Tekst z dn. 07.12.2019
UWAGA !! NADCHODZI IDEOLOGICZNA APOKALIPSA !!
Wydaje się, że pora już ostrzec społeczeństwo polskie, iż apokalipsa przepowiadana przez św. Jana jest bliska i niebawem może się wypełnić! Otóż szerzący się od jakiegoś czasu na Zachodzie ideologiczny patowirus umysłu, który według mnie powinien nosić nazwę „świrus”, jest już mocno obecny w Polsce. Jego sposób działania przypomina zaraźliwe i lawinowe działanie wirusów w informatycznej sieci i może spowodować katastrofalne spustoszenie w naszych umysłach, tkance społecznej, i systemie kultury.
Czy zapoznali się już Państwo z szokującą wypowiedzią wielkiego wśród lewactwa autorytetu – pani profesor Magdaleny Środy? („W tyle Wizji” z 06.12.19). Otóż ta „wybitna” pracownica naukowa UW (?), zapewne będąc „zainicjowaną”, jak kiedyś podała przez zawodową czarownicę z USA i ostatnio zainspirowana przez dwóch zachodnich, jak wszystko na to wskazuje, mocno nawiedzonych przez ideolo autorów, wyszła całkiem na serio z odważnym postulatem przyznania obywatelstwa zwierzętom, a w ramach tego: nadania statusu uchodźców szczurom, myszom i karaluchom, oraz przyznania statusu „państw suwerennych” zwierzętom dzikim itd. itp.?
To nie jest koszmarny sen! To jest koszmarna rzeczywistość! Ta „uczona” powiedziała to w Radiu Zet! Jeśli Państwo jeszcze nie zapoznali się z tą wypowiedzią, to trzeba to zrobić jak najszybciej! Jest to niezwykle pilne, gdyż wirus, który zasługuje na nazwę „świrus”, którego jak widać nosicielem jest pani profesor, jako bardzo zaraźliwy wirus umysłu, łatwo przeskakuje z głowy do głowy i w każdej chwili może zaatakować każdego z nas, jeśli nie jesteśmy dostatecznie chronieni odpowiednim poziomem krytycyzmu. Wobec powyższego zagrożenia, wszyscy obywatele jeszcze niezarażeni i zdrowi na umyśle, powinni bardzo wzmóc czujność i zastosować przeciw niemu ostrą profilaktykę, chroniąc zwłaszcza mało jeszcze odporne dzieci i młodzież, zanim dopadnie ono te bezbronne istoty. Jestem zdania, że wypowiedź pani Środy jest już dostatecznie alarmującym zwiastunem zbliżającej się pandemii „świrusa” w Polsce! Zarazek ten, jeśli poprzez media na dobre wydostanie się z terenów uczelni do przestrzeni publicznej, wcześniej czy później wywoła zaraźliwą i powszechną ideologiczną patologię, albo używając skrótów: ideopatologię, ideopatię lub ideoparanoję, która roznosząc się tak szybko jak wirusowa choroba świń, może ogarnąć wielkie populacje, wywołując u nich nieuleczalną i nieodwracalną chorobę, która w ostatnim stadium doprowadzi do ideozidiocenia. Ta niezwykle groźna choroba charakteryzuje się porażeniem układu hamulcowego w sferze intelektualnej i poznawczej, pełniącego w umyśle rolę immunologicznej bariery analogicznie jak przeciwciała w ludzkim ciele. Zapadnięcie na to straszne choróbsko powoduje ostre objawy utraty równowagi umysłowej, wysokiej gorączki intelektualnej, podniesienie się do niebezpiecznego poziomu fanatyzmu, niepohamowaną, wręcz galopującą i samozapętlającą się ideoloschizoparanoję. Wobec powyższego zagrożenia należy zaapelować do ministra zdrowia, aby postawił w stan gotowości cały personel psychiatryczny na terenie kraju, gdyż tym razem lekarze tej specjalności będą właściwą kadrą do walki z tą groźną epidemią. Lekarze ci w pierwszym rzędzie powinni zostać wysłani na odcinek szkolnictwa wyższego i urzędujących tam tak zwanych „kadr naukowych”, skąd idzie największe zagrożenie. Te pseudonaukowe ośrodki stanowią główne ogniska tej groźnej przypadłości, noszącej wszelkie znamiona dolegliwości psychotycznej. Najwyższa pora otoczyć te miejsca czymś w rodzaju kordonu sanitarnego, czy też raczej informacyjnego, wstrzymując nabór studentów i izolując od reszty społeczeństwa. W tej akcji bardzo przydatna byłaby pomoc resortu Nauki i Szkolnictwa Wyższego z samym ministrem Gowinem na czele. Gremium to miałoby możliwość zrehabilitować się za to, że przez tak długi czas lekceważyło zagrożenie i nie interweniowało wobec pojawiających się od dłuższego czasu zwiastunów ideolozarazy. Byłaby to dla tego gremium ostatnia szansa wykręcenia się od odpowiedzialności za tę karygodną ignorancję wobec zagrożenia uczelnianą paranoją, jeśli ta wymknie się spod kontroli i obejmie swymi mackami całe społeczeństwo, z ministrem i jego podwładnymi włącznie. By zaradzić niebezpieczeństwu, trzeba koniecznie powołać odpowiednie ośrodki do zbadania pochodzenia i działania wirusa „świrusa”, a także w celu znalezienia nań skutecznego leku. Trzeba je mocno zasilić funduszami. Powinni znaleźć się tam najlepsi, trzeźwi na umyśle specjaliści z dziedziny psychiatrii, psychopatologii i psychologii społecznej, pod kierownictwem największych autorytetów, oczywiście pod warunkiem, że ci naukowcy sami już nie są nosicielami „świrusa”. Należy koniecznie często zamawiać w intencji obrony przed tym nieszczęściem msze święte i jak to tylko możliwe uruchomić wszelkiego rodzaju egzorcystów. W końcu należy zaalarmować najwyższe władze państwowe, z prezydentem i premierem na czele, aby jeszcze w porę, nim dopadnie je choroba, ogłosiły stan wyjątkowy i podjęły ekstraordynaryjne środki zaradcze w skali całego kraju.
Jeśli to wszystko nie pomoże, pozostanie nam już tylko paniczna ucieczka na obszary jeszcze niezapowietrzone „świrusem” – najlepiej gdzieś na odległe wyspy Oceanu Spokojnego, w nadziei, że jeszcze przez jakiś czas będą one wolne od tej apokaliptycznej – groźnej dla życia zarazy.
Janusz Szostakowski
PROWOKATOR HARTMAN
Jak zwykle, jeszcze nie zdążymy ochłonąć po jednej szokującej wypowiedzi profesora Hartmana wymierzonej w polskie tradycje i świętości, a już artykułuje on następne, często jeszcze bardziej bulwersujące polską opinię publiczną.
Dla tego głośnego i medialnego profesora-prowokatora, zajmującego skrajnie lewackie pozycje, nie ma praktycznie żadnej wśród polskich świętości, której nie byłby w stanie zszargać, sprofanować i podeptać. Prowadzi on bezustannie zuchwałe i nośne akcje dyfamacyjne wymierzone w katolicyzm, w tradycyjną moralność, w polską wrażliwość historyczną i narodową, czym wnosi znaczny wkład w wojnę kulturowo-informacyjną prowadzoną przeciw Polsce.
Ta jego obrazoburcza działalność, trwa bez jakichkolwiek sankcji, już od bardzo długiego czasu, i nikt nie jest w stanie się jej przeciwstawić. Trzeba przypomnieć, że już na długo przed bojówkami LGBT, pan profesor-błazen wraz z innymi, np. pokroju równie „odlotowego” Janusza Palikota, urządzał wyjątkowo skandaliczne happeningi i uliczne hece ośmieszające chrześcijaństwo, polskie tradycje i patriotyzm.⁕ Ta jego działalność trwa permanentnie, mimo, że obraża uczucia przecież wyraźnej większości, która utożsamia się z katolicyzmem i tradycją narodową.
Ostatnio mieliśmy do czynienia z kolejną bulwersującą wypowiedzią prowokatora Hartmana, której treść utkwi nam mocno w pamięci. Ta opinia wywracającą o 180 stopni narrację historyczną, dotyczyła rzekomej „polskiej napaści na Rosję” w czasie wojny 1920 roku, w czym była bardzo zbieżną z historyczną narracją pochodzącą z tegoż kraju. Do tego wypowiedź naszego „skandalisty” miała miejsce w okresie szczególnego wzmożenia agresji „historycznej” ze strony Kremla.
Niestety! Choć od dłuższego czasu rządy sprawuje u nas patriotyczna prawica, a wyzywająca działalność pana profesora, spotyka się z oburzeniem większości społeczeństwa, w tym dużej części polityków i dziennikarzy, to wciąż nie widać w stosunku do jego osoby jakiejś adekwatnej reakcji ze strony czynników oficjalnych, co wydaje się jeszcze bardziej rozzuchwalać autora. Mamy wrażenie, jakby pan Hartman korzystał z jakiejś wyjątkowej pobłażliwości, jakiegoś specjalnego statusu, mimo, że jego medialne szarże są wyjątkowo bulwersujące i szkodliwe z punktu widzenia społecznej stabilizacji, a może nawet i bezpieczeństwa.
Wydawać by się mogło, że po tej prowokacji, która jak jeszcze nigdy wzburzyła opinię publiczną, coś wreszcie pęknie, że w końcu nastąpi jakaś reakcja ze strony oficjalnych czynników, lecz niestety żaden przełom nie nastąpił.⁕⁕ Przeciwnie! W mediach wciąż słychać opinię, że z uwagi na autonomię wyższych uczelni, których niestety pan Hartman jest przedstawicielem, taka reakcja przysługuje wyłącznie środowiskom naukowym i uczelnianym, a nie władzom państwowym. Taka opinia funkcjonuje, choć aktywność publicystyczna „ostrego profesorka” dalece wychodzi poza niwę nauki akademickiej i odważnie wkracza w sferę polityki i kultury.
Pomimo, że w naszym ustroju panuje duża swoboda i tolerancja w zakresie wyrażania poglądów, to chyba jednak istnieją w tym zakresie jakieś granice przyzwoitości, po przekroczeniu których, osoby o statusie pana Hartmana powinny się znaleźć w orbicie zainteresowania organów rządowych, przynajmniej na szczeblu ministerialnym, gdyż mają one charakter konfliktogenny, mogą powodować destabilizację stosunków społecznych, a może nawet wywoływać jakieś niepokoje społeczne.
Dlaczego wydaje nam się, że właśnie destrukcyjna i ostentacyjna działalność pana Hartmana powinna szczególnie zasługiwać na odpór ze strony obecnych przedstawicieli rządu, i różnych środowisk opiniotwórczych, pomimo, że dziś takich jak prowokator Hartman lewicowych radykałów, awanturników i pyskaczy, jest ci u nas wielki urodzaj? Otóż uważamy, że oprócz tego, iż znajduje się on w samej szpicy prowadzonych przez to środowisko działań wywrotowych, są ku temu przynajmniej dwa ważne powody:
Pierwszym z nich jest właśnie to, iż pan Hartman nie jest jakąś przeciętną jednostką, czy też zwyczajnym publicystą, ale osobą eksponowaną, pełniącą zaszczytną funkcję profesora w najstarszej i czołowej polskiej uczelni, jaką jest Uniwersytet Jagielloński. Osobą, której takie zachowanie nie przystoi. Jego agresywna działalność ideologiczna może godzić nie tylko w renomę i autorytet tej zasłużonej alma mater, ale może ona w ogóle godzić w powagę instytucji profesora, czyli najwyższego w hierarchii reprezentanta nauki, którego, zgodnie z dawno przyjętym w naszej cywilizacji etosem, powinny cechować powaga, dostojność, naukowy obiektywizm, krytycyzm, ostrożność i rozwaga w wydawaniu sądów, a także odpowiedni dystans do ważnych wydarzeń w życiu publicznym. Oczywiście pana Hartmana powinna także cechować postawa typowa dla naukowca, a nie fanatycznego ideologa. Niestety, swoim awanturniczym, niezrównoważonym, oraz mocno podszytym ideologią zachowaniem, które nie przystoi poważnemu wykładowcy, zaprzecza on tym zasadom, przez co może obniżać zaufanie ze strony licznej populacji studentów i środowisk intelektualnych, nie tylko do swojej konkretnej uczelni, ale również do całej kadry naukowej.
Oczywiście zgodnie z formalnie i zwyczajowo obowiązującą w naszym kraju wolnością, demokracją i pluralizmem światopoglądowym, profesor nauk humanistycznych ma prawo wyrażać publicznie prywatne poglądy, sympatie polityczne i krytyczny stosunek do jakichś wydarzeń czy zjawisk w sferze publicznej, zwłaszcza, jeśli wynikają one konsekwentnie z jego działalności naukowej i badawczej. Tylko, że w odróżnieniu od jakiegoś pospolitego aktywisty, funkcja profesora wymaga, by upublicznianiu poglądów, towarzyszyło jakieś dobrze podbudowane wiedzą naukową uzasadnienie, a w przypadku, gdy wypowiedzi dotyczą delikatnych obszarów życia społecznego, powinny je cechować odpowiednio wysoki poziom ostrożności, powściągliwości, etyki i kultury, miast pełnego agresji hejterskiego języka, wulgaryzmów, zachowań opakowanych w wyzywającą, prymitywną i brutalną formę, w żaden sposób nie licującą z powagą profesorskiego tytułu.
Niestety, przyglądając się tej działalności Jana Hartmana oraz jemu podobnym postaciom z życia akademickiego, których namnożyło się już całkiem dużo, i które zdołały już zdominować tę niezwykle ważną dziedzinę życia społecznego, mamy prawo do znacznego niepokoju o kondycję polskiego szkolnictwa wyższego.
Mamy obawy czy to wszystko przypadkiem nie sygnalizuje, iż polskie uczelnie stały się już siedliskiem dekadencji, oraz czy nie zostały zdominowane przez podobnych naszemu profesorowi ideologów lewackiej opcji? Czy ci, bardziej ideolodzy niż naukowcy, nie zdołali już przejąć pełnej kontroli nad polskim uczelniami? Czy, jak wiele na to wskazuje, pod osłoną pozornej niezależności przybytków nauki, nie zdołały się już tam po cichu przedostać tylnymi drzwiami, elementy mocno powiązane z neomarksistowską rewolucją kulturalną, w ramach tzw. „marszu przez instytucje”? Mamy też prawo do znacznego niepokoju o to, czy polskie uczelnie w ogóle jeszcze zapewniają studentom jakąś równowagę światopoglądową? Czy słuchacze mają tam jeszcze możliwość wyboru jakichś alternatywnych opcji naukowych i światopoglądowych? W związku z przykładem pana Hartmana wydaje się, że obawy te są mocno uzasadnione.
Drugim powodem, że panu Hartmanowi należy się odpór, jest obawa, czy przypadkiem zachowanie profesora nie przyczyni się wydatnie do rozbudzenia w polskim społeczeństwie antysemityzmu? Wszak o jego żydowskim pochodzeniu opinia społeczna jest dobrze poinformowana! Otóż mamy obawy, czy bulwersujące zachowanie naszego „uczonego”, a także wielu podobnych mu agresywnych osób o tym samym, publicznie znanym, pochodzeniu, jak przykładowo Adam Michnik, Agnieszka Holland, Barbara Engelking, Jan Grabowski, Anne Appelbaum, Joanna Senyszyn, Kazimiera Szczuka itd. – osób o podobnym temperamencie i równie ostro atakujących polską kulturę i świadomość narodową – nie spowoduje w końcu cichego i podskórnego narastania antysemityzmu, który na razie nie jest jeszcze widoczny, ale może w którymś momencie zacząć szukać ujścia? Wszak wśród różnych środowisk coraz częściej słychać opinię, że tak duża liczba osób pochodzenia żydowskiego, których bulwersujące zachowanie jest wymierzone w polskość i katolicyzm, a przy tym ma charakter prowokujący i ostro rzucający się w oczy, nie jest przypadkowe i ma przyczynę właśnie w sferze semickiego pochodzenia. Czy przypadkiem osoby te, które choć nie atakują Polski otwarcie z pozycji żydowskich, a przeważnie z pozycji lewicowych i lewackich, to jednak swoimi wyróżniającymi się zaciekłością, aktywnością, skutecznością i liczebnością, nie spowodują jakiejś antysemickiej recydywy, której ofiarą znów padną inni, w większości Bogu ducha winni, spokojni i lojalni Żydzi, bądź cała populacja, na którą może zostać rozszerzona możliwa agresja. Nasze społeczeństwo – co zrozumiałe – może nie chcieć przyjąć do świadomości, że podłożem działalności tych osób wcale nie muszą być motywy stricte żydowskie, tylko wynikające z lewicowego wyemancypowania się tych osób ze swojej grupy pochodzenia. Grupy, którą charakteryzowała chyba jedna z największych, religijna i obyczajowa, opresyjność – znacznie większa niż społeczeństwa chrześcijańskie. Wystarczy wspomnieć tu o ponad 600 zakazach i nakazach judaizmu drobiazgowo regulujących życie Żydom. Ta upragniona emancypacja⁕⁕⁕, która w ich przypadku może przyjmować skrajne formy, może właśnie skutkować większą u nich skłonnością do tzw. „nadtolerancji” oraz szerzenia różnego rodzaju siejących ferment dekonstruktywnych ideologii wymierzonych w istniejące więzi i spoiwa o charakterze religijnym, narodowościowym, etnicznym, charakteryzujące populacje, w których przychodzi im egzystować i prosperować. W końcu nie po to ci Żydzi wyzwolili się z tej swojej jakże opresyjnej tradycji religijnej i narodowej, by wpaść w inną, choć bardziej liberalną, to jednak także krępującą jednostkę, tradycję chrześcijańską.
Tak więc osoby te, jako mocno lewicujące odpadłszy od swojej grupy wyznaniowej, która ich już nie krępuje i im nie zagraża, zaciekle atakują te społeczności zewnętrzne, w których przychodzi im żyć, a które jawią im się również jako zagrożenie dla ich zdobyczy o charakterze wolnościowym. ⁕⁕⁕⁕ Rzecz w tym, że nie wszystkie populacje mogą podzielać tę żydowską optykę i mają prawo nie życzyć sobie narzucania im wzorców, które charakteryzują wyemancypowanych „starszych braci”. Tak samo żydowscy emancypanci nie mają moralnego prawa narzucania tym społecznościom swoich pomysłów na urządzanie świata. Tak więc ich akcja może więc zrodzić silną reakcję, która może nie wyjść wielu Żydom „na zdrowie”. Dlatego, iżby do tego nie doszło apelowałbym do tych środowisk żydowskich, które mogą potencjalnie paść ofiarą prowokujących poczynań niektórych swoich braci, aby będąc pomnym wobec wcześniejszych nieszczęść, uruchomili odpowiednie mechanizmy hamulcowe, które powściągnęłyby ich pobratymców-harcowników przed radykalną działalnością, która, nie daj Boże, może w końcu wywołać jakieś nieszczęścia w postaci tumultów i pogromów.
Chodzi przecież o to, by za wszelką cenę nie dopuścić do sytuacji ażeby znów ktoś za Goebbelsem zechciał rzucić publicznie to straszne hasło: „zamkniemy żydom ich bezczelne pyski”.
Przypisy:
⁕ Jest to o tyle dziwne, że obaj byli absolwentami KUL-u.
⁕⁕ Z ostatniej chwili: na poczynania pana Hartmana zareagował Sławomir Cenckiewicz, który zwrócił się z apelem do szerokich warstw społeczeństwa i mediów, aby zorganizować na większą skalę bojkot naszego „wybitnego” myśliciela. Wreszcie głos zabrał też minister Gowin, który niestety stanowi według mnie najsłabsze ogniwo w ekipie Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ jest znany z wyjątkowej bierności wobec groźnego zjawiska, jakie ma miejsce na powierzonych jego opiece wyższych uczelniach. Oczywiście chodzi tu o zjawisko szerzenia się w tych przybytkach nauki w zastraszającym tempie radykalnych lewackich ideologii, kosztem naukowej rzetelności. Otóż minister w omawianym przypadku zdobył się na szaleńczą odwagę, bowiem raczył zamieścić twitta z wyrazami dezaprobaty (raczej łagodnej) wobec prowokacji powyższego czołowego przedstawiciela lewackiego ideolo. Ale zawsze to już coś! Miejmy tylko nadzieję, że stanowisko jakie zajął pan Gowin, będzie jakimś zwiastunem dalszych kroków ze strony tego niezbyt odważnego ministra, który być może w ramach swoich prerogatyw zechce wreszcie podjąć się wielkiego zadania przywrócenia na polskie uczelnie humanistyczne nauki w miejsce ideologii.
⁕⁕⁕ Aleksander Hertz w swojej głośnej swego czasu książce pt. „Żydzi w kulturze polskiej” pisał, że w jego żydowskim środowisku, Żydzi nie myśleli o niczym innym, jak tylko o tym jak wyrwać się z getta.
⁕⁕⁕⁕ „Neofityzm to zjawisko wcale nie specyficznie żydowskie. Wszędzie, u wszystkich ludów i systemów religijnych, zdarza się, że słabe charaktery zżyte ze sferą kulturalną innowierców, że jednostki ambitne spragnione kariery, ludzie wygodni, dla których przekonanie metafizyczne, wiara, tradycja, stałość wewnętrzna i ofiarna wytrwałość przedstawiają wartość drugorzędną, odpadają od wyznaniowej grupy mniejszościowej, odrywają się od swej własnej upośledzonej społeczności historycznej i wrastają w obcy organizm zbiorowy. W wypadkach, gdy wyznanie łączy się z narodowością, taka dezercja religijna idzie często w parze ze zmiana narodowości.” Jest to cytat z książki Mateusza Miesesa pt. „Z rodu żydowskiego. Zasłużone rodziny polskie krwi niegdyś żydowskiej”. Ten wybitny żydowski uczony nie uświadomił, lub nie chciał sobie uświadomić, że obok apostazji istnieje również powszechne wśród Żydów zjawisko emancypacji o charakterze liberalnym i lewicowym, które dziś wyraźnie przybiera na sile, powodując daleko idące skutki dla kultury i życia politycznego.
Janusz Szostakowski 23.08.2019r.
Inne tematy w dziale Polityka