Debata na temat prywatyzacji służby zdrowia ujmowana jest najczęściej, co nie może dziwić, w kategoriach ideologicznych różnic dzielących liberałów od tzw. socjal-liberałów. Odżywają stare spory o rolę państwa, kwestię tzw. "sprawiedliwości społecznej", ale co najgorsze, dochodzi również do głosu stary konflikt pomiędzy biednymi i bogatymi. Ci pierwsi najczęściej są bowiem przeciwko prywatnej służbie zdrowia, ci drudzy są za.
Nie dziwi również odkrycie, że dyskusja pomiędzy liberałami a socjal-liberałami jest tak naprawdę właśnie wersją dyskusji pomiędzy bogatymi a biednymi, ponieważ są to ideologie tychże grup. W Polsce wspomniany konflikt dodatkowo okraszony został polityczną retoryką walki „Polski liberalnej" z „Polską solidarną", co w gruncie rzeczy jest fałszem, by nie powiedzieć kłamstwem, ponieważ postulaty redystrybucji dóbr przez państwo nie stanowią żadnej formy solidarności, albowiem solidarność jest cnotą osobową a nie cechą instytucji, lecz składają się na przymusowe odbieranie czegoś jednym, a dawaniu innym.
O ile spór pomiędzy biednymi i bogatymi nie wygaśnie nigdy, o tyle dyskusja na temat funkcjonowania służby zdrowia w ramach współczesnego państwa narodowego posiada swoje nieoczywiste aspekty i skupia jak w soczewce wszystkie problemy związane z tzw. metafizyką nowoczesnego państwa-suwerena. Po pierwsze, nowoczesne suwerenne państwo narodowe to stosunkowo nowy wynalazek, oparty na nowożytnej koncepcji suwerenności, w ramach której "lud" rządzi sam sobą przy pomocy instytucji państwa.
Wobec tego, że państwo-suweren jest tylko fikcją pojęciową, ponieważ realnym bytem nie jest ani "lud", ani państwo go nie ucieleśnia, powstanie scentralizowanych struktur biurokratycznych roszczących sobie pretensję do reprezentacji społeczeństwa, oznacza w praktyce zapośredniczenie wszelkich debat politycznych przez ową scentralizowaną formację, której decyzje dotykają wszystkich członków będących pod jej władzą. Zapewne nie trzeba tego przypominać Polakom, którzy żyli w komunistycznej dyktaturze i dobrze wiedzą, jak wielkie zniszczenia potrafi dokonać biurokracja centralna i jak wielką władzę potrafi skupić ona w swych rękach.
Niestety wielu z nas przyzwyczaiło się do owej struktury pojęciowej i instytucjonalnej, niektórzy z umysłowego lenistwa, inni z powodów korzyści odnoszonej dzięki tej sytuacji. Warto zatem przypomnieć, że obecna dyskusja toczy się w ramach i przy takim rozumieniu polityki, jaka funduje koncepcję państwa-Lewiatana. W tych bowiem ramach leczenie traktuje się jako usługę dystrybuowaną przez państwo, a jedynym problemem staje się skuteczność zapewnienia owej usługi. Również członkowie tak rozumianej "wspólnoty" politycznej traktują zagadnienie w analogicznych kategoriach, usługi ochrony zdrowia są bowiem rozumiane jako gwarantowane prawo, którego nie wypełnienie jest niesprawiedliwością, przy czym sprawiedliwość rozumiana jest tu proceduralnie, jako odpowiedni sposób dystrybuowania dóbr i usług.
Jakie problemy wynikają z takiego rozumienia życia społecznego? Otóż jest to koncepcja indywidualistyczna i woluntarystyczna, która zakłada, że jednostki negocjują ze sobą adekwatny sposób redystrybucji takiego dobra, jakim jest ochrona zdrowia, w ramach czegoś podobnego do umowy społecznej, które to dobro jest następnie zarządzane i redystrybuowane przy pomocy biurokracji centralnej. Państwo nadzoruje cały proces i zawsze gotowe jest go zmodyfikować, w zależności od swojej woli oraz woli jego członków, oczywiście po ich odpowiednim wychowaniu (nie zapominajmy, że według teoretyków suwerenności takich jak Hobbes, państwo uspołecznia jednostki, które same z siebie nie tworzą żadnych wartościowych relacji międzyludzkich).
Nowoczesne państwo jest niezgodne z naturą ludzką, dlatego interpretację jego działania należy uwolnić od broniącej go retoryki. W takim państwie nie istnieje żadna debata na temat poważnych spraw, ponieważ w ramach "polityki" państwowej jednostki sprowadzone są do pozycji klientów, targujących się o adekwatny przydział dóbr, ewentualnie najbardziej skuteczny sposób ich produkcji. W tak ustawionej "debacie" jednostki wyrażają swoje „preferencje", ponieważ i tak nie mogą zmienić przedmiotu debaty, ani też nie posiadają technicznej wiedzy na temat produkcji i zarządzania tego rodzaju usługą, jaką jest ochrona zdrowia, ewentualnie znają tylko swoją indywidualną pozycję przetargową na politycznym rynku. Świadomość własnej ignorancji sprzyja zatem centralizacji władzy, ponieważ zdezorientowani obywatele, od których żąda się podejmowania decyzji niemających nic wspólnego z ich codziennym doświadczeniem, oddają powoli coraz więcej władzy w ręce polityków-menedżerów.
Dlatego właśnie zdaniem Marka Migalskiego referendum na ten temat służby zdrowia jest szkodliwe i niepotrzebne. Jest to stwierdzenie doskonale zrozumiałe w ramach uwarunkowań współczesnego rządzenia. Zrozumiały jest także nasz sprzeciw wobec tego stanowiska. Czy popadamy tym samym w sprzeczność? Sprzeczność tkwi jednak znacznie głębiej, w niespójnych wymogach, jakie narzuca nam nowoczesne państwo. Z jednej strony oczekuje ono naszej legitymizacji, z drugiej strony nie chce byśmy specjalnie ingerowali w jego działanie. Twierdzi, że chce byśmy byli obywatelami, że powinniśmy decydować, jednocześnie sprowadza nas do pozycji biernych konsumentów zarządzanych przez niego usług. Twierdzi, że jest wspólnotą polityczną, z drugiej strony jest oddalonym od społeczeństwa biblijnym Molochem.
Jak możliwe jest bowiem zbiorowe poszukiwanie dobra wspólnego w skali olbrzymiego 38 milionowego kraju, takim jak Polska? Nie jest chyba możliwe. Efektem koncepcji zawierającej ten wymóg jest zaognianie konfliktów społecznych. Ludzie bowiem w podobnych ramach instytucjonalnych nie odnoszą się do siebie bezpośrednio, jako partnerów ewentualnej debaty, lecz za pośrednictwem struktur centralnych decydują o losie całego kraju, co oprócz homogenizacji rozmywa percepcję odpowiedzialności, przy wzrastającej iluzji sprawstwa. Dodatkowo, zaognia się przy okazji walka pomiędzy biednymi a bogatymi, którzy wiedzą, że w ramach polityki państwowej ich "dyskusja" polega na walce o swoje wąsko rozumiane interesy grupowe przy użyciu instytucji szczebla centralnego, przy czym chętnie sekundują im w tym politycy, których los zależy przecież nie od „debaty", lecz od zaspokajenia interesów swych wyborców.
A teraz, drodzy Państwo, debatujmy o służbie zdrowia, państwowa czy prywatna? Lepiej zróbmy to szybko, Lewiatan się niecierpliwi.
Marek Przychodzeń
PS: Argumentację z pozycji Lewiatana por. u: M. Migalski, http://www.rp.pl/artykul/9157,202084_Marek_Migalski__Referendum__czyli_jak_podzielic_Polakow_.html
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka