Do tej pory w polskiej debacie nad wyborem strategii działania posłów w Parlamencie Europejskim dominowało przekonanie, że lepiej wybrali posłowie związani z Platformą Obywatelską oraz Sojuszem Lewicy Demokratycznej (a także SDPl), którzy związali się z dużymi frakcjami (chadecją i socjalistami) niż posłowie Prawa i Sprawiedliwości (oraz od pewnego czasu PSL, a także częściowo LPR i Samoobrony), którzy wybrali małą grupę (Unię na Rzecz Europy Narodów – UEN). Ocenę taką wyraził Instytut Kościuszki publikując raport „Dwa i pół roku polskiej obecności w Parlamencie Europejskim”. Podobne stanowisko zajął Klub Jagielloński w raporcie „Polska wobec Traktatu Reformującego UE”, w którym ocenialiśmy negocjacje nad wybranymi elementami nowego traktatu unijnego, choć wyraziliśmy zrozumienie dla przyczyn niechęci PiS przystąpienia do frakcji chadeckiej (zob. K. Szymański, Europa wyrwana z rąk założycieli).
Z tej perspektywy wtorkowy artykuł w „Gazecie Wyborczej” przewodniczącego komisji petycji PE Marcina Libickiego oraz Szymona Szynkowskiego vel Sęka, pisowskiego eksperta ds. europejskich, stanowi długo oczekiwaną odpowiedź na dominujący pogląd.
Przypomnijmy argumentację popierającą strategię PO i SLD. Należą one do dwóch największych grup politycznych w PE (odpowiednio 288 i 217 na 785 posłów), które mają zdecydowanie największy wpływ, gdyż nie tylko są w stanie przegłosować wszystko we wspólnym porozumieniu (co wbrew pozorom nie jest czymś wyjątkowym), lecz także podział raportów legislacyjnych pomiędzy frakcje zdecydowanie uprzywilejuje te grupy. Po przydzieleniu do grupy poszczególne raporty rozdzielane są między ich delegacje krajowe, w zależności od ich siły, z czym akurat nie jest najlepiej, gdyż w grupie chadeckiej działa jedynie 15 polskich posłów (przy 49 niemieckich) a w socjalistycznej 9 (przy 31 francuskich).
Z tego powodu Libicki i Szynkowski wskazują, iż tak naprawdę obecność w dużej frakcji sprawia więcej problemów, niż korzyści. Polscy posłowie zmuszeni są bowiem do toczenia twardych bojów wewnątrz swoich ogromnych, wielonurtowych frakcji. Jak piszą autorzy:
„Nagle okazało się, że większość kolegów z własnej frakcji ma inny pogląd na wiele, o ile nie większość kwestii. Eurodeputowani z Platformy z rozdziawionymi ustami słuchali wygłaszanych w imieniu ich frakcji oskarżeń na tle homofobicznym pod adresem Polski fińskiego kolegi Alexandra Stubba (byłego już posła do PE, od niedawna fińskiego szefa MSZ), wiceprzewodniczącego parlamentarnej intergrupy gejów i lesbijek.
Później przyszedł przegrany bój o kształt tzw. dyrektywy usługowej - przepisów, które miały zliberalizować rynek usług w Europie, a ostatecznie jeszcze bardziej go skrępowały. Głos posłów PO i PSL został stłumiony w zarodku ponadpartyjnym porozumieniem frakcji chadeckiej (EPP) i socjalistów (PES)”.
Mizernie wyglądają też, według Libickiego i Szynkowskiego, osiągnięcia personalne tych dwóch partii, gdyż Platforma zdobyła jedynie jedno stanowisko przewodniczącego komisji do spraw zagranicznych, a SLD jedynie funkcję wiceprzewodniczącego PE.
Tymczasem posłowie PiS wraz z grupą innych polskich posłów zdominowali małą grupę UEN (19 na 43 eurodeputowanych tej grupy to Polacy). Dzięki temu, mimo uczestnictwa w tak małej grupie, mogli otrzymać stanowisko wiceprzewodczniczącego PE, a także utrzymać otrzymane już wcześniej stanowisko przewodniczącego komisji ds. petycji. Najważniejszym zyskiem z takiego układu sił jest jednakże, według autorów, swoboda działania, której nie mają inni:
„Dzięki dominującej pozycji polskich posłów w UEN Wojciech Roszkowski może bez skrępowania partyjnego umacniać pamięć historyczną Europy, a Konrad Szymański stanowczo występować w obronie praw rodziny. (…) Dodatkowo najczęściej polskim posłom udaje się przekonać do własnych postulatów całą frakcję, która mówi wtedy w debatach parlamentarnych "polskim głosem". Przykładem na to była choćby debata w sprawie sytuacji w Gruzji, podczas której Konrad Szymański (PiS/UEN) przemawiał w imieniu całej frakcji, co nie udało się polskim posłom z EPP ani partii socjalistów”.
Najbardziej spektakularnym sukcesem posłów PiS ma być jednakże krytyczna rezolucja w sprawie gazociągu bałtyckiego, przyjęta w lipcu 2008 r. z inicjatywy komisji petycji.
Artykuł Libickiego i Szynkowskiego to bez wątpienia bardzo ważny głos w tej jednostronnej do tej pory debacie, wymaga jednak komentarza w odniesieniu do części argumentów:
- Zgadza się, że zmaganie się z wielością opinii w dużej i zróżnicowanej partii jest rzeczą trudną, ale podstawowy zarzut wobec posłów PiS polegał właśnie na tym, że przystępując do innej grupy nie ułatwili tego zadania. Pamiętajmy, że obecnie PiS ma tylko 7 eurodeputowanych, Platforma też niewielu, bo 15. Wszystko jednak wskazuje na to, że w przyszłych wyborach do PE te dwie partie wprowadzą znacznie większą ilość posłów (nie będzie LPR ani Samoobrony, a obecność PD, SDPl a nawet PSL w przyszłym Parlamencie również nie jest pewna).
- Libicki i Szynkowski nie wspomnieli, że oprócz przewodniczącego komisji posłowie PO pełnią także funkcje dwóch wiceprzewodniczących komisji (ważnych dla nas budżetowej oraz rozwoju regionalnego), a także przewodniczącego delegacji ds. kontaktów z Białorusią. To również nie jest zdumiewającym osiągnięciem, ale razem z PiSem na pewno zyskaliby znacznie więcej.
- Stanowiska wiceprzewodniczącego PE rzeczywiście nie można odczytywać jako sukcesu SLD, ale to samo dotyczy PiS. Wszystkich wiceprzewodniczących jest bowiem aż czternastu.
- Jakkolwiek swoboda wyrażania poglądów jest w działalności politycznej wielkim walorem, nie przekłada się jednak automatycznie na wyniki. Fakt, że prof. Roszkowski „umacnia pamięć historyczną Europy” nie zmienił tego, że posłowie do PE wciąż mają problem ze zrównaniem w zbrodniczości komunizmu i nazizmu, czyniąc jedynie „ustępstwa” na rzecz stalinizmu. Fakt, że Konrad Szymański „stanowczo występuje w obronie praw rodziny” nie przeszkadza temu, że Parlament wydaje akty prawne i polityczne, które podchodzą do tego zagadnienia zupełnie inaczej niż on. Również rezolucja w sprawie gazociągu, jakkolwiek jest wielkim osiągnięciem, nie oznacza, że zrealizuje cel podstawowy, a więc powstrzymanie budowy tej rury.
Podsumowując: głos, który zabrali członkowie PiS jest ważny i dobrze, że się do tej debaty w ogóle włączyli. Jeżeli o mnie chodzi nie zostałem jednakże do ich argumentacji przekonany. Rozumiem w pełni ich obiekcje przed włączeniem się do grupy chadeckiej, która daleka jest od ideałów „ojców założycieli” UE. Wydaje mi się jednak, że rezygnacja z pewnej swobody działania na rzecz mniej efektownej, ale być może bardziej efektywnej pracy wewnątrz największej frakcji razem z posłami Platformy (z którymi, jak do tej pory, współpracują bardzo dobrze na forum PE) byłaby lepszą metodą służenia interesom Polski.
Do wyborów pozostało niewiele ponad pół roku. Mam nadzieję, że artykuł Libickiego i Szynkowskiego stanie się przedmiotem szerszej wymiany poglądów, która naświetli korzyści wynikające z łączenia sił na forum PE.
Maciej Brachowicz
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka