ułatwiający migrację ludności, domaga się od nas przemyślenia na nowo koncepcji tożsamości narodowej, także w kontekście relacji polsko-niemieckich. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że jej tradycyjne rozumienie wywodzono z poczucia wspólnoty kulturowej, językowej, religijnej, historycznej i etnicznej, które to poczucie było wspólne dla wszystkich członków danego narodu. Jednak obraz Podolskiego w koszulce z Białym Orłem robił mocne wrażenie, gdyż zgodnie z powyższymi kryteriami jest on stuprocentowym Polakiem (w domu do dziś mówi po polsku, zachowując bliskie kontakty z polską kulturą). Jego przykład (potwierdzony przez setki tysięcy polskich emigrantów) wskazuje na osłabienie silnego kryterium tożsamościowego we współczesnym świecie, co sprawia, że coraz więcej osób będzie miało trudność z wyraźnym określeniem własnej przynależności narodowej. To zadanie może być szczególnie trudne dla wielu potomków emigrantów, którzy czują się związani z więcej niż jedną tradycją narodową. I o tym pewnie myślała większość z nas patrząc na młodego chłopaka z Gliwic: czy rzeczywiście można jednocześnie być Polakiem i Niemcem?

I jeszcze jedna myśl, która dotyczy raczej „polskiego” bohatera tych mistrzostw, niż samego Podolskiego. Osłabienie silnych tożsamości narodowych sprawia, że wspomniane powyżej kryteria (szczególnie kulturowe, religijne, historyczne i etniczne) zdają się mieć dziś dużo mniejsze znaczenie, niż kiedykolwiek w ponad dwusetletniej historii państw narodowych. W ich miejsce pojawia się kluczowe kryterium funkcjonalne, gdzie przynależność do konkretnej wspólnoty nie opiera się już na poczuciu jedności kulturowej, a bazuje na wolnej decyzji jednostki podejmowanej z reguły z uwagi na lepsze warunki ekonomiczne, lub szanse na takowe w postaci transferu do lepszej drużyny, jak to miało miejsce w przypadku Rogera Guerreiro, Brazylijczyka, który stał się Polakiem jedynie na mocy swojej wolnej decyzji, oczywiście jeśli nie liczyć jego zamiłowania do żurku, który jest doniosłym świadectwem jego mocnych więzów z polską kulturą (na zupełnym marginesie – dziecięco naiwne pytanie – kto jest Polakiem, Roger czy Podolski?). Patrząc przez pryzmat tej tendencji można przekornie nieco stwierdzić, że bój o „podmiotowość” w relacjach polsko-niemieckich jeśli nie zostanie oparty na poczuciu silnych więzi kulturowych (o czym wspomniałem powyżej), może rozstrzygnąć się na poziomie prozaicznej kalkulacji obywateli, w którym kraju warunki ekonomiczne pozwalają wieść bardziej dostatnie życie. Na nic zda nam się zatem nawet najbardziej skuteczna polityka zagraniczna w kwestii Gazociągu Północnego, czy traktatu lizbońskiego, jeśli nie będziemy umieli w sobie wykształcić prawdziwej dumy narodowej (rozumianej nie nacjonalistycznie), a zarazem modernizować Polski w taki sposób, by nasi obywatele nie chcieli szukać szans dla siebie na emigracji.

Krzysztof Mazur

Tekst ukazał się w najnowszej Tece Pressji "Polak, Niemiec  dwa bratanki"

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka