Rok w rok, w Dzień Wszystkich Świętych, kiedy nawiedzamy cmentarze, doświadczamy uczucia mogącego dziwić. Przebywamy w miejscu, o którym sama myśl zwykle wywołuje niepokój, a oto nie odczuwamy w nim niepokoju żadnego. Przeciwnie. Tym, co nas tu ogarnia, jest właśnie spokój. Co więcej, jest to – przyznajmy się – spokój najzupełniej przyjemny. Jak migotanie światełek, rozpraszających mrok.
Przyjemność jaką spokój ten sprawia, wyklucza możliwość, by pochodził on ze stoickiej zgody na przemijanie, śmierć i rozsypkę w proch. Nie po to zażywamy stoickiego spokoju, aby mieć przyjemność, lecz by znieść przykrość. Co więcej, ta sama przyjemność dowodzi, że spokój o jakim mowa, nie wynika z chrześcijańskiej nadziei zmartwychwstania. Nadzieja to na pewno wyjątkowa, lecz chrześcijaninowi towarzyszy ona zawsze i wszędzie. Nie wyróżnia ani Dnia Wszystkich Świętych, ani cmentarza.
Wydaje mi się, że znamy źródło tej zastanawiającej przyjemności. Jest nim – po prostu – zaspokojona sprawiedliwość. Ta, która zwraca każdemu, co jego, która więc czyniąc to, przywraca porządek. Tu zaś – paradoksalnie – nie jest to porządek śmierci.
Zapewne zgodzi się każdy, że w naturze śmierci pozostaje ciemność. Skąd przecież jak nie z ciemności, pamięć wydobywa twarze zmarłych? Śmierć, choć nie jest sprzeczna z naturą człowieka, z równą pewnością stanowi zaprzeczenie życia. Jak wierzymy, przekreślając życie, samego człowieka ona nie przekreśla. Czasem nawet go potęguje, jak w przypadku śmierci bohaterskiej. Jednak to właśnie życie trwa jako natury człowieka część nieodłączna. Skoro więc ciemność tkwi w naturze śmierci, to nie dziwi, że w naturze życia spostrzegamy światło. Przyznajemy tym samym, że światło życiu należy się z natury. Gdy więc go życiu brak, krzywdę odnosi porządek naturalny. I dzieje się niesprawiedliwość.
Stając u grobów, nie zwracamy zmarłym jedynie pamięci, należnej im od nas. Pamiętamy przecież o nich także i na co dzień – zwykle poza cmentarzem. Nadto, gdy zeń wychodzimy, łatwo możemy stwierdzić, że podczas odwiedzin zostawiliśmy mniej, niż zabieramy stąd ze sobą. Żeśmy się więc na grobach pokrzepili. I aż nie wypada nam nie mieć pewności, że tym, co nas tu krzepi, jest życie, które właśnie tu zdaje się czuwać z całą dobrą siłą swojego porządku. Czujemy, jak porządek ten – zakłócany z krzywdą naszej codzienności – tu i teraz powraca do nas. Jak rozgrzewa nasze serca, na co dzień letnie lub wychłodzone, a zwykle ściśnięte. Promieniowaniu tego porządku – światłem lampki, którą zapalamy – oddajemy to, co jego. Czynimy sprawiedliwość.
Celebra sprawiedliwości zwracanej życiu, którego porządek jednoczy żywych ze zmarłymi, ma w Dzień Wszystkich Świętych w Polsce, jak wiemy, tradycję silną. I z pewnością w celebrze tej łatwiej, niż w innych przykładach tradycji, daje uniknąć się niebezpieczeństwo istotne. Zauważamy je, ilekroć złośliwie głośna chwalba piękna tradycji – tej czy innej – tłumi piękno samych przewidzianych nią działań. Celebrze, o której mówimy, to nie grozi. Żadne medium masowego przekazu – jak by swoich odbiorców nie zamęczało nadmiarem jej widoków i nie nużyło zachwytem dla niej – nie może odebrać Polkom i Polakom chęci udziału w przewidzianych nią działaniach i w pochodzącym stąd komforcie.
Istotę tradycji jako sprawiedliwości zwracającej zmarłym to, co im należne, sto lat temu ujął Chesterton. „Tradycję można zdefiniować jako rozszerzenie praw wyborczych, jest ona bowiem udzieleniem prawa głosu najbardziej zapomnianej ze wszystkich klas: naszym przodkom. Tradycja, to demokracja umarłych, która nigdy nie podda się małej, choć aroganckiej oligarchii tych, którzy przypadkiem teraz chodzą po świecie. Wszyscy demokraci sprzeciwiają się dyskwalifikowaniu ludzi z powodu ich urodzenia; tradycja sprzeciwia się dyskwalifikowaniu ludzi z powodu ich śmierci. Demokracja każe nam brać pod uwagę opinię każdego człowieka, nawet jeśli jest on tylko naszym lokajem; tradycja każe nam brać pod uwagę opinię każdego człowieka, nawet jeśli jest on tylko naszym ojcem”.Pogląd ten zdaje się mieć powagę aksjomatu, także z zakresu filozofii politycznej. Jako taki autoryzuje również odruch korygujący wyobrażenie związku polityki z historią. Odruch w Dniu Wszystkich Świętych usprawiedliwiony szczególnie.
Odruch ten kieruje się ku znanym z naszej codzienności zabiegom wokół stanu życia zbiorowego; zabiegom więc mieszczącym się w samej istocie polityki. Uderzająca jedność ich stylu pozwala mówić o różnicach co najwyżej ich stylistyki. Jedność stylu dostrzegamy między innymi w pewnym arystokratyzmie postawy autorów polityki, legitymizowanym tytułami autorstwa ich politycznych koncepcji. Wyraża się ona również we wspólnym wszystkim koncepcjom, ich instrumentalnym stosunku do historii. Różne modelunki historii pojętej jako instrument powodują wspomniane już różnice stylistyki. Stąd ów instrument historyczny – choćby pod postacią argumentacji – akompaniuje różnym koncepcjom zbiorowego życia, zależnie od nich stylizując różne interpretacje rozmaitych blasków i cieni historii ojczystej. Ale nawet najbardziej wyrafinowany akompaniament nigdy nie wyręcza głosu pieśni. Toteż odruch – nim odwróci się od codzienności – odnotowuje siłę, z jaką wzbijające się w niej koncepcje polityczne przygniatają serca obywateli szeregowych.
Stąd zwłaszcza w Dniu Wszystkich Świętych czujemy, że tysiącletnia historia Polski żąda wyłącznie odchwaszczenia z mitów – niepochlebnych i schlebiających. Tak jak z chwastów oczyszczamy mogiły. Czujemy i to, że tysiącletnie życie Polski – zachodząc w prawdzie swych blasków i cieni – nie daje się traktować jak instrument. Czujemy też odruchowo, że historia ciemnieje, gdy staje się instrumentem polityki. I, że rozjaśnia się polityka, uczyniona instrumentem historii prawdziwej.
W nabrzmiewającej specyfice obecnych realiów oznaczałoby to, że właściwie pojętego użytku politycznego oczekiwać można od polityki, której koncepcja oprze się o historyczną koncepcję Rzeczypospolitej. Istotę tej koncepcji, ustrój Pierwszej Rzeczypospolitej ujawnia w związku trzech zasad strukturalnych.
Są nimi – maksymalizacja udziału obywateli szeregowych w stanowieniu polityki, optymalizacja selekcji i weryfikacji elity powoływanej do jej wykonywania, oraz dostateczna ekspozycja monarszego zwierzchnictwa Rzeczypospolitej samej, nad rządzonym ogółem i nad rządzącą elitą.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka